Koniec niezależności finansowej WORD? Wzrośnie zdawalność egzaminów na prawo jazdy?

Według badań NIK, ponad 90% wpływów WORDów w Polsce pochodzi z opłat za powtórne egzaminy na prawo jazdy. Bez tych środków podmioty te nie są w stanie się same finansować. Jest to genezą pewnego lobby, któremu zależy na jak najmniejszej zdawalności.

Przez ostatnie dwie dekady obserwujemy ciągłe zamieszanie wokół egzaminów wszystkich kategorii. Wszelkie zmiany zawsze dążyły do komplikacji, wprowadzania swoistych rytuałów (bo jak nazwać konieczność wskazania miejsca wlewu płynu do spryskiwaczy na placu), których nieprzestrzeganie zawsze kończyło się w jeden sposób – oblanie kursanta.

Przykłady można mnożyć – choćby sławne pytania o rozmiary tablic, długość lewarka zmiany biegów, rozglądanie się na motocyklowej ósemce czy absurdalny przejazd przez bramkę.

Szczytem absurdu jest oblewanie kursanta za to, że “wymusił pierwszeństwo” tylko dlatego, bo inny kierowca uprzejmie wpuścił go przed siebie. Albo zakończenie egzaminu za to, że przy lewoskręcie tylnym kołem najechał na podwójną ciągłą.

W rezultacie kandydat na kierowcę nie przygotowuje się do bycia bezpiecznym kierowcą, a wyłącznie do zdania egzaminu. Ta patologia rozlała się także na sposób szkolenia kursantów. Czasu na naukę ustawowo jest mało, a elementów do opanowania mnóstwo. Każdy, kto miał okazję przygotowywać się do egzaminu doskonale to rozumie. Przykładowo – na kursie na prawo jazdy nikt nie ma obowiązku nauczyć ciebie jak się poruszać po drodze jednokierunkowej o więcej niż jednym pasie ruchu i korzystać z lewego, ale za to musisz dowiedzieć się, że przed przetoczeniem motocykla z jednego punktu do drugiego należy się wyraźnie się rozejrzeć, bo inaczej zostaniesz oblany. Ok. Rozglądanie się jest ważne, ale nie róbmy z tego rytuału.

Tym sposobem cały program szkolenia i egzaminowania jest moim zdaniem patologiczny. Mówiłem o tym nie raz – mamy najmniejszą zdawalność w Europie i największy odsetek zabitych wśród młodych. O czym to świadczy? Popatrzmy na Niemcy – tam zdawalność wynosi prawie 75%. W UK niemal 50%. U nas 34%. Jednocześnie nigdzie egzaminy nie są tak rozbudowane, a kursy tak skomplikowane.

To oznacza, że cały ten patologiczny system jest po prostu nieefektywny i drogi dla przyszłego kierowcy. Dla dyrekcji WORDów to dobrze. Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego są autonomiczne pod względem finansowym. Same muszą się utrzymywać i budżetować przy jednoczesnym monopolu. Tak powstało lobby, które moim zdaniem wykorzystuje przerażające statystyki bezpieczeństwa na polskich drogach, co rusz proponując rządzącym kolejne zmiany, utrudnienia w egzaminowaniu. Testy są tym sposobem dłuższe, droższe i o mniejszej zdawalności. Przy tym nie podnoszą świadomości oraz umiejętności zdających. Jedyną korzyścią jest polepszenie sytuacji lokalnych WORD.

Tak samo było z prawem jazdy AM. Moim zdaniem lobby “WORDowskie” odpowiada za to, że nastolatek chcący jeździć na motorowerze musi spełnić dokładnie te same wymagania co kierowca kat. A. Owszem – tekturową kartę motorowerową należało zamienić na plastik widoczny w CEPiK, ale wcale nie trzeba było wysyłać dzieci do OSK i do WORD. Wszystko można było zorganizować w szkole. Komu to było na rękę? WORD myślał, że zarobi. Jednak nie przewidziano, że zainteresowanie uzyskaniem tego typu uprawnień spadnie o 90%. Nastolatkowie albo jeżdżą bez uprawnień, albo wcale. A bezpieczeństwo? Niemal nic się nie zmieniło.

Ktoś w rządzie przejrzał na oczy?

Plotki mówią, że PiS pracuje nad zmianą tej sytuacji poprzez modyfikację statusu finansowego Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego. Mają stracić niezależność poprzez budżetowanie z poziomu skarbu państwa. Jednocześnie opłaty za egzaminy byłyby wnoszone bezpośrednio do sejmików wojewódzkich. To pozwoliłoby na zmniejszenie motywacji do ciągłego zaniżania zdawalności, która dziś jest bardzo na rękę dyrektorom poszczególnych ośrodków. W końcu w 90 procentach z tego żyją.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Jeśli ten pomysł zostałby zrealizowany to byłaby to wyłącznie zmiana pośrednia, a pozytywne jej skutki odczuwalne po latach. Zdawalność nie podniesie się z dnia na dzień. Śmiem twierdzić, iż WORDy zrobią w tej sytuacji wszystko, aby pokazać, że nic się nie zmieni. W końcu prawo i rozporządzenia Ministerstwa Infrastruktury mają pozostać te same, podobnie jak kształt egzaminów.

Stąd za likwidacją enklawy WORDów powinno pójść całkowite przemeblowanie programu szkolenia i egzaminowania. Bez udziału konsultantów związanych z ośrodkami egzaminowania. Polska musi zrobić reset idąc wzorem swoich sąsiadów. Musimy skupić się na bezpieczeństwie, szkoleniu techniki jazdy i zmianie mentalnej kursantów.

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

7 opinii

  1. WITAM.W LATACH 90 TYCH ZDALEM KURS NA MOTOROWER IPO KILKU LATACH ZAGUBILEM KARTE MOTOROWEROWA.NIE MA NIGDZIE SLADOW.W ZADNYM URZEDZIE W ELBLAGU.PRZEZ TO NIE MOGE JEZDZIC W NIEMCZECH SKUTEREM.UPRAWNIENIA MAM ALE TEKTURKI NIE.JAK SIE DOWIEDZIEC ZE KARTE MIALEM.POMOCY.DZIEKI ZA RADE.

  2. WORD-y to patologia. Moja kuzynka oblała bo egzaminator stwierdził że zaciągnęła hamulec ręczny o jeden ząbek za lekko.

  3. Ja ostatnio zdałem na samochod ciężarowy . Potem zdawałem C + E i oczywiście nie zdałem bo pan powiedział że nie jechałem po mieście ekonomicznie, jakby było inaczej to bym zdał . Teraz czekam na egzamin miesiąc czasu bo takie są terminy w Płocku i okropna zdawalność . Czyli znów 250 zł i dalej nie wiadomo do czego się mogą przyczepić .

  4. Zlikwidować tą patologię!! Ten obecny system egzaminowania nastawiony na oblewanie trzeba natychmiast zmienić!!!

  5. Piszesz nieprawdę… Sprawdź dokładnie, później się mądruj… Na ilu egz byłeś jako obserwator????? Czy, aby na pewno egz na AM, jest taki sam jak A?? Egzaminy są mega proste… Szkolenie (nie zawsze) i nadzór, prawie żadne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button