MZ ETZ 250 na torze: gleba na motocyklu klasycznym? Było blisko. Więcej tego nie zrobię (…albo zrobię!)

Pojechaliśmy na tor testować nasze motocykle! Zablokowało koło w mojej MZ ETZ 250!

W skrócie
  • Zabraliśmy nasze motocykle MZ ETZ 250 na Tor Łódź! Plan był prosty: przetestować nasze rumaki i zobaczyć, który jest szybszy!
  • Warunki torowe szybko weryfikują stan techniczny pojazdu: w jednym ze sprzętów pękł łańcuch, który zablokował tylne koło. Obyło się bez wywrotki!
  • W wyniku pęknięcia łańcucha rozerwało osłonę napędu i urwało linkę prędkościomierza.
  • Do awarii doszło najprawdopodobniej na skuter pękniętego mocowania silnika. Piec zeskosował się, a to najprawdopodobniej ułatwiło napędowi opuszczenie przedniego koła zębatego, a finalnie pęknięcie i zablokowanie.
  • Niestety pęknięcia mocowania silnika nie mogliśmy zobaczyć bez demontażu silnika.
  • Więcej niesamowitych historii motocyklowych znajdziesz na naszej stronie, jednoslad.pl!

Motocykle MZ ETZ 250 słyną ze swojej długowieczności i niezawodności, ale nawet najlepszy sprzęt nieodpowiednio serwisowany potrafi przysporzyć sporo kłopotów jego właścicielowi. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Szczęśliwie dla nas upalaliśmy na pustym torze, na którym nie stworzyliśmy żadnego zagrożenia i szczęśliwie dla mnie (autora) i mojego klasyka nie doszło do wywrotki – było blisko!

Jakiś czas temu podjęliśmy wyzwanie, które rzucił nam Motul: jeździć na klasycznych motocyklach dwusuwowych, tak jakbyśmy jeździli nowoczesnymi sprzętami. Nie mogło być inaczej: zgodziliśmy się na to! Obiecaliśmy sobie i Motulowi, że nasze wojaże będziemy dokumentować i powstanie kilka filmów z naszych prób jazdy na starych motocyklach. Problem z naszymi eMZetami jest jeden: wymagają całkowitego remontu. Poprzedni właściciele, Węgrzy całkowicie zapomnieli o wymianie oleju w silniku, smarowaniu łańcuchów, czyszczeniu gaźnika czy używania odpowiednich narzędzi do ich napraw. Finał jest taki, że mimo że spędziliśmy już kilka nocy ślęcząc nad Etkami, to nadal wymagają dużo pracy. Tak naprawdę powinniśmy je rozebrać do ostatniej śrubki, wymienić wszystkie podejrzane podzespoły, złożyć i dopiero jeździć. Problem jednak jest taki, że obecnie brakuje nam na to czasu, a tak duże remonty nie tylko potrafią kosztować, ale wymagają poświęcenia wielu godzin. W związku z tym obiecaliśmy sobie, że będziemy je reanimować, jechać, naprawiać, jechać i naprawiać. Czy można wyobrazić sobie lepszy generator przygód?

MZ ETZ 250 na torze. Wyzwanie Motul. Klasyczne motocykle

Na pewno nie., Jest z tym jednak mały problem: o ile część awarii wpływa tylko i wyłącznie na fakt, że motocykl albo jedzie, albo nie, to każdy z nas może wyobrazić sobie, że awarie układu jezdnego mogą doprowadzić do sporego zagrożenia na drodze. To też był jeden z powodów, dla którego postanowiliśmy przetestować nasze Etki na torze. Z jednej strony pomysł był totalnie absurdalnie świetny, a z drugiej dawał nadzieje na sprawdzenie naszych sprzętów w kontrolowanych warunkach. Najważniejsze, aby nikomu nie stała się krzywda.

Jedziemy na tor!

Na przygotowanie naszych motocykli poświęciliśmy sporo czasu – przejrzeliśmy je dosyć dokładnie, a mimo to dopuszczaliśmy możliwość jakiegoś problemu, którego nie bylibyśmy w stanie dostrzec bez rozebrania całego motocykla. Dzisiaj ta strategia wydawała się całkiem słuszna.

Przeczytaj również:

Motocyklem MZ ETZ 250 na tor wyścigowy? To (nie) mogło się udać!

Tak naprawdę pierwsze dwie awarie wydarzyły się zanim wyjechaliśmy z garażu. Z jednej MZ-tki zaczęło uchodzić powietrze z przedniego koła – jednak na tyle wolno, że już nie kombinowaliśmy, tylko zabraliśmy ze sobą kompresor. Nie zamierzaliśmy jeździć cały dzień – stan opon w obu sprzętach i tak wołał o pomstę do nieba. Jednak nie to było najgorsze: w niebieskiej sztuce skleiło się sprzęgło – do tego stopnia, że nie mogliśmy go rozkleić w klasyczny sposób, a więc ruszając motocyklem na włączonym pierwszym biegu do tyłu i do przodu. Nie pomogło również nagrzanie silnika. Mieliśmy nadzieję, że tarcze puszczą po kilku kółkach i wszystko wróci do normy. Nie zdążyło.

MZ ETZ 250 na torze. Wyzwanie Motul. Klasyczne motocykle

Zresztą miałem solidne podstawy by twierdzić, że silnikowi potrzebny jest olej i rozgrzanie. Zanim załadowaliśmy motocykle na przyczepę, postanowiliśmy jeszcze wymienić olej w skrzyniach biegów: moje zaskoczenie kiedy zobaczyłem, że niebieskiej sztuce praktycznie nie ma oleju było ogromne. Jak to możliwe? Po prostu wyleciał. Jednak nie przez dziurawe uszczelniacze, a przez jeden z korków, który posiada charakterystyczną sprężynkę i kulkę na końcu ( element ten napina i podtrzymuje mechanizm zmiany biegów). Okazało się, że poprzedni właściciel zerwał gwint w tym korku i nie miał najmniejszej ochoty go naprawić. Wkręcił zatem korek na pakuły i na tym jego naprawy się zakończyły. Cała operacja drutowania skończyła się tym, że olej opuścił skrzynie biegów. Zrobiła to także kulka, która w związku z tym, że korek nie był dokręcony wyleciała ze swojego miejsca i szczęśliwie dla nowego właściciela, czyli mnie, wyleciała korkiem spustowym oleju. Równie szczęśliwie nie dostała się między koła zębate i nie uszkodziła skrzyni – przynajmniej tak mi się wydaje. Naprawa zakończyła się rozwierceniem uszkodzonego gniazda, nagwintowaniem, wstawieniem tulei i założeniem nowego zestawu pt. “korek, sprężynka, podkładka, kulka”. Mogliśmy ruszać.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Do biegu, gotowi, start!

Raz kozie śmierć! Jedziemy. Z zarządcami Toru Łódź umówiliśmy się, że wpasujemy się w harmonogram innych wydarzeń, tak żeby nie robić zadymy na nitce i nie psuć zabawy osobom trzecim. Czasu nie mieliśmy zbyt dużo, ale i tak okazało się, że jak dla mojego motocykla jest go aż nazbyt. Nitkę znamy doskonale, więc nie musieliśmy robić rozpoznania. W związku z tym, że parę dni temu odbył się wyścig Le Mans 24, a zawodnicy zanim wystartują do tego wyścigu, muszą dobiegnąć do motocykla, odpalić i dopiero ruszyć, postanowiliśmy zrobić dokładnie tak samo. Musieliśmy chwilę pokopać, ale maszyny w końcu zaburzyły i wystrzeliły z nami na pokładzie przez linię start/meta.

MZ ETZ 250 na torze. Wyzwanie Motul. Klasyczne motocykle

W filmie, który możecie znaleźć na naszym YT, powiedziałem, że moja Etka popsuła się na pierwszym zakręcie. To nie do końca prawda. Popsuła się na na którymś zakręcie z kolei, ale powiedziałem tak dlatego, że był to pierwszy zakręt, na którym po prostu chciałem jechać torowo. Piotrek nie mógł przez dłuższy czas odpalić swojej sztuki, w związku z tym jechałem bardzo wolno i czekałem na niego. Co to za wyścig, w którym Twój największy rywal zostaje z tyłu. W końcu mnie dogonił. Zredukowałem, dodałem gazu i mogliśmy się ścigać. To miała być walka o wszystko. Niestety pierwszy wyścigowy zakręt zakończył się klopsem. Totalnym klopsem.

MZ ETZ 250 na torze. Wyzwanie Motul. Klasyczne motocykle

Coś strzeliło: od razu pomyślałem, że urwałem sprzęgło, albo coś się stało z silnikiem właśnie przez niesprawny mechanizm sprzęgła. Tak się jednak nie stało – pękł łańcuch, który nie dość, że praktycznie w całości zawinął się dookoła tylnego koła zębatego, to rozerwał całą plastikową obudowę napędu. Uderzenie było tak duże, że nie tylko rozerwało osłonę, ale również wyrwało linkę prędkościomierza i zablokowało koło. Na filmie możecie zobaczyć, że bardzo szeroko wyjeżdżam z zakrętu. Nie widać co prawda spektakularnej walki o życie, ale ustalmy: jechałem pewnie ze 20 albo 30 km/h. Na szczęście udało mi się nie przewrócić i bezpiecznie opuścić nitkę toru.

MZ ETZ 250 na torze: naprawiamy i jedziemy dalej?

Zanim wyjechaliśmy z domu, załadowaliśmy do auta całą masę narzędzi – przewidywaliśmy jak może zakończyć się nasza przygoda. W myśl cytatu pt. “nadzieja umiera ostatnia” zamierzałem walczyć do końca. Niestety po zepchnięciu maszyny z toru i głębszych oględzinach, okazało się, że nic nie zrobimy. Nie dość że pękła obudowa łańcucha (tą mogliśmy zdjąć i w sumie jeździć bez niej, licznik również nie musiał działać na naszej próbie), pękł łańcuch (tutaj również mogliśmy powalczyć), to pękł uchwyt silnika. Prawdopodobnie już wcześniej był pęknięty, co doprowadziło do “zeskosowania” silnika i zapędziło mnie w kozi róg. Czy gdybym  wyjął silnik z ramy to zobaczyłbym tą usterkę? Pewnie tak. Na pocieszenie mogę sobie tłumaczyć, że za Chiny ludowe nie zobaczyłbym tego pęknięcia bez wyjęcia silnika. Cóż, mamy pretekst, aby na tor pojechać raz jeszcze. Tymczasem ja idę wyjmować silnik z ramy i zamawiać potrzebne części. To jeszcze nie koniec…

Zobacz również:

 

 

Tobiasz Kukieła

Dziennikarz motoryzacyjny, fotograf, reportażysta. Na motocyklach jeździ od dzieciaka i cały czas odczuwa potrzebę rozwijania swoich umiejętności jeździeckich. Jest złomiarzem z powołania - zdecydowanie częściej kupuje motocykle niż je sprzedaje. Czy to jego problem?

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button