Tai Woffinden: Mistrz na żużlu

Tai Woffinden został nowym mistrzem świata na żużlu i zrobił to w wielkim stylu – wygrał wyścig, świętował z teamem, uścisnął rodzinę – i wypełnił swoje zobowiązania – wywiady dla telewizji, konferencja prasowa, zdjęcia z pucharem.

Cierpiał z bólu. Przez kolizję, do której doszło przy dużej prędkości w jego trzecim wyścigu, nie mógł ruszyć nie tylko palcem, ale także całą stopą, a chodząc – kulał.

Piszącemu ten artykuł udało się znaleźć ciche miejsce, do którego zwabił nowego mistrza, z dala od tłumów ludzi. Niektórzy pragnęli wywiadu z nim, inni selfie, jeszcze inni chcieli być po prostu blisko nowego mistrza. Nam udało się jednak odciągnąć go i zaprosić do starego biura w budynku toruńskiej Motoareny.

Rozsiadł się wygodnie w krześle i wydał dźwięk, który brzmiał jak ulga. Zrobił to. Długi, ciężki rok dobiegł końca w chwale i teraz, ponownie może nazywać się mistrzem świata na żużlu.

W ciągu 30 kolejnych minut Tai wiele wyjawił. Mówił o poświęceniu, o bólu, przyjemności, o przeszłości i przyszłości. A gdy on mówi, słuchasz. Nie udziela słodkich, monotonnych odpowiedzi stworzonych pod wywiad, na odczepkę. Mówi otwarcie, szczerze, bez filtra.

Zaczął tak szczerze jak zawsze:

Nie umiem powiedzieć, dlaczego zdobyłem trzy tytuły. Jeśli zadasz Nickiemu (Pedersenowi) albo Gregowi (Hancockowi) to samo pytanie, założę się, że też nie będą umieli odpowiedzieć, jak zdobyli swoje. To się dzieje i już, nie da się tego wyjaśnić.

Oczywiście częściowo zrobiłem to ja, ale na to składa się więcej rzeczy. To się wydarzyło w 2013, jeździłem cały rok i skończyłem na szczycie. To kumulacja punktów gromadzonych przez cały sezon i trzeba być konsekwentnym przez cały rok. Jedna runda może wszystko zepsuć, więc nie ma dni wolnych.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Mogę powiedzieć jedno, ten był najtrudniejszy, trudniejszy niż wszystkie inne, mentalnie. Po Cardiff prowadziłem 20 punktami, potem kolejne dwie rundy były mokre i to wszystko ograniczyło. Nagle pole gry jest całkowicie gładkie i to sprawia, że jest ciężko.

Chyba w jednym doszedłem do półfinału, potem kolejny był też mokry, a potem była Słowenia. Wiedziałem, że będę się tam męczył, bo przez cały rok nie miałem startów, a na kamienistym torze było jeszcze gorzej. Słowenia, która była moją najgorszą rundą, w żaden sposób mi nie pomogła. Zawsze się tam męczę z powodu nawierzchni i specyficznego silnika, jaki trzeba tam mieć, żeby wszystko działało.

Co roku kto inny tam wygrywa, a to z powodu tego, jaki ten tor jest. Jest trudny do rozgryzienia, a mi się to jeszcze nie udało. Według mnie nie powinniśmy tam jeździć. Wszyscy lubimy jeździć do Słowenii, bo to piękne miejsce, ale dajcie nam tor wyścigowy, na którym moglibyśmy prawidłowo jeździć.

Ale to zupełnie inna kwestia.

Po tamtej rundzie ludzie zaczęli zadawać pytania. Polska sensacja, Bartek Zmarzlik był w życiowej formie i robił ciśnienie, a jego prowadzenie w serii spadło do 10 punktów. Odpowiedź Woffindena? Dwa Grand Prix, dwie wygrane. Tak sobie radzi z presją. Powiedział:

Po Słowenii znów nam szło, bo dobrze się spisałem w Niemczech i wiedziałem, że w Toruniu muszę zdobyć 12 punktów i, że mogę zdobyć 12 punktów.

Radzę sobie z presją, ona nigdy nie była dla mnie problemem. Mój manager powiedział mi „za każdym razem, gdy wywieram na Tobie presję, robisz wyniki”. Zawsze zdaję sobie sprawę ze stawki, ale gdy siadam na motorze, chcę wygrać wyścig dla samego siebie.

Nie dla mechaników, nie dla (żony) Faye, nie dla moich sponsorów, nie dla mojej mamy, chcę wygrać dla siebie, więc wychodzę i daję z siebie wszystko, bo jestem zdesperowany, by pierwszy dojechać na metę. Taki jestem.

Jednak w pewnym momencie wydawało się, że presja go dopadła, gdy w Toruniu w efekcie nietypowego błędu wpadł w barierki ochronne, a wielu obserwujących poczuło, jak tytuł wyślizguje mu się z rąk. Na szczęście jest twardy. Ale, na sześć punktów do tytułu, po co podejmować ryzyko?

No słabo, bo w 2013 nie siadłbym za Doyley’em i nie zgarnął punktów. Patrzycie teraz na inne zwierzę. Chcę wygrywać każdy wyścig, chcę wyprzedzać ludzi i wiem, że mogę ich dogonić.

Starałem się to zrobić, ale podbiło mnie za startem i gdy opadłem, przegięło mnie i popełniłem błąd, przez to wpadłem w bandę. Miałem szczęście, mogło być o wiele gorzej. Moja prawa łydka umarła, nie mogę ruszać palcami u nogi. Myślę, że złamałem coś w stopie, bo bardzo boli, ale chciałem zdobyć dodatkowy punkt i jechałem po niego.

Z trzema medalami w kieszeni, jakie ma plany na przyszłość? Jest najmłodszym człowiekiem, który zdobył trzy tytuły mistrza na żużlu i nie ukrywa faktu, że chce pobić rekord sześciu – tyle łącznie mają na koncie Ivan Mauger i Tony Rickardsson.

Wiem, że mogę więcej. Na pewno. Powiedziałbym, że najlepszy czas w żużlu to wiek 30+, ja mam 28 lat. Patrząc wstecz na innych riderów, gdy wygrywali, widać, że 30+ jest najlepszym czasem.

W żużlu nie chodzi tylko o pełen gaz i bycie szalonym, trzeba być też sprytnym, iść gładko, mieć wszystko poukładane, być w formie i zdrowym – te wszystkie elementy układanki muszą do siebie pasować. Im jestem starszy, tym mój zespół jest bardziej poukładany, a ja staję się lepszy. Zdobyłem trzy tytuły mistrza w ciągu sześciu lat – więc coś robię dobrze.

Mogę pobić rekord. Jeśli będę mieć wystarczająco dużo entuzjazmu, mogę to zrobić. Jeśli się nie znudzę i nie powiem „zrobiłem wystarczająco dużo, wracam do Australii.” Mam rozdwojenie jaźni, więc taki dzień może nadejść, ale na razie jeszcze nie. Nadal to kocham.

Póki wygrywam, sprawia mi to przyjemność.

Wygrywa częściej niż przegrywa, jednak to nie oznacza, że nie przeżywa każdej porażki. Dla kogoś uzależnionego od wygrywania, przegrana to jak nóż w serce. Dlatego, jeśli go znacie, kolejne wyznanie Woffindena nie jest tak szokujące, jakby mogłoby się zdawać.

Wiesz, co najgorszego mi się przytrafiło? To zabrzmi dziwnie, ale najgorszą rzeczą, jaka mi się zdarzyła to zdobycie mistrza w 2013. Przed 2013 kończyłem mistrzostwa między 1 a 8 miejscem i byłem zadowolony, ale teraz poprzeczka została ustawiona wysoko. Jeśli nie wygrywam, jest słabo. Moim celem jest teraz wygrywanie mistrzostw świata. Wszystko poniżej jest do bani. W pewnym sensie mnie to wkurza, bo jeśli zajmę drugie miejsce, wszyscy świętują, ale ja nie chcę świętować, bo przegrałem, prawda? Możemy świętować, jeśli mam na szyi złoty medal.

W 2013 i w 2015 świętował całą noc. W 2018 nie wypił ani kropli i opuścił imprezę wcześnie, by się wyspać. Kilka godzin później zignorował kontuzję stopę i wygrał spotkanie na rzecz legendy żużla, Tomasza Golloba.

Taki już jest. Tai Woffinden wygrywa.

[trending]

 

Przemysław Borkowski

Kocha wszystko co ma dwa koła i silnik - nawet ten elektryczny. Gdyby wiertarka miała koła, też by na niej jeździł. Prywatnie fan dobrego rockowego brzmienia i kultur orientalnych.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button