Poznaj moją historię: Skuter bez pardonu

To była szybka akcja: krótka rozmowa, okazało się, że kumpel chce sprzedać skuter, którego nie używa. Trochę wątpliwości: kiedy ostatnio prowadziłem dwa kółka, kiedy w ogóle ostatnio prowadziłem jakikolwiek pojazd. Ale chciałem spróbować, wizja swobodnego przemieszczania była bardzo kusząca.

Pierwszy kontakt z pierwszym skuterem.

Wieczorem tego samego dnia zrobiłem sobie szybką powtórkę z zasad ruchu drogowego, a następnego ranka pojechałem nieco przelękniony odebrać mój pierwszy, chiński skuter. Droga powrotna przez Warszawę była niczym chrzest bojowy, przed każdym większym skrzyżowaniem musiałem się zatrzymać i obmyślić strategię przejazdu. Ale, uff, dojechałem cało. Dzień później czekało mnie większe wyzwanie – moja pierwsza dłuższa trasa, pierwsze 60 km bez zatrzymania. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że stanie się to codzienną rutyną. Pierwsze zamierzenie było takie, by skuterem jeździć tylko okazjonalnie, z dala od ruchliwych ulic, w mojej rodzinnej miejscowości. Kiedy jednak któregoś razu zdecydowałem się na dojechanie do Warszawy skuterem, okazało się, że dojechałem prawie dwa razy szybciej niż komunikacją publiczną. Od tamtego pamiętnego dojazdu codziennie pokonywałem 120 km w drodze do i z pracy. Widok dużego faceta na małym skuterku był na pewno intrygujący dla wielu kierowców katamaranów. Ale w korkach nie stałem!

Wiele razy mój owoc chińskiego geniuszu technicznego zaskakiwał mnie rożnymi awariami: brak odprowadzenia masy, zacięta stacyjka, uszkodzony czujnik stopu, rozregulowany gaźnik. Na szczęście nigdy nie stawało się to z dala od cywilizacji, więc zawsze jakoś docierałem do domu. Jeździłem w deszczu, podczas burz, czasami wybierałem się na offroadowe wycieczki. W ciągu trzech miesięcy pokonałem na nim 8tys km.

Niestety, zmiana modułu zapłonowego spowodowała awarię, której nie bylem w stanie naprawić. Postanowił ktoś inny zająć się tym sprzętem, kradnąc go. Musiałem się rozstać z Chińczykiem w przykrych dla mnie okolicznościach, a służył mi, nie powiem, wiernie. Brakuje mi tej wolności przemieszczania się, ale jazda skuterem była dla mnie impulsem do wyrobienia prawa jazdy kat A. Ale to już zupełnie inna historia, która będzie miała swój ciąg dalszy.

Więcej historii.

Fot.: Skuterowo.com

Inne publikacje na ten temat:

1 opinia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button