Huragan – Orkan Ksawery: Dzień Z Orkanem Ksawery w Warszawie, cz. 3

Pora na kolejny dzień z Orkanem Ksawery w Warszawie. Zaskakujący progres wykazał wspomniany Huragan w Warszawie. Od całkiem zwykłych warunków do drogowej katastrofy.

A w garażu nie jest źle, 9.5 stopnia no i co najważniejsze nie wieje wiatr. Tutaj na pozór też nie jest źle, tylko trochę mocniej wieje, trochę mocniej niż zwykle. Generalnie cała sytuacja na drodze nie wygląda, aż tak źle. Drogi, wydaję mi się, że są posolone tak na wszelki wypadek, chyba, że ten śnieg po prostu się topi to temperatura wcale, aż tak niska nie jest, wiatru teoretycznie niby też nie widać, ale czasami jak w porywach zawieje to można mieć wrażenie, że samochód za chwilę wyrzuci na drugi pas. Na otwartych przestrzeniach jest jeszcze gorzej, wiatr wzmaga się tak samo jak opady śniegu, spada widoczność, kierowcy czują się coraz mniej pewnie.
Miasto zamieniło się w lodową, drogową twierdzę i właściwie zastanawiam się ile zajmie mi przejechanie teraz po Warszawie 30 km. Mam nadzieję, że główne drogi tranzytowe w Warszawie wyglądają lepiej niż takie, zobaczymy, czy kierowców i drogowców znów zaskoczył grudzień.
Uf, wielkie uf, aleja Waszyngtona jest posypana. Najprawdopodobniej przejście tego odcinka na piechotę by było bardziej optymalne pod względem czasowym i kosztowym, 14 litrów, piękne spalanie osiągnięte to spalanie zostało na odcinku 14 kilometrów. Naprawdę wiatr nie jest tak straszny jak śnieg i lód, który jeszcze kilkanaście minut temu znajdował się na tej drodzę. Korek jeszcze się nie rozładował i działa tak zwany efekt kuli śnieżnej i drogi się odkorkują najprawdopodobniej dopiero za kilka godzin mimo, że tak naprawdę utrudnień ze strony natury już de facto nie ma, bo przynajmniej tutaj droga jest czarna i mokra.
Jest sukces! Jerozolimskie przynajmniej tutaj, przy zachodniej jeszcze nie są zakorkowane, ale w drugą stronę w kierunku centrum jest zatkane, jest zatkane jak rzadko. Tak na deser jeszcze korek tutaj, to jest ostatnie miejsce, w którym bym się spodziewał, że będę stać. Coś się musiało po prostu tutaj wydarzyć, bo to nie jest normalna sytuacja, tutaj nigdy się nie korkuję. Postanowiłem zaryzykować i zrobić sobie mały skrót, jednocześnie rezygnując z dowiedzenia się co tam takiego się stało, ale przynajmniej robię to zgodnie z przepisami, bo tutaj zakazu wjazdu nie było, a mogę sobie trochę skrócić drogę. Idealny test zawieszenia, ale nic nie stuka, nic nie puka. To znaczy, że jest dobrze. Znaczy w sumie, co chcieć po 34 tysiącach. To zawieszenie, słyszałem, wytrzymuję ponad stówkę. O hamujemy, kurcze, jaki off-road. HOHOHO. Tadaaa. Ale jest ślizg. W taki sposób między innymi mając odpowiednie warunki drogowe, czyli nikt nie jedzie przed nami zbyt blisko, można sprawdzić przeciągając samochód na przykład na dwójce, jak wygląda to co mamy pod kołami. A tutaj jest błoto pośniegowe i to jest jeszcze pół biedy w porównaniu z praskim lodem.
TADAM kurde. W ciepłym garażu nareszcie, ale termometr w samochodzie nie zdążył jeszcze tego odnotować, ale to akurat mało istotne. 2 godziny 11 minut, 11.6 litra na setkę i tak jestem zdziwiony, że tak mało, 29 kilometrów zrobione właśnie w tym czasie ze średnią prędkością 14 km/h, czyli średnio wprawny rowerzysta by mnie przegonił i aktualnie siedział i wpieprzał kanapki przed telewizorem, a zatem Orkan najbardziej wdał się we znaki chyba kierowcom i biednym pieszym na przystankach, którzy czekali na opóźnione o kilkadziesiąt minut autobusy. Nie było tak źle. Ja czekałem w samochodzie w korku na swoją kolej na światłach, ale przynajmniej w ciepłym samochodzie i w towarzystwie jakiejś losowo wybranej muzyki no i w towarzystwie tym waszym.

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button