Pięć powodów potwierdzających, że kierowcy jednośladów jeżdżą lepiej niż kierowcy aut

Po drogach jeżdżą setki tysięcy osób. Jedni w samochodach osobowych, inni w ciężarówkach, jeszcze inni na motocyklach, skuterach i motorowerach. Dlaczego uważam, że kierowcy jednośladów „ogarniają” najlepiej? Oto pięć powodów.

Przede wszystkim mamy najwięcej do stracenia. Nasz błąd nie tylko kosztuje, ale także boli – boli fizycznie. A błędem może być nie tylko wjechanie na czerwonym świetle pod inny pojazd, ale także np. zbyt mocne naciśnięcie klamki hamulca czy zbyt duży przechył w zakręcie. Czyli coś, co kierowców samochodów w ogóle nie dotyczy. Nasza pierwsza „sytuacja” może być naszą ostatnią, dlatego musimy się skupiać na tym co robimy, myśleć, uczyć się przed błędami a nie na nich, przewidywać.

Nie rozpraszamy się w czasie jazdy tak jak kierowcy aut. Nie grzebiemy w radiu, nie układamy włosów, nie szukamy czegoś nerwowo pod siedzeniem i przede wszystkim nie korzystamy z naszych telefonów. Tyłek na fotelu (choć nie zawsze), nogi na podnóżkach, a łapy na kierownicy – no chyba, że LWG, to wtedy tylko jedna. Skupiamy się na drodze, na tym co przed nami, za nami, obok nas. Staramy się przewidzieć to co się za chwilę wydarzy, zgadnąć intencje innych użytkowników drogi. Jadąc myślimy o jeździe, nie o 1000 innych rzeczy.

Jednoślady to nasze hobby. My się nie tylko przemieszczamy, my realizujemy się w naszej pasji. Zgadnijcie, ile osób siedzących smutno za kierownicami swoich samochodów myśli już o tym, że zaraz będzie jadło w domu ciepłą zupę. Wkurza się, że jeszcze siedzi w samochodzie i … marnuje czas. Wszyscy ci ludzie gdyby tylko mogli skorzystać z teleportera – jeżeli tylko takie urządzenie by istniało – teleportowaliby się do domu, a nie jechali samochodem. Oni są wściekli, że muszą jechać tym autem. Często w korku, mozolnie, powoli, z coraz większą irytacją. My jeździmy z pasji, z pasji która sprawia, że chcemy podnosić swoje umiejętności, być lepszymi kierowcami, więcej jeździć, więcej czasu spędzać na drodze, więcej się uczyć, doskonalić się w tym co robimy.

Bo niestety najsłabsi z nas odpadają, a zostają najlepsi i najwytrwalsi. I nie chodzi mi tutaj tylko o tragiczne wypadki, w których giniemy, ale przede wszystkim myślę o paciakach, glebach parkingowych i niegroźnych wydawałoby się szlifach. Kupujemy wymarzony motocykl. Przewraca nam się raz, drugi, trzeci. W końcu skręcamy sobie na nim kostkę lub łamiemy nogę w wyniku głupiego błędu spowodowanego nieuwagą czy roztargnieniem. I co? „Motocykle są nie dla mnie” gnieździ się w głowie myśl, po czym dorasta przez sezon lub dwa, potwierdzona kolejnym zdarzeniem. I sprzedajemy sprzęta, gratis dodając ubranie i kask – temat z bani. Nieudany eksperyment. A kierowca auta? Obije jedno, kupuje drugie. Rozwali drugie, kupuje trzecie. Poduchy, elektroniczne systemy, kurtyny, strefy zgniotu – to nie uczy pokory. Motocyklista, który nie da się odsiać przez to sito, przewróci się nie raz, ale za każdym razem wstanie mądrzejszy, uczy się, wyciąga wnioski – doskonali się, jeżdzi bezpieczniej, rozważniej, przewiduje zagrożenia.

Oczywiście są zawodowi kierowcy, którzy w swoich służbowych autach pokonują tysiące kilometrów tygodniowo, są też pasjonaci, którzy kochają wyścigi samochodowe i swoje tuningowane auta. Są też drifterzy, instruktorzy nauki jazdy i kierowcy rajdowi. Tylko że ci, którzy kochają jazdę samochodem, giną procentowo w tłumie anonimowych Ań Kowalskich i Janów Nowaków, którzy samochód mają bo muszą. Wśród motocyklistów ludzie bez pasji też się zdarzają, ale jest ich znakomita mniejszość. Dlatego uważam, że ogół osób poruszających się na jednośladach ma lepsze umiejętności niż kierowcy aut.

Michał Brzozowski

Motocyklami jeżdżę od 2000 roku. Choć przez lata pojawiały się kolejne pasje i zainteresowania, to jednak jednoślady z silnikiem zawsze opierały się nowościom i w moim sercu do tej pory mają pierwszeństwo. Obecnie reprezentuję barwy Szybkiej Turystyki (CBR1100XX) na zmianę z Supermoto i Enduro (DRZ450E SM).

Inne publikacje na ten temat:

1 opinia

  1. Z tym się zgodzę, że motocyklista po jakimś czasie więcej się nauczy.
    W istocie do stracenia jest więcej, a błędy dają o sobie znać natychmiast i to dość boleśnie.
    Dostaje nie tylko kieszeń ale też odczuwamy ból. Jeżdżę od trzech lat już, z czego w ostatnim roku całe 6 miesięcy jakie można jeździć spokojnie jednośladem i ilość kretynów w autach jest porażająca. Nie dostrzegałem tego jadąc samochodem ale widzę to teraz jadąc motocyklem.
    Brak szacunku samochodziarzy do motocyklistów jest porażający. Uwaga skupia się tylko na stereotypach:
    – motocyklista to debil
    – pędzi na złamanie karku
    – wciska się między samochody
    – trzeba mu dopierdolić (bo tak)
    Nie robię żadnej z tych rzeczy, jeżdżę w zgodzie z przepisami i etyką jazdy po publicznych drogach. Czym mi się odpłacili do tej pory samochodziarze? Ano np tym, że prawie mnie jeden potrącił przy skręcaniu bo wyprzedzał przez skrzyżowanie na podwójnej ciągłej samochody, które skręcały również w drogę, z której ja chciałem wyjechać. Oczywiście było wiele trąbienia a pan idiota pojechał dalej jak gdyby nigdy nic się nie stało. Szkoda gadać, niektórzy samochodziarze to prawdziwy kanał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button