LWG: Co oznacza i jak pokazać gest motocyklistów?

LWG czyli lewa w górę jako motocyklowy gest symbolizujący pozdrowienie

W skrócie
  • LWG to miły gest, niczym pozdrowienie
  • Pozdrawiamy wszystkich motocyklistów. Bez względu na pojemność czy klasę jednośladu
  • Istnieją również inne formy pozdrowienia prócz uniesienia lewej ręki
  • W innych krajach Europy można spotkać się z uniesioną nogą

Przeglądając forum, Facebooka, Jednoślad.pl, często można napotkać się na zagadkowy dla wielu skrót – “LWG”. Nowicjusze w świecie motocyklowym i skuterowym często drążą – pytając – “co to znaczy i jak pokazać LWG?”. Komu wypada a komu nie okazać ten znak?

Sprawa jest prosta. Podobnie jak inne “grupy zawodowe”, motocykliści mają swój tajny kod, którym pozdrawiają się nie tylko w Internecie, ale także w tak zwanym realu, na drodze. Skrót LWG oznacza “lewa w górę”, czyli nawiązuje do gestu używanego na szosie, którym dobrze jest pozdrowić mijanego przez nas innego kierowcę jednośladu. Jednak nie tylko motocykliści mają taki zwyczaj. Podobnie czynią kierowcy autobusów, ciężarówek, motorniczy tramwajów, pociągów a także użytkownicy CB radia. Z tą różnicą, że w kanonie radiowym mówi się “73” lub “55”.

Dlaczego akurat LWG a nie PWG? Z prostej przyczyny – w trakcie prowadzenia motocykla czy skutera prawa ręka przez cały czas spoczywa na manetce gazu. Lewa, jeśli akurat nie hamujemy (skutery), albo nie używamy sprzęgła (motocykle) pozostaje wolna.

Lewa w Górę, LWG! Jak to wszystko się zaczęło?

Znak LWG rozpoznawany jest praktycznie na całym świecie, a już na pewno w większości europejskich krajów. Jak to się stało, że prosty znak stał się aż tak popularny? To bardzo proste i wynika po prostu z miłości do motocykli. Jednak żeby dokładnie wytłumaczyć co i jak, musimy cofnąć się do przeszłości. Jak pewnie większość z Was doskonale wie, motocykle powstały z chęci udoskonalania rowerów. Cóż, to była naturalna kolei rzeczy. Wkrótce jednak użytkownicy oraz konstruktorzy zmotoryzowanych rowerów zobaczyli, że gdyby popracować nad nimi z trochę innym nastawieniem to motocykle mogłyby być świetnym i tańszym substytutem samochodów, które były cholernie drogie. To właśnie na tej bazie wyrosła popularność motocykli.

Mijały lata, szczęśliwie dla użytkowników samochody taniały i wkrótce na zakup auta mogło sobie pozwolić coraz więcej osób. To spowodowało drastyczny spadek popularności motocykli. Samochód nadal uważany był za dobro luksusowe, mógł przewieźć całą rodzinę, całą masę rzeczy, a przy okazji był wygodniejszy. Na motocyklach zostali w większości przypadków pasjonaci, którzy znali się osobiście z różnych imprez, spotów i spotkań. Zresztą nie musimy daleko szukać. W latach 70-tych czy 80-tych po Warszawie jeździła zaledwie garstka motocykli z zachodu, a ich właściciele jeśli nawet się nie znali osobiście, to doskonale się kojarzyli.  Jak w takim przypadku nie pozdrowić kolegi? Tak w dużym skrócie powstał znal LWG, a więc Lewa w Górę!

LWG: Przymus, czy przywilej?

Często w rozmowach na żywo czy w sieci można spotkać się z wyrażającym żal stwierdzeniem, że ktoś mi nie odmachał, albo, że czekałem aż machnie pierwszy i tak przejechaliśmy obok siebie bez pozdrowienia.
Nie róbmy jednak z tego afery. Po pierwsze nie każdy lubi i chce aż tak identyfikować się ze społecznością jaką są motocykliści i w końcu ma do tego prawo. Przecież można traktować motocykl, czy skuter tylko użytkowo. Nie każdy też, zwłaszcza świeżo upieczony kierowca jednośladu (a o takich coraz łatwiej w dobie popularności prowadzonych z samochodowym prawem jazdy motocykli klasy 125), musi znać w ogóle pojęcie LWG, czy wiedzieć o tym, że motocykliści się pozdrawiają. Kolejnym aspektem jest fakt, że zwłaszcza w dużych miastach, motocykli jest coraz więcej i po prostu chcąc pozdrowić każdego musiałbyś w godzinach szczytu mieć nieustannie uniesioną lewą dłoń. I wreszcie, będąc przy gęstym ruchu, przejeżdżający obok motocyklista może cię zwyczajnie nie zauważyć w ulicznym tłoku. Pamiętajmy, że najważniejsze jest bezpieczeństwo i naprawdę nic złego się nie stanie jeśli komuś nie odmachasz, trzymając kierownicę na torowisku czy nierównościach, lub zwyczajnie mając wciśniętą klamkę sprzęgła. Pamiętajmy także, że LWG to tylko dobrowolny gest wyrażający jedynie sympatię i przynależność do pewnej grupy. To, że ktoś nie odmachał wcale nie musi oznaczać, że jest gburem, czy że traktuje nas z góry. Nie róbmy z pozdrawiania się przymusu, a traktujmy LWG jako nasz motocyklowy przywilej.

Honda Monkey

Z drugiej strony pamiętajmy, że za symbolem LWG powinien iść cały szereg zachować drogowych, nie tylko wynikających z kultury motocyklowej, ale i przynależności do grupy. Chodzi o to żeby nie zostawiać motocyklistów stojących na poboczu bez pomocy, zresztą nie tylko na poboczu. Każdy z nas wpada w różne tarapaty: czasami kończy się paliwo, czasami motocykl odmawia posłuszeństwa i akurat w tym momencie pada telefon. Wystarczy, że zatrzymasz się obok stojącego na poboczu delikwenta i zapytasz się czy nie potrzebuje on pomocy – ta mało, a niestety dla wielu z nas tak dużo. W większości przypadków pomoc będzie zbędna, może jednak dojść sytuacji, w której poświęcenie dwóch minut uratuje komuś tyłek, a ty z odjedziesz z dobrym uczynkiem na koncie. Karma wraca!

Kultura motocyklowa przede wszystkim

A co w krajach, w których motocyklistów jest więcej niż u nas? Włochy, Grecja, Francja, Hiszpania, Chorwacja? Oni sobie nie machają? Otóż z tym jest bardzo różnie. Pierwszy raz w życiu, będąc we Francji spotkałem się z PWB, czyli prawa (ale noga) w bok. Motocyklista po wyprzedzeniu mnie oderwał swoją prawą nogę od podnóżka i postawił z powrotem. Przyznam, że nie zrozumiałem o co chodzi. Gdy sytuacja ta powtórzyła się kilkukrotnie, dotarło do mnie, że jest to motocyklowe pozdrowienie, oddanie szacunku, po prostu „przyziomkowanie się”. I dobrze! Nie polecam odrywania rąk od kierownicy, przy wyprzedzaniu z większa prędkością, natomiast oderwanie nogi od podnóżka wydaje się w tym miejscu rozsądniejsze. Wysuwanie prawej nogi na bok związane jest również z podziękowaniem innemu kierowcy za zrobienie miejsca na jezdni, czy przepuszczenie w ruchu ulicznym.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

LWG, czyli lewa w górę. Czy to pozdrowienie ma szansę przetrwać?

Coraz częściej w Polsce możemy spotkać się z osobami, które zdejmują nogą z podnóżka, dziękując w ten sposób lub pozdrawiając innego uczestnika ruchu. To naprawdę fajny zwyczaj, szczególnie jeśli chcemy komuś podziękować przeciskając się w korku, manewrując między autami czy po prostu jadąc w miejscach, w których całe nasze skupienie powinno lądować wokół nas samych. Wyciągnięcie nogi jest bezpieczne i nie wpłynie na obsługę motocykla.

Zostaje jeszcze gest skinienia głową. Jesteś skupiony na obsłudze sprzęgła, nie będziesz odrywał ręki od kierownicy – rusz zatem głową. Drobny gest, a cieszy. Delikatnie skinienie lub też bardziej wyraziste machnięcie głową sprawi frajdę każdemu, do kogo skierowany jest ten gest. Nie zawsze da się LWG, ale zawsze warto okazać szacunek motocyklowej braci, a wierzę, że co jak co, ale szacunek zawsze przetrwa…

Geneza LWG: Inny świat

Posiadanie motocykla było w tamtym czasie sporym wyrzeczeniem i kosztowało dużo… zachodu. Dzisiaj wystarczy przeznaczyć przeciętną wypłatę, aby kupić najtańszy japoński sprzęt. Co prawda jego stan będzie opłakany, ale w tamtych czasach nikt przecież nie wybrzydzał. Jeździło się tym co było. Liczyła się pasja i silna wola. To wszystko powodowało, że w światku motocyklistów szybko zaczął pojawiać się symbol uniesionej lewej ręki w pozdrowieniu innego motocyklisty.

Lewa w górę! (LWG)

Z historią „Lewej” na całym świecie (tak, to pozdrowienie spotkamy również w innych krajach) wiąże się również zmiana upodobań ludzi oraz dostępności samochodów. Od początku motoryzacji aż do czasów powojennych motocykle niepodzielnie rządziły praktycznie wszędzie. Były tańsze i bardziej ekonomiczne. Auta z kolei były potwornie drogie. Wkrótce miało się to zmienić, a każda przeciętna rodzina którą zaczynało być stać na czterokołowy pojazd wykorzystywała sytuację. Wkrótce auto stało się dostępnym wyznacznikiem statusu społecznego i należało je mieć. Na placu boju zostało niewielu motocyklistów, ale ci którzy zostali okazali się być w dużej liczbie prawdziwymi pasjonatami.

Kultura przede wszystkim

Jednak za symbolem LWG szła również cała masa zachowań, które wynikały, co tu dużo gadać, z zasad dobrego wychowania. Lewa w Górę oznaczała nie tylko pozdrowienie, ale również fakt, że potencjalny motocyklista nie zostawał sam w sytuacji, w której potrzebował pomocy: w trasie, garażu, na zlocie czy w domu. Z jednej strony to była hermetyczna grupa, ale jeśli wykazałeś się chęcią dołączenia do niej, to nie było z tym większego problemu. Z czasem motocykle stawały się coraz bardziej dostępne. Dzisiaj już nikt się nie obraca za przejeżdżającym Virago 535 – kiedyś posiadanie takiej maszyny robiło spore wrażenie. Dostępność motocykli spowodowała, że „motocyklowa brać” powiększyła się i rozproszyła, a to finalnie doprowadziło do zmian w półświatku. Również do zmian w zachowaniu. Oczywiście jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że kiedyś to było, dzisiaj już nie jest – zdecydowanie wolimy mieć w czym wybierać, poszukując motocykla marzeń niż być skazanym na jedyny dostępny sprzęt w odległej okolicy, ale fakty są niezmienienie: zachowania przeciętnego użytkownika motocykla są inne.

Czy zatem któraś strona jest lepsza, a któraś gorsza? Nie. Dzisiaj nie każdy musi czuć się motocyklistą, jeżdżąc na motocyklu. Część z nas to użytkownicy, którzy nie potrzebują się utożsamiać z resztą motocyklowej grupy. Z drugiej strony znam kilku skuterzystów, którzy są bardziej motocyklowi od najbardziej hardcorowych motocyklistów. Czy powinniśmy pozdrawiać skuterowców oraz motocyklistów jeżdżących na motocyklach o mniejszej pojemności? Jeśli czujesz klimat LWG, to w mojej opinii tak, przynajmniej jeśli akurat nie przetaczasz się przez zatłoczoną Warszawę, bo ciężko sobie wyobrazić żeby robić to z ręką na stałe oderwaną od kierownicy – to po prostu niebezpieczne. Po drugiej stronie może się znajdować taki sam zapaleniec i pasjonat jak Ty, chociaż może poruszać się motocyklem mniejszym lub po prostu skuterem. Tutaj przecież nie chodzi o zasobność portfela i wielkość silnika, a o podejście do sprawy.

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button