Kupiłem bazę i będę robić! GUZIK PRAWDA!

Czy wy też się tak oszukujecie?

W skrócie
  • Oto największa bujda wśród graciarzy - kupię i będę robił!
  • Inwestycja czy wtopa kasy? Czy warto kupować zdezelowane motocykle za bezcen?
  • Graciarze, kolekcjonerzy, zbieracze - zwał, jak zwał

Motocykliści, którzy poza jeżdżeniem lubią także chomikować wszystko co związane z jednośladami, mają wrażenie, że żony/partnerki/kochanki (odpowiednie wybrać), nie mają bladego pojęcia o cenach. Idąc tropem bardzo popularnego mema, który jakiś czas krążył po Internecie, jest w tym trochę prawdy. Ale kto w przypadku zakupu kolejnej bazy oszukuje się bardziej?

“Jak mi się coś stanie, nie pozwól mojej żonie sprzedać motocykla i wszystkich części za tyle, za ile jej powiedziałem” – ten popularny mem z viralową prędkością podbił motocyklową stronę internetu. Fakt, nasze hobby nie należy do najtańszych, ale na rynku oferowanych jest tak wiele najróżniejszych, mniej i bardziej potrzebnych akcesoriów, że bardzo często sami wymierzamy sobie krzywdę skierowaną w nasz miesięczny budżet. O ile gra toczy się o kilkadziesiąt, czy kilkaset złotych, to oczywiście bez większego problemu jesteśmy ten wydatek w stanie jakoś uargumentować, bo akurat ten “spowalniacz przyśpieszacza” nie jest dedykowany dla nas, a służy poprawie komfortu jazdy drugiej połówki. Ot, cała filozofia.

Zbieracze, kolekcjonerzy, łowcy okazji – jak zwał tak zwał, to dopiero potężną banda oszustów. Dzień w dzień przeglądają najpopularniejsze portale aukcyjne w poszukiwaniu kolejnej, oczywiście niejeżdżącej okazji. Agonalny stan, problem z rozruchem silnika i brak jakiejkolwiek wyjątkowości w połączeniu z niską ceną wręcz namawia do zakupu. No ale czy nie byłoby grzechem nie kupienie CBR F4 z 1999 roku za 3000 zł? Przecież idzie zima to ją zrobię!

Najważniejsze informacje:

  1. Kupię tanio i przywrócę do stanu oryginalnego. Największe kłamstwo każdego “zbieracza” motocykli.
  2. Są chęci, jest plan, ale brakuje czasu i funduszy – finalnie Twój nowy zakupu spędza w czeluściach garażu kilka lat, a później sprzedajesz go za bezcen.
  3. Największe oszustwo wśród graciarzy – kupię i będę robił!

Przeczytaj koniecznie o zbieraczach:

Kolekcjoner, zbieracz, chomik i graciarz – czy warto zbierać jednoślady?

Znikoma wartość za niską cenę

Łatwa dostępność do zakupu motocykli sprawia, że każdy chciałby w swoim garażu mieć jakaś kolekcję. Są tacy, którzy trudnią się w zakupie wyjątkowych perełek wyprodukowanych w niewielkiej liczbie egzemplarzy, które faktycznie mają wysoką wartość kolekcjonerską i są swego rodzaju inwestycją. Nie brakuje również takich, którzy na rynku wiodą prym – kupić to co najtańsze i łudzić się, że wkładając co najmniej drugie tyle doprowadzą motocykl do stanu chociaż jezdnego. Przede wszystkim w dobie Internetu właściciele pojazdów doskonale wiedzą, ile powinni je cenić. Po drugie nikt dobrych motocykli nie oddaje za bezcen. A po trzecie, te, które są najtańsze, zazwyczaj zajechane są do granic możliwości i wymagają włożenia w nie co najmniej worka pieniędzy. Nie ma się co łudzić – okazje nie istnieją, a sztuki, które produkowane były w liczbie setek tysięcy egzemplarzy, już nigdy nie będą droższe. Wartość mają tylko sentymentalną.

Dalej się łudzimy

Udało nam się wygospodarować 3000 zł sumiennie odkładając ze swojej wypłaty i właśnie w tym momencie zapala się lampka – może to idealny moment na zakup kolejnego motocykla, aby nie nudzić się podczas długich zimowych wieczorów? Moment może i dobry, ale pomysł nie należy do najbardziej racjonalnych i w jakikolwiek sposób wytłumaczalnych. Za całą odłożona kwotę wchodzimy w posiadanie zajeżdżonego strucla i w tym momencie pojawia się największy problem – cała rodzina i znajomi już wiedzą, że po głowie chodzi wam projekt budowy cafe racera lub odbudowy do stanu należytego, ale magiczna sakiewka świeci już pustkami. Nadchodzą święta, więc trzeba kupić kilka prezentów, zepsuła się zmywarka i wymaga wymiany, w aucie trzeba zrobić serwis olejowy, a i w prawym przednim kole zaczęło coś pukać. Wydatki się piętrzą, więc motocykl schodzi na ostatni plan. Minęły dwa kolejne miesiące, a na horyzoncie pojawia się już widmo nadchodzącej wiosny. Chcesz zabrać się w końcu za upragnione “śrubczenie”, ale okazuje się, że Twój główny motocykl nie odpala – aku padło. Przyglądasz się nieco bliżej i przypominasz sobie, że musisz zakupić komplet nowych opon, bo te przypominają wyścigowe slicki, a gdzie jeszcze serwis olejowo-filtrowy? No trudno, zrobię go na przyszłą zimę.

Rzucając łaciną próbujesz wygospodarować kawałek miejsca, aby “okazja” życia spędziła cały rok w jakimś suchym miejscu. Parkujesz ją możliwe najbliżej ściany i za każdym razem przechodząc w wypełnionym po brzegi garażu przez rowery, kosiarki, siekiery i zabawki, przeklinasz nowy nabytek uderzając się piszczelem o wystającego seta. Na co mi to było?

Taka jest prawda

W najlepszym wypadku po kilku latach udaje Ci się odłożyć nieco gotówki, ale widmo tak długiego postoju sprawia, że masz ochotę tylko go odpalić i przywrócić do stanu, w którym bezpiecznie będzie mógł poruszać się po drogach, a następnie możliwe jak najszybciej go sprzedać, żeby odzyskać trochę zainwestowanej kasy. Fajnie, masz motocykl, który kupiłeś za bezcen i własnymi rękami go naprawiłeś. Okazuje się jednak, że narobiłeś się jak osioł, zainwestowałeś górkę pieniędzy, a finalnym efektem jest nadal zajeżdżony strucel, tylko całość wyszła cię znacznie więcej, niż wynosi jego cena rynkowa. Brawo!

Możliwe najgorszym scenariuszem jest oczywiście poddanie się zaraz po odkręceniu kilku śrubek i ostygnięciu zapału. Przeklinasz w myślach swoją niedbałość – pogubiłeś śrubki, brakuje kilku niewielkich plastików, bo Twój entuzjazm pierwszego dnia po zakupie był tak potężny, że chciałeś wszystko naprawić już tego samego dnia. Pieprznięte owiewki przeleżały w czeluściach garażu kolejne lata najczęściej przykryte kocami, zabawkami czy oponami. Masz dość – żałujesz tej inwestycji, która miała być sentymentalnem powrotem do przeszłości. Wystawiasz niejeżdżące badziewie znacznie poniżej ceny zakupu i z ogromnym zaskoczeniem słuchasz zainteresowanych, którzy oglądają ten egzemplarz snując identyczne wizje. To się nieźle zdziwią.

Chcesz odrestaurować motocykl? Szykuj kasę!

Przy tak znikomym budżecie unikałbym jakichkolwiek zakupów niejeżdżących, zdezelowanych i zmęczonych życiem egzemplarzy. Poza wartością sentymentalną ich zakup raczej nie ma sensu, no chyba, że chcecie ocalić je przed zakatowaniem i skonaniem na jednej z pobliskich wiosek. Naprawa do uzyskania należytego stanu technicznego i wizualnego będzie kosztować fortunę, więc zakładając zakup jakiegokolwiek motocykla do remontu należy przygotować sobie co najmniej trzykrotność tej kwoty, aby możliwe jak najszybciej zacząć kompletować niezbędne części. W każdym innym przypadku misja narażona będzie na niepowodzenie. Wówczas lepiej jest dokładnie przeserwisować swój motocykl, kupić nowy kombinezon lub kask, albo wybrać się w wymarzoną podróż.

Wiktor Seredyński

Od małego oglądał się za motocyklami do tego stopnia, że kilkukrotnie nabił sobie guza na głowie na przydrożnej lampie. Fan dalekich podróży, garażowego majsterkowania, ale także wyścigowej jazdy na torze. Wszystkie rzeczy związane z motocyklami odbywają się oczywiście w akompaniamencie Dire Straits. Podróż i jazda jest celem, a motocykle sposobem na spełnione życie.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button