Dlaczego kochamy stare motocykle?

Stare motocykle mają w sobie magię budzącą pożądanie. Doskonale to rozumiemy, a nawet potrafimy wytłumaczyć dlaczego kochamy stare motocykle.

Setki jeśli nie tysiące naprawdę mądrych i zdolnych ludzi spędza miesiące w pracowniach i w laboratoriach, by tworzyć motocykle coraz to lepsze pod każdym względem. To oczywiście przynosi piorunujące rezultaty, jednak my I tak wciąż oglądamy się za motocyklowymi skamielinami. Skąd się to u nas bierze? Każdy ma ten sam powód – po prostu kochamy stare motocykle. Każdy jednak kocha je za co innego.

Miłość nie wybiera i jak chwyci to nie chce puścić. Tak było z naszą zajawką motocyklową – jak za dzieciaka chwyciła, tak dorosłych puścić nie chce. Będąc szczawikiem, każda chwila spędzona na dwóch kółkach była najbardziej intensywnym doznaniem jakie można było wtedy wywołać. To było coś nowego, mocnego… po prostu czyste szczęście, które było wyłącznie twoje. Śmiem twierdzić, że nic w moim życiu nie było bardziej beztroskie niż wojaże na motorowerze.

Takich chwil i emocji nie da się zapomnieć. Ba, większość z nich jest nawet podkoloryzowana przez potężnych mistyfikatorów – czas i nostalgię. Dzięki nim te momenty we wspomnieniach są jeszcze lepsze, a Romety i WSK psuły się mniej i jeździły lepiej. To właśnie przez nostalgię i sentyment wielu z nas kocha polskie dwusuwy, którym przecież do doskonałości było daleko. Zresztą wcale nie muszą być to polskie motorowery, może to być sprzęt dowolnej proweniencji – najistotniejsze jest to, że po prostu kojarzy nam się z pięknymi chwilami. Każdy przecież prędzej czy później zatęskni za czasami, gdy był podrostkiem i nic nie musiał.

Tak czy inaczej osoby urodzone w latach 70-tych i 80-tych były skazane na socjalistyczne produkty. Nawet jeśli jeździłeś na jednośladach lub zaczynałeś jeździć w latach 90-tych, to nie miałeś większego wyboru. Nowe Japończyki po prostu nie były dostępne, a potem były zwyczajnie drogie. Na drugiej stronie skali znajdowały się Komarki, Ogary, Jawki, motocykle WSK itd. które w niszczały pod płotami, w komórkach – zasypane śmieciami, niszczały w garażach, a ich los był przesądzony. Z jednej strony ich właściciele wiedzieli, że to złom i nie ma sensu tego reanimować – tym bardziej, że w rodzinie pojawił się Maluch, Polonez lub duży Fiat. Z drugiej, szkoda było to oddać na złom.

Dlaczego kochamy stare motocykle?

Zresztą kilka lat później rozpoczęła się olbrzymia fala wywózek polskich jednośladów właśnie na złom. Cała masa pojazdów została w ten sposób przerobiona na żyletki. Powinniśmy nad tym stanem płakać rzewnymi łzami, ale na pocieszenie dorzucę od siebie, że nadal w Polsce znajduje się tak dużo jednośladów wyprodukowanych w PRL, że starczy dla każdego.

Nasza miłość do starych motocykli, to przecież miłość do lat minionych. Wyciągaliśmy jednoślady z zakurzonych komórek – bardzo często w towarzystwie śmiechu naszych wujków, dziadków i rodziców. Były to motocykle, które był już wtedy bardzo często zajeżdżone i nie do użytku. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, udało się nam je odpalić i przejechać…

…jakieś kilka kilometrów i znowu był klops. Znowu ścięło klin na wale, znowu padł kondensator, złapaliśmy kapcia w dwudziestoletniej dętce, znowu złapało tłok. Każdy normalny człowiek w dzisiejszych czasach, rzuciłby taki jednoślad i zapomniał o nim. Czasy były zdecydowanie inne, a nas – wtedy młodych, nie było stać na zatankowanie do pełna zbiornika paliwa, nie wspominając o zakupie włoskiego skutera. To właśnie na tej fali wyrósł rynek pojazdów chińskich, które w tamtych czasach były zwyczajnie tragiczne – dzisiaj śmiejemy się z tego, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie sprzedawałby nowego skutera za 1800 zł -tak było wtedy. Dzisiaj 7 tysięcy, to absolutne minimum.

Stresujące chwile, które stają się świetnymi historiami

Oczywiście, zmieniła się wartość złotówki, ale przede wszystkim zmieniła się jeszcze jedna rzecz. Dzisiejszymi, chińskimi produkcjami po prostu da się jeździć, wtedy to nie było aż tak proste – bardzo często chińskie skutery miały problem wyjechać o własnych siłach z marketu. To też doprowadziło, że szczęśliwcy posiadający stare motocykle, wcale nie byli skazani na przegraną. Podejrzewam, że cykl jazdy miedzy remontem, a remontem przeprowadzonym przez bandę trzynastolatków w akompaniamencie piachu, młotka i kombinerek mógł mniej więcej taki sam jak w przypadku skutera z marketu za 1800 zł.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Do tego dochodzi sentyment polegający na tym, o czym już w pewien sposób wspomnieliśmy wyżej. Myślę, że doskonale ten proces zrozumieją podróżnicy, którzy wypuszczają się w świat – bardzo często dziki i niebezpieczny. Tam właśnie przeżywają męczącą, niebezpieczną i stresującą przygodę. W momencie kiedy są w centrum wydarzeń, nie jest im do śmiechu. Kiedy wrócą do domu, odpoczną i przemyślą wszystko, najczęściej zaczynają to sobie układać w głowie i podchodzić do przeżyć w zupełnie inny sposób. Tak właśnie powstają w naszych głowach niesamowite wspomnienia.

Stare motocykle. Na zawsze z nami!

Dokładnie tak samo jest ze starymi motocyklami w naszych głowach. Przecież denerwowaliśmy się niezwykle na ich awaryjność. Irytował nas sposób w jaki się prowadziły, jeździły czy hamowały. Obiektywnie rzecz ujmując były straszne. Jednak przeżywaliśmy z nimi przygody, naprawialiśmy w polu, ścigaliśmy się, dojeżdżaliśmy do szkoły, woziliśmy kolegów i koleżanki. To była nasza młodość i już dawno to wszystko poukładaliśmy w głowach. Jak się wydaje, porządek we wspomnieniach zrobiliśmy dzięki nowym motocyklom – to ich doskonałość, bezawaryjność i łatwość użytkowania dała się zaznaczyć na osi “motocykle”.

Origine Vega. MZ ETZ 250

To dzięki nim złapaliśmy punkt odniesienia. Dzisiaj wszystko jest inne. Lepsze, łatwiejsze i przyjemniejsze. Jednak to lata beztroski (mimo, że trosk za sprawą naszych jednośladów mieliśmy sporo) wspominamy jako te najwspanialsze. Czy byłoby tak, gdybyśmy nie mogli dzisiaj jeździć na nowych motocyklach?

Wydaje mi się, że kluczowa jest tutaj możliwość wyboru. Jeśli możesz dosiąść nowoczesnego motocykla, to motocykl stary jest czymś wyjątkowym. Gdybyśmy nie mieli takiej możliwości, to jestem niemal pewien, że wcale tak gorliwie byśmy nie bronili produktów PRL.

Marzenia z plakatów

Ale bądźmy szczerzy, graciarska miłość zazwyczaj nie skupia się na krajowych dwusuwach. To wypasione sprzęty sprzed lat zazwyczaj budzą największe pożądanie. No bo jak tu nie pałać miłością do motocykla, pod którego plakatem zasypiałeś? Ja mam jeszcze tego pecha, że cała moja skrzynka z zabawkami była oblepiona naklejkami ze sportami i crossówkami z lat 90., a i w samej skrzynce było sporo modeli motocykli, które zajeżdżałem zabawą jak pijany zlotowicz.

MZ ETZ 250: motocykl zabytkowy. fot. Tobiasz Kukieła

Nic więc dziwnego, że jako dorosły chłopak świecą mi się oczy na widok starej Yamahy YZ w biało-różowym malowaniu, zielonej Kawy ZXR 750, Hondy Fireblade SC28 czy nawet Gold Winga 1200. Po prostu dziecięca fascynacja pozostała, a z wiekiem doszła świadomość, że po pierwsze prawo i umiejętności pozwolą mi na jazdę na nich, a jak się dobrze postaram to i finanse będą przychylne. Choć to też bywa niepokojące. Sentyment prowadzi czasem do desperacji i dojrzali ludzie chcąc zrealizować niespełnione marzenia z młodości, są w stanie zapłacić naprawdę wysokie kwoty, by stać się posiadaczem „motocykla z plakatu”. Dobitnie widać to po cenach rodzimych konstrukcji, które osiągnęły idiotycznie wręcz wysoki pułap, właśnie przez sentyment.

Stary motocykl to po prostu wehikuł czasu

Nie myślcie jednak, że stare motocykle nie mają do zaoferowania nic poza dawką wspomnień. Zdecydowanie nie jest to jedyny powód, za który można je kochać. To są tylko dodatki. Głównym argumentem, by je kochać jest po prostu to jakie są. Ich charakter, niepowtarzalność, zapach i po prostu całkowita odmienność od motocykli produkowanych dziś. Obecnie bowiem, producenci mają już ogromne doświadczenie w produkcji bardzo dobrych motocykli i ciężko z tym dyskutować. Jeśli miałeś okazję spróbować nowych motocykli, to prawdopodobnie zgodzisz się, że dziś bardzo ciężko o znalezienie złego markowego modelu. Takiego, który naprawdę fatalnie skręca, kompletnie nie hamuje, a silnik jest ospały jak spasiony kot. Z jednej strony to super, a z drugiej strony między tymi motocyklami nie ma kolosalnych różnic, bo producenci często stawiają na podobne, sprawdzone i działające podzespoły i rozwiązania. A dawniej?

MZ ETZ 250: motocykl zabytkowy. fot. Tobiasz Kukieła

A dawniej firmy czuły się trochę jak na dzikim zachodzie. Każdy producent szukał swojej drogi metodą prób i błędów, nierzadko na klientach. Stosował naprawdę dziwne rozwiązania, które działały jak chciały lub nie działały w ogóle. Wymyślał jakieś nowe bajery, szukał gdzie można utrzeć nosa konkurencji, w czym można być najlepszym. Nie byli jeszcze w stanie zbudować motocykla kompleksowo zbliżonego do doskonałości, obierali więc cel na konkretną kategorię – zazwyczaj była to prędkość lub moc, a rzadko kiedy podwozie.

W tych motocyklach po prostu było mnóstwo niedoskonałości i niewiele elektroniki. I choć tej drugiej nie jesteśmy przeciwnikami, to jednak analogowe odczucia z jazdy są wspaniałe. Na pewno znacznie inne niż te, które dostarczają współczesne sprzęty. I to właśnie jest główny powód, przez który kochamy stare motocykle – są po prostu czymś całkowicie innym niż nowe sprzęty.

Pośpiech nie jest wskazany

Dają całkowicie inne doznania niż obecnie serwowane i ciężko obiektywnie stwierdzić czy lepsze czy gorsze. Subiektywnie natomiast bez wątpienia odpowiemy, że lepsze. Lepsze, bo nam nie spowszedniały, bo są czymś nowym, odskocznią od motocyklowej codzienności. I nawet jeśli trudno sobie wyobrazić, byśmy na co dzień zamienili nowoczesny motocykl na leciwe czterdziestoletnie czy starsze maszyny, to w chwilach, gdy mamy potrzebę beztroskiej jazdy, takiej swojej chwili oderwanej od rzeczywistości, bez wahania sięgniemy po sprzed z innej epoki. Bo to po prostu jest wehikuł czasu.

MZ ETZ 250 na torze. Wyzwanie Motul. Klasyczne motocykle

Stare motocykle to przede wszystkim pojazdy, które nie cierpią pośpiechu. Nie musisz się spieszyć przeprowadzając remont, nie musisz się spieszyć kiedy na nich jedziesz. Bardzo rzadko towarzyszy im jakaś konkretna celowość, oprócz relaksu rzecz jasna. Kiedy naprawiasz silnik i coś nie idzie po Twojej myśli, to po prostu możesz odejść i zrobić to innym razem. Kiedy jedziesz, nie czujesz potrzeby szybkiej jazdy. Po prostu hamujesz, zwalniasz i robisz wszystko swoim tempem. Czy odpali dzisiaj, czy jutro to bez większego znaczenia – to właśnie jest sprawa, przez którą tak bardzo lubimy stare motocykle.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button