Prawo jazdy: Dlaczego tak trudno w Polsce zdać egzamin?

Mamy najniższą zdawalność egzaminów państwowych w Europie (34%) i jednocześnie najwięcej ofiar śmiertelnych na 1 mln mieszkańców (84). Pomimo tego dysonansu nadal nikt nie zdecydował się na całkowitą przebudowę systemu szkolenia i egzaminowania Polaków na prawo jazdy.

Niemal 70% dochodów WORD pochodzi z opłat za poprawki. Już w 2015 roku NIK zwrócił uwagę w swoim raporcie, że wszelkie zmiany i utrudnienia nie dają żadnych rezultatów z zakresu bezpieczeństwa, prócz korzyści finansowych dla WORDów. To nie są niezależne instytucje – każda taka placówka utrzymuje się z wpływów jakie generuje, a wszelkie nadwyżki stanowią dochód Sejmiku Wojewódzkiego. Jedocześnie dyrektorzy Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego często stają się krajowymi konsultantami legislacyjnymi we wszelkiego rodzaju komisjach sejmowych. To oczywisty konflikt interesów, którego nie zauważają jedynie politycy. Wszelkie modernizacje tego układu są nie na rękę zarówno dla WORD, wojewodów i ministrów. Monopol na egzaminowanie to oczywisty biznes. Jakkolwiek by nie utrudnić egzaminu to chętni i tak się znajdą.

Tymczasem średnia zdawalność egzaminów praktycznych na prawo jazdy w Polsce w 2014 r. wynosiła 34,5 proc. (w 2013 r. – 31,5 proc.). Dla porównania w tym samym roku w Wielkiej Brytanii zdało ok. 47 proc. osób, a w Niemczech aż 74 proc. przy znacznie niższej liczbie zabitych w tych krajach. Polska ma jeden z najwyższych w Europie wskaźników zabitych na 100 wypadków drogowych: 9,4 – to osiem razy więcej niż np. Wielkiej Brytanii (1,2) czy w Niemczech (najniższy w Europie – 1,1). Młodzi kierowcy – do 24 lat i stażem do 2 lat – są w Polsce sprawcami co piątego wypadku drogowego.
Z powyższych danych wynika, że głównym problemem nie są młodociani ze świeżo zdobytymi uprawnieniami. Za sytuację na polskich drogach odpowiada brak poszanowania do przepisów, najniższe w Europie mandaty, stan dróg i pojazdów jakimi się poruszamy. Zaskakująca jest polityka wszystkich rządów, które stwarzają jedynie pozorne ruchy mające na celu poprawę bezpieczeństwa na naszych drogach. Co rusz słyszymy o kolejnych obowiązkach i utrudnieniach. Ten proces trwa już od dekad, jednak bez wyraźnej poprawy. Aktualny trend poprawy sytuacji zawdzięczamy budowie bezkolizyjnych dróg oraz coraz nowocześniejszym pojazdom, które lepiej chronią zdrowie i życie w chwili zdarzenia

Są trzy elementy w tym systemie, które są w stanie zmienić ilość zabitych na polskich asfaltach.

Po pierwsze należałoby w pełni przebudować system szkoleniowy i zaczynać edukację w wieku szkolnym. Wychowanie w ruchu drogowym powinno być obowiązkowym i osobnym przedmiotem w wymiarze conajmniej dwóch pełnych semestrów gimnazjum. Niestety MEN uważa, że istotniejsza jest muzyka, religia i plastyka przez kilka lat edukacji każdego dziecka. Małolat potrafi posługiwać się pastelami, zna technikę frotażu z XV wieku, ale nie wie, że powinno mieć oświetlenie w rowerze oraz dlaczego.

Druga rzecz to rozgromienie obecnego systemu szkolenia praktycznego. Koniec z trasami egzaminacyjnymi, wsadzaniem na miny oraz nauki na pamięć wszystkich manewrów. Należy zaadoptować rozwiązania z UK czy USA. Egzamin jest prosty – albo potrafisz jeździć, albo nie.

Trzeci punkt to mandaty. 100 zł za brak świateł w nocy? Brak kar finansowych za zły stan techniczny? 100 zł jazdę za kasku? 300-500 za jazdę pod prąd na autostradzie? Już nikt się tych kwot nie boi. Gdyby nie punkty karne to już dawno mielibyśmy tutaj Indie.

Należy zliberalizować procedurę uzyskiwania uprawnień i dać młodemu kierowcy kredyt zaufania. Następnie z pełną stanowczością egzekwować kary za łamanie przepisów. To o wiele mniej skomplikowane niż ciągłe zmiany w egzaminach. Wypadki z udziałem niedoświadczonych kierowców to nie tylko wynik braku wiedzy czy doświadczenia, ale przede wszystkim brawury. Moim zdaniem rozwiązanie powinno być bardzo proste – wysokie kary finansowe. Osiemnastolatek przemyśli dwa razy swoje zamiary jeśli będzie miał do zapłacenia na przykład 1500 zł za wyprzedzanie na przejściu i 3000 za przejazd na czerwonym. Jazda bez kasku? Tysiąc i tydzień bez prawka.

Ten system jest chory i dziurawy za sprawą innej pozycji w taryfikatorze – jazda bez uprawnień – 500 zł. Już dziesiątki razy o tym pisaliśmy. To niesprawiedliwe wobec posiadających plastik, jednocześnie śmieszne i zachęcające do prowadzenia bez egzaminu. Ot taka Polska paranoja. Może to kiedyś ulegnie zmianie. Póki co na wiejskiej są rzeczy ważniejsze do załatwienia.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

1 opinia

  1. No właśnie! Skuterem może jeździć osoba dorosła bez jakichkolwiek uprawnień. A posiadając prawo jazdy kat. B idąc na kurs kat. A musisz odbębnić cały kurs. Nie można byłoby tylko wykupić jazdę i zdać egzamin na mieście? Totalna bzdura!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button