Ten motocykl przypomniał mi stare czasy. Klasyczny, stylowy i nowoczesny: Moto Guzzi V9 Bobber Centenario 2021

Przetestowaliśmy Moto Guzzi V9 Bobber w jubileuszowym (100-lecie marki) malowaniu Centenario 2021.

W skrócie
  • Moto Guzzi V9 Bobber w malowaniu Centenario jest jubileuszowym wydaniem modelu V9. W tym roku Moto Guzzi obchodzi 100-lecie swojej działalności!

Motocykle Moto Guzzi od zawsze są nieco inne. Piękne, z innej epoki, ale przede wszystkim jedyne w swoim rodzaju. Nie inaczej jest z Bobberem V9 w malowaniu Centenario – motocykle przygotowanym specjalnie na stulecie włoskiej marki! A jak jeździ ten oryginał? Oto nasz test!

Moja przygoda z Guzzi jest dosyć krótka. Nie miałem w życiu zbyt wielu okazji do konfrontowania się z motocyklami produkowanymi w miejscowości Mandello del Lario. Oczywiście, markę znam od zawsze, jednak motocykle z orzełkiem w logotypie w Polsce nie były nigdy jakoś szczególnie popularne, co dzisiaj sprawia, że może to być ich największa zaleta. Coraz częściej i bardziej świadomie wybieramy produkty nie tylko mniej znane, z ogromną tradycją, ale przede wszystkim niejako mniej “pewne”. Coraz większa liczba motocyklistów nie potrzebuje nikomu nic udowadniać i coraz w wyborze motocykla kieruje się sercem i bardzo prawdopodobne, że w ten sposób trafi właśnie do Moto Guzzi.

Moto Guzzi V9, można się zakochać. Ale czy warto?

Jestem jedną z tych osób. Wielką niegodziwością w stosunku do najdłużej nieprzerwanie przodującej marki motocyklowej w Europie byłoby wyciąganie porównań z motocyklami np. japońskimi. Ja wiem, że mamy wybór, a moją rolą często jest wskazywanie drogi do motocykla marzeń oraz konfrontowania oczekiwań z rzeczywistością. Jednakże motocykle znad jeziora Como, chociaż nowoczesne i dopracowane nadal są inne i ciężko je porównywać do reszty stawki. Zresztą tutaj jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa: tak jak nie namówię Cię żebyś zakochał się w konkretnej dziewczynie/facecie, tak samo nie namówię Cię, żebyś polubił lub nawet pokochał jazdę na Guzzi. Albo to czujesz, albo nie.

Ja tego nie poczułem, przynajmniej z początku. Poczułem wręcz rozczarowanie pierwszymi kilometrami. Przeciskałem się przez zatłoczoną Warszawę i każde ruszanie ze skrzyżowania sprawiało mi ból. Odkręcałem manetkę gazu, a silnik po prostu się dławił – zupełnie jakby miał źle ustawiony gaźnik, albo po prostu nieszczelny dolot. To sprawiało, że nadużywałem sprzęgła i popadałem we frustracje. Jednakże trwało to chwilę. Przyzwyczaiłem się do tego dziwactwa i zacząłem jechać, niespiesznie jechać.

Mieszkam około 200 kilometrów od Warszawy i za każdym razem kiedy wyjeżdżam ze stolicy, to wiem, że sprzęt którym aktualnie jadę czeka test turystyczny. Wspominam o tym nie przez przypadek. Polskie lato jest pstrokate i w ciągu kilku minut pogoda potrafi się zmienić diametralnie, co sprawia, że praktycznie zawsze zakładam na siebie ciężkie, laminowane ubranie turystyczne – w ten sposób jestem gotowy na każdą ewentualność. Po raz pierwszy poczułem się źle. Po raz pierwszy chciałem być elegancki na motocyklu i był to jeden z nielicznych przejazdów, że autostradowy pośpiech całkowicie nie zdominował mojej podróży.

Przeczytaj również:

Motocykl wyprawowy z USA: Harley-Davidson Pan America 1250 2021: po przejażdżce patrzę na niego zupełnie inaczej

W ciągu kolejnych kilkudziesięciu kilometrów diametralnie zmieniłem swoje postrzeganie na temat motocykla, którym jechałem i to warunkach autostradowych, a więc totalnie abstrakcyjnych dla tego jednośladu. Chociaż kręgosłup chciał mi pęknąć (jakby nie patrzeć nie jest to motocykl na trasy), to czułem się wyśmienicie. Chciałem się przebrać. Założyć jeansy, orzecha, białą koszulę i lekką kurtkę motocyklową. Chciałem czuć wolność – jakkolwiek obrzydliwy jest to truizm. Czy jest to miłość? Tego nie wiem, zauroczenie na pewno.

Bobber V9. Każdy pretekst jest dobry żeby pójść pojeździć

Wiem doskonale, że wielu z Was oczekuje mięsa i porównań zawieszeń, mocy, charakterystyki silnika, przełożeń itd. Jest to jednak totalnie nieistotne w momencie, w którym codziennie masz do dyspozycji w swoim garażu kilka motocykli i za każdym razem wybierasz ten, który na kartce w żaden sposób nie wygrywa z konkurencją. To jest również nieważne kiedy od paru, parunastu dni masz do załatwienia jakieś przykre sprawy na mieście  i je odwlekasz jak możesz, a kiedy się orientujesz, że masz takowy sprzęt w garażu jedziesz je ogarnąć, tylko po to żeby się przejechać. Rozumiecie o co chodzi? Przypominają mi się czasy kiedy szukałem najdrobniejszego pretekstu, aby być “zmuszonym” do wyprowadzenia motocykla z garażu. Mówcie co chcecie, to chyba jednak coś więcej niż zauroczenie.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Z drugiej strony nie raz pizgnąłem kolanem o cylinder i nie raz narzekałem na to, że ciężko jest mi wystawić boczną stopkę (jest w dziwnym miejscu i chodziła dosyć ciężko), aby postawić Bobbera po przejażdżce. Trochę irytował mnie przełącznik kierunkowskazów, a do prowadzenia i pływania przy większych prędkościach nigdy się nie przyzwyczaiłem. To jednak sprawia, że na ten zagadkowy sprzęt wsiadasz z jeszcze większą przyjemnością. W mieście i tak to nie ma większego znaczenia.

Moto Guzzi V9 Bobber: po prostu sprawdź

To jest jeden z tych motocykli, które z racjonalnego punktu widzenia nie mają żadnego sensu, ale mimo wszystko czujesz nie dasz rady się opanować i i tak pojedziesz trzasnąć rundkę po mieście. To sprowadza się do jednej cholernie ważnej sprawy: jeśli z jakiegoś powodu myślisz o zakupie motocykla tego pokroju, to zanim zrobisz jakikolwiek ruch, idź i po prostu weź Bobbera na testy czy wypożycz – zrób wszystko, abyś miał możliwość po prostu na nim pojeździć i poczuć coś czego nawet nie wiesz, że szukasz. A jeśli tego nie poczujesz, to masz problem z głowy i jedną rozterkę mniej.

Moto Guzzi V9 Bobber napędzane jest dwucylindrowym, czterosuwowym silnikiem widlastym o pojemności 850 cm3. Klasyczny piec generuje moc na poziomie 85 KM i 73 Nm momentu obrotowego. Może i Gutek nie jest demonem mocy, ale w zupełności wystarcza to do dynamicznego poruszania się z punktu A, do punktu B. To nie jest tak, że Bobber zamula czy jest wolny. Włoscy spece stworzyli sprzęt, który spokojnie osiąga zakazane na autostradach prędkości, ale nie oto chodzi w przypadku tego sprzętu. Tutaj liczy się średni zakres obrotów – zupełnie jak w starszych sprzętach.

Najdziwniejsza krzywa mocy świata

Krzywa mocy jest przedziwna. Na dole nie dzieje się absolutnie nic, moglibyśmy wręcz przypuszczać, że mamy nieszczelny dolot lub wręcz pęknięty króciec ssący, a co za tym idzie silnik gubi podciśnienie i nie może wyciągnąć paliwa z komory pływakowej, gdyby nie fakt, że w tym sprzęcie nie ma gaźnika i to nie jest żadna awaria. Taka jest charakterystyka tego pieca. Ruszasz, masz wrażenie, że on zaraz zgaśnie, odkręcasz manetkę gazu i powoli zaczynasz jechać – aż uzyskujesz wymagany do kulturalnej pracy rejestr obrotów. Przedziwne uczucie.

Oczywiście, mocy nie ma co szukać w górnym rejestrze obrotów, raczej zmiana przełożenia na kolejne wydaje się rozsądniejsza niż trzymanie silnika na obrotach. Zmianie biegów towarzyszy spore uderzenie. Koła zazębiają się z gracją kowala uderzającego młotem w kowadło – mi to odpowiada.

Warto wspomnieć o zachowaniu motocykla przy przyspieszaniu. Guzzi we wspaniały sposób podnosi się na zawieszeniu. Kiedy puszczasz gaz przysiada i sprawia, że znowu chcesz go dodać – niesamowite uczucie! Żeby było ciekawiej: jeździe towarzyszy przewspaniały jazgot wału napędowego. Śmiem twierdzić, że hałas wału zagłusza jadący silnik, który po prostu szumi w charakterystyczny dla Guzzi sposób. Całość tworzy niesamowitą harmonię dźwięków i na pewno przypadnie do gustu osobom zakochanym w motocyklach retro.

Moto Guzzi V9 Bobber Centenario. Dla kogo jest ten old school?

Ciężko stwierdzić. Moje oczekiwania względem motocykli są bardzo sprecyzowane i zupełnie rozmijają się z tym co proponują inżynierowie z Mandello del Lario. Okazuje się jednak, że świata nie znam i nie widziałem jeszcze wszystkiego i wbrew pozorom łatwo jest wywrócić mój światopogląd do góry nogami. Czy kupiłbym sobie V9? Myślę, że tak, gdybym poszukiwał motocykla klasycznego na niedzielne wycieczki. Czy doszłoby do przewrotu i jeździłbym nim na co dzień? Tego jestem więcej niż pewny. Dlaczego? Pojęcia nie mam.

Nawet cena 47 900 zł nie odstrasza jakoś bardzo. Oczywiście, nie jest to mało, ale biorąc pod uwagę jak fajnym kowadłem jest Guzzi V9, to po prostu chyba warto!

Tobiasz Kukieła

Dziennikarz motoryzacyjny, fotograf, reportażysta. Na motocyklach jeździ od dzieciaka i cały czas odczuwa potrzebę rozwijania swoich umiejętności jeździeckich. Jest złomiarzem z powołania - zdecydowanie częściej kupuje motocykle niż je sprzedaje. Czy to jego problem?

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button