Podwyżki OC 2017: To jeszcze nie koniec wzrostów cen (komentarz motocyklisty)

Bogaci panowie w garniturach kłócą się o nasze pieniądze. Wypowiedzi polityków, wypowiedzi prezesów, a wszystkie tylko w jednym celu – by sięgnąć głębiej do kieszeni zwykłemu, zmotoryzowanemu Kowalskiemu. Bo przecież samochód, motorower czy motocykl to rzecz na tyle luksusowa, że skoro ją masz, bez zająknięcia będziesz płacił… O co mi chodzi? Oczywiście o podwyżki OC zapowiadane w 2017 r, bo te co były już, jeszcze były za małe.

Wypowiadają się analitycy rynku, prezesi firm ubezpieczeniowych, politycy i inni ważni panowie o tym, jakie to firmy ubezpieczeniowe są biedne i jakie wielkie straty notują w segmencie przymusowych ubezpieczeń komunikacyjnych, nie biorąc pod uwagę jednocześnie tego, że w innych segmentach zarabiają krocie.

Ja za to płacę OC, tak naprawdę za nic, tracąc co roku kilkaset złotych. Ubezpieczenie to aktywnie nie przydało mi się od 2000 roku i przez lata STRACIŁEM tysiące złotych nie mając z tego absolutnie nic. Nierentowne jest dla mnie płacenie tego PRZYMUSOWEGO ubezpieczenia… Dlaczego zatem wspaniałe Państwo nasze nie zainteresuje się moim losem, czy losem innych od kilkunastu, czy kilkudziesięciu nawet lat bezszkodowych kierowców, których segment OC jest NIERENTOWNY? Tylko dorzucają mi kolejne zobowiązania. Przecież ja nie jestem odpowiedzialny za to, że firmy ubezpieczeniowe tracą. A z resztą mam do w … gdzieś. Co mnie to obchodzi?

Czy zamiast podnosić każdemu OC, nie przydałoby się obniżyć tej stawki osobom, które z niego nie korzystają? Ok, mam niby jakieś 60% zniżek i mimo tego, za mój stary samochód i równie niemłody motocykl, przed tymi wszystkimi podwyżkami płaciłem ubezpieczycielowi kwotę około 800 zł rocznie. ZA NIC! Jak to będzie w tym roku? Nie wiem…

A może by tak podwyższyć OC tym, którzy rozbijają samochód za samochodem (bo podejrzewam, że taki rozbije motocykl raz i już na niego nie wsiądzie)? Zniechęcić ich do jazdy astronomicznym OC. Skoro rozbiłeś z własnej winy swoje auto o samochód innej osoby “raptem” 4 razy w ciągu dwóch lat – to znaczy, że jesteś niebezpieczny, że nie powinieneś jeździć po drodze, a jeżeli już, to twoja jazda jest droższa od mojej. Zatem płać albo wybierz komunikację miejską!

Jeżeli państwo chce tak zająć się rentownością ubezpieczeń, to postulowałbym też podchodzić bardziej rygorystycznie do przyznawania prawa do jazdy. Codziennie jeżdżąc po stolicy widzę za kierownicami takich matołów, którzy powinni co najwyżej siedzieć na tylnym siedzeniu mocno spięci pasami. Tacy ludzie rozbijają z własnej winy cudze auta, ubezpieczają się od tego za pomocą AC i sprawiają, że biedny segment ubezpieczeń komunikacyjnych w tym roku w Polsce znowu zanotuje ponad 1 mld. zł strat.

Jest wiele możliwości na to, by sprawić, aby segment ten był rentowny, wystarczy tylko pomyśleć. Ale przecież, by podnieść składki równo wszystkim myśleć nie trzeba, wystarczy tylko policzyć.

Przemysław Borkowski

Kocha wszystko co ma dwa koła i silnik - nawet ten elektryczny. Gdyby wiertarka miała koła, też by na niej jeździł. Prywatnie fan dobrego rockowego brzmienia i kultur orientalnych.

Inne publikacje na ten temat:

2 opinii

  1. Zorganizujmy się wiosną i pojedźmy na wiejską, bez nas przecież nie zarobią ani centa. Kierowcy zawsze są dymani ponieważ nie potrafią się zorganizować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button