Wypadek motocyklisty = zbyt mała liczba torów wyścigowych – czyli o tym jak eksperci sprawnie manewrują i obiecują gruszki na wierzbie

Każda uwieczniona jazda pirata drogowego lub wypadek z udziałem motocyklisty to dobry kąsek dla mediów

W skrócie
  • Czy w mediach masowego przekazu jest nagonka na motocyklistów?
  • Eksperci jednoznacznie twierdzą, że zbyt niska liczba torów w Polsce jest powodem tak wielu wypadków
  • Jeździjmy, szkolmy się i bądźmy świadomi

Mam wrażenie, że w mediach społecznościowych jest trochę nagonka na kierowców jednośladów, a wszystko za sprawą najprawdopodobniej lepszej klikalności. Jeżeli w nagłówku pojawi się słowo “motocykl” to z automatu pod artykułem pojawia się mnóstwo nieprzychylnych komentarzy, które wywołują burzliwą dyskusję. Zazwyczaj są one identyczne i powtarzają się dokładnie tak samo jak te, którymi raczą nas telewizyjni eksperci.

Tytułowy temat wraca jak boomerang i mam wrażenie, że jest to czcze gadanie, które nie zostanie przełożone w żaden sposób w realne życie. Z pewnością zauważyliście pewna tendencję w mediach masowego przekazu – wykroczenia popełnione przez motocyklistów lub wypadki z ich udziałem nagłaśniane są każdorazowo. Żadna wpadka jadąc jednośladem nie może umknąć, dlaczego? Śmiem twierdzić, że fani dwóch kółek nie są zbyt lubiani przez społeczeństwo i nawet akcje charytatywne, obecność na dniach dziecka czy inne akcje skierowane w celu poprawienia wizerunku najprawdopodobniej nic przynoszą oczekiwanego skutku. W oczach zwykłego Kowalskiego jesteśmy postrzegani jako bogaci i aroganccy buce, którzy sieją terror na drogach miast swoim przelotowym układem wydechowym, a dodatkowo każdy z nas ma zapędy terrorystyczne i nazywanie nas dawcami nie ma większego sensu, bo przy tak szybkiej jeździe naszymi organami podzielimy się jedynie z dżdżownicami. Tak wygląda brudna prawda.

Pod każdym artykułem tego typu odrazu pojawia się osąd, że na pewno kierujący jednośladem przekroczył prędkość o co najmniej 200 km/h w strefie z ograniczeniem szybkości do 30 km/h, a wymuszenie osobówki kompletnie nie miało znaczenia. Najważniejszy jest jednak fakt, że owy dawca nie zabrał ze sobą nikogo innego do stwórcy, a sama śmierć jest dla niego najłagodniejszym wymiarem kary. To jeszcze dosyć bezpieczne komentarze, które zdarza mi się czytać, bo uwierzcie mi, że ludzie jadą po nas grubo.

Jeżeli już jest za późno na ratunek i doszło do tragedii, do automatycznie do dyskusji wkraczają eksperci, którzy takiemu zdarzeniu nadają łatkę “rajdu” lub “wyścigu”. Takim prostym zabiegiem zmieniają myślenie ludzi i sprawiają, że zwykły wypadek drogowy urasta do sprawy rangi państwowej. Ekspert za ekspertem wypowiada się i za sprawą łącza internetowego stara się pokazać innym, że on dokładnie zna genezę, przyczynę i przebieg wypadku. Oczywiście nie będąc nigdy na miejscu zdarzenia, nie przyglądając się sporządzonej dokumentacji i nie będąc biegłym w zakresie wypadków. Okej, zawsze wysłucham stanowiska drugiej osoby, ale wydawanie osądów przez uczonych w telewizji to już chyba jest spore przegięcie. Po głośnym przekrzykiwaniu wszyscy wspólnie dochodzą do wniosku, że powodem tylu śmiertelnych wypadków drogowych, a także znacznego przekraczania przepisów drogowych jest… zbyt niska liczba torów wyścigowych w Polsce.

EUREKA! Każdy zmotoryzowany wie, że taki stan rzeczy jest w naszym kraju od conajmniej kilkunastu lat i gdyby nie inicjatywy kilku lokalnych przedsiębiorców i obiektów pamiętających erę Gierką, którą możemy oczywiście policzyć na palcach jednej ręki, to nie byłoby w Polsce żadnego obiektu wyścigowego. Tak prezentuje się brudna prawda – prywatne tory są nowoczesne, posiadają fajną infrastrukturę, ale co rusz mają problemy z sąsiadami. Z kolei te, które powstały w PRL są w opłakanym stanie i jedna modernizacja, która pojawia się z każdym rokiem to gwałtowny wzrost cen. Eksperci, którzy kompletnie nie mają pojęcia na temat motosportu twierdzą jednak, że nadal należy budować nowe tory, nie zważając przy tym uwagi, że te które już mamy są coraz częściej zamykane na stałe lub godziny otwarcia są skracane. Przysłuchując się wypowiedziom ekspertów dochodzę do wniosku, że najprawdopodobniej mają oni jedną śpiewkę. Wszyscy jednoznacznie twierdzą i są przekonani, że kierujący motocyklem nie miał się gdzie wyszaleć, nie miał gdzie trenować, dlatego swoim 30-letni jednośladem w opłakanym stanie z mocą 120 KM, który kupił za 2500 złotych kilka wiosek dalej, pędził w centrum miasta ponad 100 km/h.

Prawda jest jednak nieco inna, o czym wspomniałem już wcześniej. W Polsce naprawdę jest gdzie się wyszaleć, a liczba organizowanych szkoleń, amatorskich pucharów i serii wyścigowych sprawia, że niemalże przez cały tydzień możemy w bezpiecznych warunkach ścigać się w zupełnie innym miejscu w Polsce. Rodzime ekipy organizują szkolenia z doskonalenia techniki jazdy zarówno dla początkujących, jak i amatorów i profesjonalistów. Warto również zaznaczyć, że odbywają się one również w Czechach, Niemczech, Chorwacji, Hiszpania czy na Słowacji. Wielokrotnie z takiej bardziej zaawansowanej nauki jazdy mogą również skorzystać właściciele danych marek, gdyż eventy na obiektach wyścigowych tworzone są chociażby przez Suzuki czy Ducati. Mało?

Tylko i wyłącznie od nas, a także naszej świadomości należy nas wybór. Fakt, nie jest to tani sport, ale kilka podstawowych szkoleń zdecydowanie poprawi nasze nawyki, zdecydowanie zwiększy świadomość, ale także podniesie nasze umiejętności. Świadomy motocyklista o tym doskonale wie i widać to po liczbie drogowych motocykli na tego typu imprezach. Czy mamy jednak wpływ na młodocianego bez prawa jazdy, który zdezelowanym motocyklem o wartości roweru z marketu chce pochwalić się przed znajomymi i siać terror w przechodniach? Wydaje mi się, że nie. Dlaczego zatem padło na fanów jednośladów? Aby poczuć adrenalinę i przyśpieszenie w przypadku motocykla musimy wydać 3, może maksymalnie 5 tysięcy złotych. W przypadku samochodów ceny sportowych aut zaczynają się od minimum 50 000 złotych, dlatego wiele osób chcących poczuć kosmiczne przyspieszenia wybiera jednoślady. Ot cała filozofia i geneza nagonki na jednoślady. Nie musiałem się nawet w tym temacie doktoryzować, a jedynie zrozumieć i przebywać w tej społeczności. Szkoda.

Jeżeli nadal zastanawiacie się czy warto jest pojechać na tor to koniecznie musicie zapoznać się z poniższym materiałem.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Dlaczego warto pojechać motocyklem na tor? Czyli o tym jak ważne są szkolenia motocyklowe

Wiktor Seredyński

Od małego oglądał się za motocyklami do tego stopnia, że kilkukrotnie nabił sobie guza na głowie na przydrożnej lampie. Fan dalekich podróży, garażowego majsterkowania, ale także wyścigowej jazdy na torze. Wszystkie rzeczy związane z motocyklami odbywają się oczywiście w akompaniamencie Dire Straits. Podróż i jazda jest celem, a motocykle sposobem na spełnione życie.

Inne publikacje na ten temat:

1 opinia

  1. Nie dalej jak 2 godziny temu na skrzyżowaniu Piłsudskiego i Niciarnianej Łódź skręcałem w prawo z Piłsudskiego w Niciarnianą na zielonej strzałce korek skręcających samochodów na 25-30 sztuk i nagle pomiędzy pasami po ciągłej linii podjeżdża 3 motocykle z rycerzami ( zakute łby ) pierwszy bez zatrzymywania się przed przejściem przejeżdża, drugi wjeżdża między przechodzących ludzi i hamuje zatrzymując się w połowie przejścia a trzeci gazuje rumaka poganiając ludzi na przejściu. Mam nagranie na wideorejestratorze bo stałem pierwszy do skrętu. W dupę sobie wsadźcie odwiedziny w domach dziecka czy motomikołaje jeśli tak jeździcie jak buraki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button