- Motul rzucił nam wyzwanie, a my na nie odpowiedzieliśmy: kupiliśmy dwa motocykle MZ ETZ 250, które zamierzamy naprawić i odpalić. Kolejnym naszym celem będzie wyruszenie na nich w podróż, a nawet kilka podróży!
- Oba motocykle nie były odpalane od bardzo dawna. Napraw, wymian i regulacji wymaga wiele elementów.
- W ocenieniu stanu silników pomaga nam nasz znajomy mechanik, Krzysiek Mofina (MotoMorfi).
- W tymartykule znajdziesz link do drugiej części naszej nowej serii, którą tworzymy razem z marką Motul.
- Więcej niesamowitych historii motocyklowych znajdziesz na naszej stronie, jednoslad.pl
Nasze motocykle MZ ETZ 250 trafiły do tajnej bazy, w której właśnie poddawane są technicznej renowacji. Zaczęliśmy od przygotowania listy potrzebnych części i ocenienia stanu silników. Nie jest źle – wystarczy trochę pracy, kilka delikatnych zabiegów i będziemy mogli myśleć o pierwszej przejażdżce.
Szczerze Wam powiem, że nie sądziłem, ani nawet nie śniłem, że osoba z moim stażem motocyklowym, w dodatku skąpana w testach najnowszych i najbardziej zaawansowanych motocykli na świecie może przeżyć swojego rodzaju katharsis za sprawą rozklekotanej MZety, której zresztą stan techniczny woła o pomstę do nieba. Dawno, naprawdę dawno żaden jednoślad nie sprawił mi takiej frajdy, mimo że po powrocie do domu nie mogłem się nim nawet przejechać. Tak naprawdę kupiłem kota w worku – nie byłem w tym sam ponieważ Piotrek również nie miał okazji się przekonać jak jeździ jego MZeta. Braki były spore, ale nie okazały się kosztowne. Część brakujących fantów, w ramach targowania dorzucił nam sprzedający (przebiegła bestia), a część kupiliśmy. Przyświecał nam jeden cel: ma być tanio!
Kupujemy dwie MZ ETZ 250: pół żartem, pół serio!
Gość w słuchawce powiedział, że ma całą torbę podkładek pod kolano wydechowe. Mogliśmy jechać.
Z drugiej strony należy wspomnieć, że nie zawsze zakup nowych części jest dobrym rozwiązaniem. Myślę, że potwierdzi to wielu znawców motocykli klasycznych: jeśli jesteś w stanie ratować wysłużony, ale oryginalny gaźnik od motocykla, to zrób to, a myśli o zamianie na taniego “Chińczyka” raz na zawsze porzuć – taka zamiana może zakończyć się niepowodzeniem.
MZ ETZ 250: części do starych motocykli to nie problem
Na miejscu okazało się, że w sklepie jest wszystko czego potrzebujemy, a potrzebowaliśmy wiele: linki sprzęgła, zestaw naprawczy gaźnika, kranika, świece zapłonowe, uszczelkę wydechu, filtr paliwa, wężyk paliwa, jakieś szprychy i sam nie wiem co jeszcze. Finalnie za wszystko zapłaciłem 120 zł i szczęśliwy wyruszyłem do domu. To niezły wynik, zważywszy na to, że czasami jedna linka sprzęgła do motocykla “nowoczesnego” potrafi kosztować więcej. Oczywiście, druga emzeta również została wyposażona w podobny zestaw. Mogliśmy zacząć przeprowadzać wstępne naprawy – takie, które usprawnią proces odpalenia motocykli.
Odpalenie niebieskiej sztuki nie było najłatwiejsze: najpierw musiałem przebrnąć przez bałagan w instalacji elektrycznej – na szczęście w sieci bez problemu znalazłem schemat i do rozwiązania problemu doszedłem jak po nitce do kłębka. Pojawiła się iskra, natomiast motocykl nadal nie odpalał. Podejrzewałem, że problem leży po stronie gaźnika. Wziąłem się zatem za wyczyszczenie dysz, ale nic to nie dało. Okazało się, że paliwo nie spływało ze zbiornika do gaźnika, a przez czarny wężyk nie było tego widać. Rozkręciłem kranik i porządnie go wyczyściłem. W końcu paliwo dolatywało, ale Emzeta nadal nie odpalała. Cóż, nie siłowałem się z tym, bo wiedziałem, że niebawem pojawi się w naszej bazie nasz znajomy mechanik, który na temat MZ ETZ 250 wie praktycznie wszystko. Chcieliśmy, aby osoba z wiedzą i doświadczeniem dokładnie przejrzała silniki i wydała werdykt – tym bardziej, że naprawdę chcemy tymi sprzętami jeździć po Polsce… i być może nie tylko. Zajęliśmy się skręcaniem motocykli i wymianą reszty części, które już udało się nam kupić. Wcześniej zamówiliśmy porządne akumulatory, odpowiednią chemię i kilka innych elementów, które były potrzebne do odpalenia motocykli. Przykręciliśmy wydechy, założyliśmy lampę do jednej, zbiornik do drugiej, siedzenie, podnóżki i mogliśmy w spokoju czekać na naszego speca.
Odpalamy MZ ETZ 250 po latach postoju
Niestety moje czyszczenie gaźnika i kranika okazało się niewystarczające – werdykt był bezlitosny. Kranik nie działał prawidłowo, a gaźnik miał tak dużo zabrudzeń, że czekała go noc w myjce ultradźwiękowej. Trudno, to są podstawy. Na szczęście okazało się, że w obu motocyklach znajdują się zadziwiająco zdrowe silniki i nie musimy na dzień dobry rozbijać silnika i robić remontu dołu czy w najlepszym wypadku wymieniać tłoków. Kolejne pieniądze zostaną w kieszeni, a my możemy skupić się na przywróceniu stanu technicznego do wymaganego minimum. Oczywiście nie będziemy inwestować w wygląd, nie będziemy rozbierać sprzętów do gołej ramy, piaskować, malować i chromować. Ograniczymy się do polerki i przywrócenia zdolności bojowej, bo to dla nas jest najistotniejsze. Wystarczy, że cekiny mamy na naszych oldschoolowych skórzanych kurtkach z lat 90-ych.
Wracając jednak do tematu: pomimo tego, że gaźnik w niebieskiej MZ wymagał dokładnego i profesjonalnego czyszczenia, to w końcu udało się ją odpalić. Dźwięk ryczącej MZ ETZ 250? Wspaniały, niepodrabialny! Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, jednak mój dobry humor nieco popsuł werdykt naszego kolegi-mechanika. Na pierwszy rzut oka wykończona życiem MZ ETZ 250 Piotrka (szara) ma silnik w nieco lepszym stanie i silnikowo nie wymaga praktycznie żadnych napraw – chociaż się poci i wisi z jej łączeń karterów przezroczysty smark silikonowy, co może nie wróżyć zbyt dobrze. Cóż, muszę się z tym pogodzić, ale moja rdzenna zawiść nie pozwala mi przestać o tym myśleć. Z kolei w niebieskiej przez okno wydechowe dostrzegliśmy rysy na cylindrze i tłoku. Szczęśliwie jednak nie są duże i nie dyskwalifikują silnika z dalszej eksploatacji – czas jednak pokaże.
Finalnie jednak gaźnik z niebieskiej etki trafił na stół w serwisie naszego znajomego, a my mamy teraz czas, aby wymienić świece, linki, opony, zarejestrować obie sztuki, wymienić olej w skrzyni biegów, zrobić porządek z hamulcami, zajrzeć do zawieszenia, posprawdzać czy wszystkie śruby są przykręcone tak jak należy, naciągnąć łańcuchy czy uszczelnić wydechy. Po tych wszystkich zabiegach weźmiemy się za mycie, czyszczenie, lekkie picowanie i jedziemy przed siebie!
Szczęśliwie okazało się, że nasza zabawa z emzetami nie kosztowała zbyt dużo pieniędzy, ale tak naprawdę mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu – jakby na to nie patrzeć kupowaliśmy kota w worku – szczęśliwie dla nas mamy jakieś pojęcie na temat motocykli, więc większość napraw i czynności serwisowe nie stanowią problemu, a wręcz dają frajdę. Dzisiaj jednak wiem i zdałem sobie sprawę, że pewnie większość z nas ma znajomego, który ma całą masę doświadczenia z motocyklami MZ ETZ 250, Jawą TS 350, WSK, Simsonami, Komarami itd. Żaden z tych sprzętów nie wymaga tajemnej wiedzy, ale minimum teorii popartej praktyką. Jestem prawie pewny, że jeśli popytasz wśród swoich znajomych, to i Ty znajdziesz osoby, które na takich sprzętach zjadły zęby.
Z drugiej strony jeśli dzisiaj grzebiesz sam przy motocyklu, nazwijmy to nowoczesnym, to jestem prawie pewien, że nie będziesz mieć większego problemu z uruchomieniem kultowego klasyka. Ważne jest podejście do sprawy, luz, cierpliwość i czasami znalezienie osoby, która nie tylko Ci pomoże, ale sama będzie czerpała frajdę z czasu spędzonego przy motocyklu zabytkowym. Być może będzie to świetny sposób na odświeżenie znajomości? Jedno jest pewne: grzebanie przy klasykach potrafi dać całą masę frajdy, a przy okazji nie musi być kosztowne
Serdeczne podziękowania dla Krzyśka Mofiny (Moto Morfi), za czas, humor i chęć pomocy przy motocyklach MZ ETZ 250. Jesteś wielki!