Środowy hardkor…

Wczoraj padał piękny deszczyk, ale Kisiu i tak postanowił wybrać się Bzyczkiem na przejażdżkę…

Umówiłem się z kumplem w Centrum Handlowym Marki. Miałem oddać mu jedną pożyczoną rzecz. W momencie gdy odpalałem skuter nieźle już padało. Odpaliłem, poczekałem aż ssanie się wyłączy i jeszcze chwilkę i ruszyłem. Ujechałem ze trzysta metrów gdy skuter zamulił się i zdusił, ale nie zgasł (standard ostatnio). Chyba z pięć minut próbowałem wkręcić go na obroty, ale w końcu się udało i normalnie już jechałem.

Na Toruńskiej przed Polonezem korek. Całe szczęście udało się go ładnie objechać i nikt mi nawet drogi nie zajechał. Zresztą i tak nie kląłbym na głos, bo by mi szyba zaparowała.

Dojechałem lekko przemoczony. Pogadałem z kolegą, poznałem jego nowiutką dziewczynę i stwierdziłem, że muszę lecieć, bo deszcz z chwili na chwilę wzmagał się. Jechałem znów Mostem Grota i zastanawiałem się ile kilogramów przybrałem na wadze. Kilka na pewno. Całe szczęście one odparują.

W pewnym momencie niewiele już widziałem, bo zarówno szybka kasku jak i okulary były całe w kropelkach wody. Woda była wszędzie. Dosłownie. Nawet w gaciach powódź. Gdybym teraz się zsikał to nie byłoby już różnicy, a i miałbym tylko cieplej, hehe. Ale dotarłem szczęśliwie i nie osierociłem nie narodzonej jeszcze córeczki.

Potem zaparkować, co znając pomysłowość moich sąsiadów bywa rzeczą trudną. Po prostu parkują się przy jedynym słupie do którego mogę podczepić skuter. Teraz całe szczęście zostawili mi z 50 – 60 cm luzu więc dałem radę. Wymieniłem pozdrowienia z naprutym sąsiadem na klatce i szybko do mieszkania wysuszyć się.

Powiem szczerze – cieszę się z tego, że miałem taki sprawdzian. Skuter go przeszedł bez problemu – mżyła się tylko kontrolka od oleju, ale dziś już przestała. Ja też przeszedłem – miałem momenty, że było gorąco – gdy piękne fale wody spod samochodów na sekundę lub dłużej ograniczały mi widoczność niemal do zera. I nie widziałem linii oddzielających pasy ale to nic. Dałem radę i nikomu nie wjechałem pod koła. Nawet nie było mi zimno – pomimo, że podróż trwała (w jedną stronę) niemal godzinę…

Za to gdy kilkanaście dni temu jechałem (pomimo strasznego wiatru) do Mławy, okutany w koszulkę, sweter,  kurtkę  i rękawiczki to po 90 km czułem zimno, oj czułem… Godzinę w domu się jeszcze rozgrzewałem. Ale to nic, lubię Bzyczka i jazdę nim!

Inne publikacje na ten temat:
Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Kisiu1981

Benzer Indiana 2T 2011

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz jeszcze
Close
Back to top button