- Wiele wspaniałych motocykli nie jest sprzedawanych na starym kontynencie, a szkoda! Na szczęście można je kupić na innych rynkach. Najczęściej amerykańskim oraz japońskim.
- Zakup motocykla i ściągnięcie go z USA do Europy nie jest żadnym problemem. Musisz jednak pamiętać o kilku sprawach...
- Oto zestawienie 14 naszym zdaniem najciekawszych motocykli, które nie są sprzedawane w Europie, a można je kupić na innych rynkach.
- Więcej testów, tekstów oraz porad znajdziesz na naszej stronie głównej, jednoslad.pl.
W Europie mamy mnóstwo ciekawych i naprawdę fajnych motocykli. Ale przecież motocykli nigdy za dużo, a gdy dodatkowo spojrzymy co do zaoferowania mają dealerzy w innych miejscach na świecie, to nagle okazuje się, że jednak moglibyśmy mieć większy wybór. Oto 14 motocykli, których nie kupisz w Europie, a kupisz je w USA lub w Japonii. Jak się okazuje tracimy naprawdę sporo.
Motocykle z USA i innych części świata, to naprawdę łakomy kąsek dla osób, chcących wyróżniać się na europejskich drogach i świetna alternatywa dla osób, które idąc tą drogą nie czują się na siłach zbudować własny motocykl. Część producentów oferuje konkretne modele tylko na danym rynku, a to sprawia, że na innych owy motocykl jest totalne egzotyczną maszyną.
Teoretycznie globalizacja dotarła już w każdą dziedzinę życia, a świat jest coraz mniejszy. Ale patrząc po ofercie niektórych producentów motocykli, okazuje się, że nie jest aż tak globalnie, jak mogłoby się wydawać. Po zobaczeniu broszur z rynku japońskiego czy amerykańskiego aż dziw bierze o jak wielu motocyklach, nie wiedzieliśmy nawet, że istnieją lub myśleliśmy, że odeszły na zawsze. Zresztą sprawdźcie to sami. Oto nasza lista 14 motocykli, których nie kupisz w Europie, za to (jak najbardziej!) dostępne są w USA lub w innych miejscach świata!
Europejski rynek jest dość specyficzny. Z jednej strony wybredny klient o ścisłym umyśle, który lubi zdzierać jedną płytę lub w coraz mniejszym stopniu zainteresowany jest jazdą na motocyklu. Z drugiej strony dość mocne restrykcje narzucane przez normy EURO. To sprawia, że oferta producentów motocykli, szczególnie japońskich, jest u nas dość skromna. Zwłaszcza gdy zobaczymy co ciekawego mają do wyboru motocykliści z innych kontynentów, u których przecież też funkcjonują momentami abstrakcyjnie surowe regulacje prawne.
Motocykle z USA i nie tylko. Najważniejsze informacje:
- Kupując wymarzony motocykla w USA musimy pamiętać o dodatkowych kosztach: główne koszty to transport motocykla oraz kwestie podatkowe.
- Pamiętajmy, że w olbrzymiej ilości przypadków motocykle ściągane z USA przez handlarzy mają bogatą historię. Zwróć na to uwagę.
- Stany zjednoczone są ogromne i w różnych miejscach jednoślady mogą być narażone na inne działania atmosferyczne. To wydaje się dosyć istotne.
- Decydując się na zakup motocykla występującego tylko w USA, pamiętaj, że zakup np. elementów nadwozia może być nieco bardziej problematyczny.
- Najważniejsze: motocykle z USA są naprawdę kozackie!
Dlaczego UE zabroniła ich sprzedaży?
To nie jest tak, że Unia Europejska zabrania sprzedaży konkretnych modeli na starym kontynencie. Każdy producent wie, jakie normy muszą spełniać ich motocykle i jakie kroki musi przedsięwziąć aby jego motocykle właśnie je spełniały. Kłopot znajduje się w zupełnie innym miejscu: jest nim opłacalność wdrażania motocykli do sprzedaży i związana z tym stopa zwrotu.
Osoby zajmujące się sprzedażą motocykli na całym świecie, doskonale wiedzą jakie motocykle będą sprzedawać się globalnie, a jakie regionalnie. Do tego wszystkiego dochodzą koszty homologacyjne, logistyczne itd. Specjaliści od sprzedaży motocykli doskonale wiedzą w jakim stopniu dany model ma szanse na danym rynku, a jaki nie ma. Idealnym przykładem są stare enduraki turystyczne, które chociaż są świetnymi maszynami i internauci rozpływają się na ich możliwościami i zdolnościami, to prawie na pewno nie sprzedawałyby się obecnie na europejskim rynku. Badania pokazują, że nowoczesny osprzęt oraz wygląd mają znaczenie dla przeciętnego nabywcy i są to fakty.
Obejrzyj również nasz film:
Oczywiście romantyczny rys podróżniczy ma tutaj znaczenie i część motocyklistów jeszcze dzisiaj pobiegłoby do salonu, żeby kupić nową DR-kę czy XR-kę. Fakty jednak są twarde: tych osób jest zbyt mało, aby rozwijać taki projekt i modyfikować już istniejące rozwiązania, aby te spełniały restrykcyjne normy emisji spalin.
Jest jeszcze jeden namacalny przykład, o którym przekonała się kilka lat temu Honda. Japończycy zaproponowali nam model CRF 450 L i tak naprawdę był to wspaniały motocykl. 450 cm3 w turystycznym enduraku mógłby okazać się strzałem w dziesiątkę, gdyby nie fakt, że ten jednoślad miał zaledwie 25 KM, podczas gdy w stanach ten sprzęt osiągał blisko 50 kucy. Oczywiście szybko doszło do tego, że na rynku pojawiły się kity odblokowujące ten sprzęt, ale były to dodatkowe koszty do i tak już naprawdę drogiego motocykla. Jak widzicie te ruchy są dosyć skomplikowane i czasami po prostu pozbawione opłacalności. Trzeba jednak pamiętać, że powodów jest znacznie więcej…
1. HONDA Hawk 11. Jeden z najpiękniejszych motocykli, których nie kupisz w Europie
Jak pierwszy raz zobaczyłem ten motocykl, to od razu jakoś tak zmarszczyło mi się czoło. Przecież to jest jeden z ładniejszych motocykli, jakie Honda wypuściła od 20, a nawet 30 lat. Hawk 11 to poniekąd realizacja koncepcyjnego modelu CB4 Interceptor, a przynajmniej stylistycznie. Co prawda pokazowy model z 2017 roku miał więcej rozmachu i rzędowy, czterocylindrowy silnik, ale nie ma co wybrzydzać – Hawk wygląda dobrze i wszystko wskazuje na to, że może się nim całkiem przyjemnie jeździć.
Honda Hawk 11 to neoklasyk bazujący na podwoziu i silniku znanych z Frica Twin 1100 i NT1100, więc niewykluczone, że i w Europie się pojawi.
Stalowa rama i dwucylindrowa rzędówka o pojemności 1100 cm bazują na tych z Afryki i NT1100, więc można się spodziewać fajnej charakterystyki i niezłego prowadzenia. Fakt, że na próżno tu szukać czegoś rewolucyjnego, ot po prostu kolejna wariacja dobrej, znanej bazy, ale chętnie byśmy się przejechali na tej Hondzie. Na razie jednak jest oferowana tylko na rynku Japońskim, ale skoro Africa Twin i NT1100 są sprzedawane u nas, to może i Hawk 11 wkrótce trafi na inne rynki.
2. Honda CB 1300 Super Four/Bol’D Or
Tę nazwę kojarzą wszyscy fani UJM (Universal Japanese Motorcycle) i już chyba każdy przywykł do tego, że Honda CB 1300 odeszła na dobre. Otóż nie do końca – odeszła z naszego rynku, ale w Japonii wciąż można ją spotkać i mało tego – w zeszłym roku doczekała się nowej generacji. Co prawda zmiany są raczej kosmetyczne i nie sposób dostrzec ich gołym okiem, ale to dobrze.
Zapewne wciąż jest to wielka i miękka lokomotywa, na której jazda musi być rozkoszna. Zresztą dane techniczne zdają się to potwierdzać – czterocylindrowa rzędówka generuje bowiem 114 KM i aż 117 Nm z 1300 ccm, więc jest potężnie. Do tego stalowa kołyskowa rama, która znając życie jest pierońsko miękka, klasyczne amortyzatory i waga 261 kg z płynami. Wygląda na to, że to japoński muscle naked w najlepszym wydaniu. Ale w wydaniu wyłącznie Japońskim i Amerykańskim. Gdzie są specjaliści od szarego importu, kiedy są potrzebni?
3. Honda CBR600RR. Królewski sportowiec dla każdego
Nie wiem czy istnieje bardziej znana seria motocykli sportowych niż CBR. Te motocykle przez lata wyrobiły sobie legendarną pozycję, a dzisiaj starsi motocykliści wspominają ten sprzęt niezwykle ciepło. Cebra potrafiła być sportowa, ultrasportowa, komfortowa, wytrzymała i bardzo dyskotekowa. Tak naprawdę każdy model był inny, ale najważniejsze, że każdy odnajdywał w tym jednośladzie to, czego szukał.
Mała CBR już od kilku lat jest nieobecna na naszym rynku, zresztą jak większość supersportów. Ale w Japonii, Australii i USA wciąż można kupić nową CBR600RR. I przez słowo „nową” mam na myśli rzeczywiście nową, a nie poczciwą PC40, która była u nas. Honda szarpnęła się na mocną modernizację silnika, który otrzymał podwójny układ wtryskowy i nowe dynamiczne doładowanie, czyli tak jak w obecnym CBR 1000RR-R. Wygląd, zawieszenia i elektronikę też zresztą podebrano od większej siostry i mała cebra jest ponoć znacznie bardziej kompetentną bazą torową niż poprzedniczki.
4. Honda CB400. Cztery cylindry na kategorię A2
Gdyby ten sprzęt pojawił się w sprzedany na starym kontynencie, to najprawdopodobniej by nas odcięło na dłuższy czas i stracilibyśmy kontakt z rzeczywistością. Klasa A2 z roku na rok jest coraz bardziej popularna i jesteśmy niemal pewni, że ten sprzęt znalazłby sporą grupę nabywców na starym kontynencie. Sprzęt ten oczywiście przekracza magiczną barierę 48 KM, ale jesteśmy niemal pewni, że gdyby trafił do Europy i został skazany na udział w ekologicznym wyścigu zbrojeń, to straciłby sporo mocy maksymalnej i doskonale wpasował się w grupę motocykli A2. W tym przypadku moto-ekologia mogłaby mieć sens.
Japończycy zawsze lubili małe czterocylindrowce, które w innych regionach nie zyskiwały dużej popularności. Tę sympatię zachowali i w japońskich salonach dostępne są miniaturowe wersje CB 1300 z czterocylindrowym rzędowym silnikiem o pojemności 400 ccm. Jest to motocykl dość specyficzny, bo wyposażono go w klasyczne, zapewne dość wiotkie podwozie, a z drugiej w wysokoobrotowy silnik generujący 53 KM przy… 11000 obr./min i to wyposażonym w system V-Tec. W sportach jak CBR400RR takie silniki dawały masę frajdy, ale w połączeniu z teoretycznie leniwym podwoziem. Ale to tylko wróżenie z fusów, bo przecież nikt z nas z tym sprzętem nie obcował.
5. Honda GB 350. Prawie Stret Scrambler
Do bólu klasyczny motocykl z singlem o niewielkiej pojemności, to historyczna wizytówka Hondy. Choć warto zauważyć, że ostatnio zabrakło tego typu maszyn w portfolio Japońskiej marki. Jednak nie znaczy to, że nie ma ich w ogóle. Na rodzimym rynku Honda oferuje pięknego, małego klasyka z singlem o pojemności 350 ccm i lekkiej konstrukcji. Jeśli charakter tej maszyny jest taki sam jak wygląd, to musi to być baaardzo przyjemny pojazd!
Kiedy patrzę na ten motocykl, to nasuwające się podobieństwa do Triumpha Scramblera są więcej niż uderzające! Oczywiście, znajdziemy tutaj mniejszy silnik, ale pod kątem stylu, a nawet kolorystyki ten sprzęt niesamowicie przypomina klasycznego Brytola. Tak czy inaczej, jestem niemal pewien, że tego typu motocykle zachęciłyby wiele osób do jazdy motocyklami. Gdyby tylko GB350 stało na szprychowych kołach…
6. Honda XR650. Nie wiemy co powiedzieć, może tylko…
Myśleliście, że stara poczciwa XR650 już całkowicie odeszła na emeryturę? Nie ma szans, takie legendy nie umierają! Wciąż są fabryki, które montują XR650 i miejsca, w których można je kupić. I jest to oryginalna „Iksera”, a nie Chińczyk na licencji. W USA ostatnia generacja tego motocykla cieszy się niesłabnącą popularnością, dlatego też w tamtejszych salonach wciąż można ją kupić jako nową i to za całkiem rozsądne pieniądze – w przeliczeniu za ok. 31 tys. zł. Na naszym podwórku ciężko o równie sprawny i fajny sprzęt na co dzień i w teren za podobne pieniądze.
Szczerze mówiąc i moim zdaniem, to jeden z najbardziej seksownych nowych motocykli, które nadal można dorwać w salonie. Sami pomyślcie! Szukamy turystycznych motocykli klasycznych, którymi będziemy mogli bez stresu o problemy z elektroniką podróżować po świecie, a właśnie w świecie sprzedawana jest XR 650 i to w cenie używanego motocykla. Owszem, żeby ją kupić i zarejestrować w PL trzeba trochę się nakombinować, ale nadal korzyści posiadania takiego sprzętu nie przesłaniają wad związanych z zakupem. W tym szaleństwie jest metoda!
7. Suzuki GSX-R 600/750/1000. Znowu odejmuje nam mowę
Ciekawa sytuacja ma miejsce w niektórych salonach Suzuki. Z serią GSX-R teoretycznie powinniśmy się żegnać, bo już nawet litrowy gixxer wylatuje z oferty. Ale w USA ta rodzinka ma się świetnie i wciąż można wyjechać od tamtejszych dealerów fabrycznie nowym Suzuki GSX-R 600, 750 i 1000.
Co prawda do nowinek to one nie należą, bo są to ostatnie generacje z rodziny L. Ale czy to jest wada? Absolutnie nie! Pomimo braków w systemach elektronicznych, to wciąż jest kawał solidnego motocykla, który reprezentuje jeszcze analogową szkołę sportu. Zresztą, doskonale wiemy, że dla wielu z Was minimalistyczna elektronika to największa zaleta takiego motocykla. Gotowi na lot do Stanów?
8. Suzuki Boulevard M109R B.O.S.S.
Gdzieżby mogły się ostać japońskie cruisery, jak nie w kraju wujka Sama? Z tego względu największy przedstawiciel Boulevardów, u nas znany jako Intruder 1800R lub mrówkojad wciąż obecny jest w USA jako nówka sztuka. Ten power cruiser za wielką wodą wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem, ale to nie dziwi, w końcu tamtejsi motocykliści lubią styl „długo, nisko i z pie…mocnym odejściem” idealnym na tamtejsze długie, równe i szerokie drogi. U nas raczej taki motocykl nie zyskałby na tyle dużej uwagi klienteli, by opłaciło się go dostosować do europejskiej homologacji.
I jest to bardzo smutne, ponieważ wiemy ilu w naszym kraju, a przede wszystkim w całej Europie znajdziemy fanów motocykli Intruder (w najróżniejszych wersjach) Z drugiej strony wiemy, że miłość do Intruzów jest na tyle duża, że ściągnięcie tego jednośladu ze Stanów nie będzie dla tych osób jakimś większym problemem. Kwestia ułańskiej fantazji…
9. Suzuki DR650S. Kowadło nie motocykl!
Tak jak Honda wciąż utrzymuje babcię XR przy życiu, tak Suzuki zostawiło DR650S, by cieszył amerykańskich fanów terenowej turystyki i single tracków. Praktycznie niezmieniony od 1996 roku wciąż okazuje się atrakcyjną konstrukcją dla osób, które potrzebują dużego i mocnego singla o prostej konstrukcji, dającego możliwość przemierzania masy kilometrów po terenowych szlakach, gdzie nierzadko wymagana jest homologacja. To tylko pokazuje jak ciekawym i potężnym rynkiem jest USA – trafiają tam zarówno najnowsze, najbardziej wypasione sprzęty, ale swoje miejsce mają też konstrukcje niemalże archaiczne!
Chociaż DR 650 przyspiesza z gracją osiołka, skręca jak muł i hamuje jak… no właśnie, sami nie wiemy jakie porównanie będzie tutaj adekwatne, to po prostu jest świetnym motocyklem. Ciężko wyobrazić sobie przygodę, której DR 650 mógłby nie sprostać – wydaje się, że ograniczeniem dla tego motocykla jest tylko i wyłącznie kierowca. Poza tym jest on naprawdę tani w utrzymaniu i niezmiennie piękny – niczym lodówka Polar TS284.
10. Suzuki DR-Z 400S/SM
Drezyna to chyba jeden z bardziej kultowych motocykli w nowożytnej historii amatorskiego off-roadu i supermoto. Wystarczająco lekka, sprawna i mocna, by walczyć nią z trudnym terenem i próbami enduro lub torami kartingowymi, ale też wystarczająco trwała i wygodna by poginać na niej na co dzień.
W Europie był to bardzo ceniony sprzęt, niestety dziś jego ceny na rynku wtórnym osiągają już dziwne wartości zbliżone do 20 tys. zł. W USA natomiast zamiast załamywać się nad wątpliwym stanem drogich egzemplarzy używanych, idziesz do salonu Suzuki, kładziesz pieniądze na stół i wyjeżdżasz na nowej DR-Z 400S za 7000 $ (ok. 31 tys. Zł).
11. Yamaha TW200. Idealny dla listonosza
Pamiętacie VanVana 125? No to poznajcie TW 200. Nie jest to typowy endurak, nie jest to również typowy mieszczuch. To motocykl idealny dla listonosza i sprzęt dla osób, które zamiast kombinować i wymyślać, po prostu potrzebują wjechać w konkretne miejsce i z niego wrócić. Być może, ten motocykl nawet będzie lepszy dla leśnika niż listonosza, a na pewno dla ratownika stacjonującego na plaży. Gdyby tylko pod plastiki napsikać pianki do montażu okien, to jesteśmy niemal pewni, że TW 200 zaczęłoby pływać.
TW200, a właściwie jej mniejsza odmiana 125 była swego czasu sprzedawana w Europie. Chociaż sprzedawana w niewielkich ilościach. Tego typu motocykle nie wyglądają tak lansiarsko jak nowoczesne 125 i nie są tak funkcjonalne jak skutery. Ale te wszystkie sprzęty mogą klęknąć przed TW w kwestii komfortu na dziadowskich drogach i po prostu przyjemności z jazdy. Balonowe kapcie, szeroka kanapa i nisko umieszczony środek to naprawdę świetne połączenie, ale na pewno taki sprzęt nie trafia w gusta wielu motocyklistów. Z tego względu poza Stanami Zjednoczonymi na próżno szukać TW jako nowego motocykla.
12. Yamaha FJR 1300. Klasyka gatunku, czyli motocykl z USA idealny
Napisać o FJR 1300, że jest turystyczna, że jest kultowa, że jest idealna dla dwóch osób, że dowiezie Cię wszędzie, że zjada autostrady, że jest długowieczna, że jest wspaniała to jak napisać… nic. Fani FJR 1300 kiedy widzą jakikolwiek tekst o tym motocykl to łapią się za głowy, bo prawie zawsze nie wynika z niego nic. Pewnych rzeczy i spraw po prostu nie da się ubrać w słowa.
Jeszcze w zeszłym roku można było znaleźć niedobitki tego modelu w polskich salonach, ale to już przeszłość. Europejczycy nie są już szczególnie zainteresowani dużymi sportowo-turystycznymi krążownikami, więc i Yamaha nie jest zainteresowana by homologować FJR1300 na nasz rynek. W Ameryce i Australii wciąż jednak ten model ma się dobrze i na wystawce salonowej można go spotkać.
13. Yamaha Super Tenere 1200
Do tej pory Super Tenere 1200 była konkurencją dla dużego GS-a i innych maszyn tej klasy. Dzisiaj w Europie, Yamaha nie sprzedaje już dużej Teresy i wszystko wskazuje na to, że Japończycy powoli moszczą gniazdo pod nowy model. Sęk w tym, że wszystko wskazuje na to, że najlepszą opcją dla stworzenia nowej Super Tenere, jest baza MT-09, czyli zdecydowanie mniejszy silnik. Jeśli na rynku będą Tenere 700 i Super Tenere 900, to pozostanie miejsce dla olbrzyma, takiego jak Super Tenere 1200, której po prostu już Yamaha nie sprzedaje.
Na naszym rynku największa Tenera przegrała batalię z BMW i Triumphem i Japończycy w końcu zrezygnowali z oferowania jej na starym kontynencie. Ale tam gdzie rynek i zainteresowanie jest na tyle duży, by pomieścił wszystkich, tam jest i Super Tenere. A te miejsca to USA, Australia i Nowa Zelandia.
14. Harley-Davidson Sportster Iron 883 i Forty Eight
Całkowicie dziwne by było, gdybyśmy nie wspomnieli o amerykańskich motocyklach, które nie są sprzedawane w Europie, a przecież taki proceder nie wydaje się w ogóle dziwny.
Rodzina Sportsterów to woda na Harleyowy młyn. W naszych warunkach co prawda silnik Evolution montowany w poprzednich Sportsterach niestety nie był już w stanie funkcjonować przez normy Euro 5, ale w Ameryce znalazło się dla niego miejsce. Z tego względu Sportstery nazywane przez purystów „prawdziwymi” wciąż są tam oferowane i to w tych najsensowniejszych wersjach, czyli taniej Iron 883 i jednej z fajniejszych forty-eight.
Zaczynam mieć dość euro-kołchozu.
Tylko przez ten eko-terroryzm!!!
Wygląda na to, że frajda z jazdy motocyklem (nie mówiąc o walorach użytkowych) jest dla nas w EU zakazana. A to dopiero początek fanaberii urzędniczych.
Czy “walka z CO² ” wyłącznie w EU jest w stanie cokolwiek zmienić w skali planety ? Przypominam, że Europa to najmniejszy kontyngent (poza Australią) .
Tak więc w czasie gdy my biczójemy się kolejnymi zakazami CAŁY ŚWIAT ŚWIETNIE SIĘ BAWI. Nie chodzi o to, że my też mamy mieć w nosie los planety. Chodzi o to, że :
• trzeba zacząć od uświadamiania społeczeństw na całym globie a nie podejmować idiotyczne decyzję wyłącznie na jednym terenie. Doprowadzi to bowiem do zapaści gospodarki i życia społecznego w EU.
• trzeba zająć się ochroną przyrody, czystości wód i powietrza – o czym nikt już od dawna nie mówi. Zamiast tego urzędnicy, na rozkaz ekoTerrorystów, klepią w kółko o czarodziejskim CO². Podczas gdy nikt nie udowodnił, że ma to wpływ na klimat a już całkowicie nie wiemy jaki promil tego ma działalność człowieka. Dowodów brakuje tak bardzo, że ustalono tzw. “konsensus klimatyczny” czyli ekspierDzi (tacy sami jak ci od C19 ) na elitarnej konferencji ZAGŁOSOWALI kto jest za Czyli NIE MA TO NIC WSPÓLNEGO Z NAUKĄ! Tylko pod naciskiem koncernów, tak poprostu ustalono