Kupujemy motocykl używany zimą: Czy warto?

Dzwoni do mnie kolega – Siema, w Nowym Dworze Maz. jest do obejrzenia motocykl. Pojedziesz ze mną? Chciałbym go kupić… Jasne, odpowiadam, umawiamy się na konkretny czas i miejsce. Odkładam słuchawkę i zaczynam myśleć. Czy warto kupować motocykl używany zimą? Bez jazdy próbnej?

Pogoda nie rozpieszcza, ale jest zimowo-konsekwentna. Niż, albo inny jakiś front znad Skandynawii sprawił, że w Polsce panują ostatnio temperatury wręcz arktyczne. Nikt o zdrowym rozumie nie myśli o jeździe motocyklem, a jak kupić motocykl bez jazdy?

Już mamy doświadczenie w zimowych zakupach, kiedyś bowiem razem jechaliśmy po inny motocykl aż pod granicę z Obwodem Kaliningradzkim – a jak, również zimą. Sprzęt okazał się wart zakupu, jeździ do dzisiaj. Wtedy jednak było kilka stopni na plusie i udało się zrobić jazdę próbną. Tym razem okazuje się to niemożliwe.

Pojazd jaki jedziemy oglądać, to nie jakiś endurak, tylko rasowy plastik – Kawasaki ZX10R Ninja z 2004 roku. Potwór ten, ze względu na nadmiar mocy, nie nadaje się do jazdy przy warunkach zmniejszonej przyczepności. Taki motocykl potrzebuje gorącego, czystego asfaltu, żeby mógł pokazać na co go stać.

Dojeżdżamy na miejsce. Oglądamy motocykl – ważne, by robić to za dnia – w świetle żarówki czy latarki nie dojrzysz wszystkich mankamentów motocykla, a skoro nie możemy nim jeździć, musimy ograniczyć się do oglądania, ale zrobić to z chirurgiczną wręcz pracyzją. Pojazd na pierwszy rzut oka wydaje się zdrowy, więc podchodzimy bliżej. Zaglądamy we wszystkie zakamarki, sprawdzamy numery, dokumenty, odpalamy silnik – koniecznie zimny – i słuchamy. Nic nie wzbudza naszych podejrzeń. Tylne koło wędruje w górę, na przywieziony w tym celu przez nas stojak. Ustawiamy stabilnie motocykl i sprawdzamy jak pracuje skrzynia – wiadomo, że jakiś bieg pod obciążeniem może wypadać, tego w ten sposób nie sprawdzimy, ale przynajmniej wiemy, że skrzynia działa, i biegi bez obciążenia wchodzą gładko. Sprzęgło wysprzęgla, napęd zdrowy, wszystko wydaje się ok.

To nie koniec katuszy, skoro motocykl nam się podoba, podejmujemy decyzję o zdjęciu owiewek. Właściciel nie oponuje. To dobry sygnał. Oglądamy silnik, ramę, mocowania silnika. Sprawdzamy spawy, oglądamy połączenia śrubowe. Nic nie wzbudza naszych podejrzeń. Sprawdzamy na oko – najlepszy instrument, jaki może mieć człowiek – osiowość motocykla. Jego najdrobniejszych elementów. Koła, czasza, owiewki, reflektor, zegary… Wszystko wydaje się być symetryczne.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że bez jazdy próbnej to duże ryzyko, ale… kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Motocykl kupiliśmy, ale znaleźliśmy kilka szczegółów wymagających poprawy. To oraz sytuacja, że nikt aktualnie do sprzedającego nie dzwoni w sprawie motocykla, pozwoliło na zbicie ceny. Całkiem spore.

Czy warto kupować motocykl zimą? Jest to trochę ruletka, ale nie wierzę, żeby motocykl nie dał żadnego, absolutnie żadnego sygnału, że był mocno uderzony. Jeżeli nim nie jeździcie, każdy taki sygnał musicie odbierać jako czerwone światło do zakupu. Nie ma co ryzykować. Natomiast, jeżeli pojazd okazuje się być praktycznie bez zarzutu – decyzja należy do was.

Istnieje też możliwość zapłacenia zaliczki i umówienia się na ostateczną decyzję, gdy warunki pogodowe umożliwią jazdę próbną. Możecie też udać się z motocyklem na przyczepie do najbliższego dealera marki. Zawodowcy powinni zlokalizować najmniejsze felery pojazdu i doradzić lub też odradzić zakup sprzętu.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Ja nikogo z was nie namawiam. Podjęliśmy ryzyko, mamy tego świadomość. Na wiosnę napiszę, czy się opłaciło. Trzymajcie kciuki.

Przemysław Borkowski

Kocha wszystko co ma dwa koła i silnik - nawet ten elektryczny. Gdyby wiertarka miała koła, też by na niej jeździł. Prywatnie fan dobrego rockowego brzmienia i kultur orientalnych.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button