Gwarantują obiektywne świadectwo przed sądem, dostarczają materiałów szkoleniowych, a czasem po prostu zapewniają rozrywkę. Rejestratory jazdy są już dziś już tak popularne jak niegdyś pieski z kiwającą głową na tylnej półce samochodu. Tyle tylko, że nie wszędzie ich używanie jest legalne.
W weekend pisaliśmy o tym, jak w Kolumbii kierowca wjechał w motocyklistę i odjechał. To właśnie dzięki rejestratorowi jazdy udało się zidentyfikować sprawcę tego zdarzenia. Dlatego w Waszych komentarzach pojawił się apel o stosowanie kamer. Wielu kierowców już je ma. Jeszcze inni zastanawiają się nad jej kupnem. Ale jak to wygląda od strony prawnej?
Podobnie jak w wielu krajach tak i w Polsce rośnie popularność rejestratorów. W większości przypadków kierowcy tłumaczą, że kupują takie urządzenie po to, aby dokumentować wykroczenia innych uczestników ruchu drogowego. Często pojawia się się też argument, że nagranie video pozwala na obronę przed fałszywymi oskarżeniami ze strony policjantów. I choć nie zawsze daje to zamierzony efekt. Dlaczego?
Problem z wykorzystaniem kamerki w samochodzie czy na skuterze bądź motocyklu wynika z faktu, że polskie przepisy bardzo niejasno określają zasady używania takiego sprzętu na drodze. I chociaż policja namawia do tego, abyśmy wysyłali na specjalny adres e-mail nagrane naszymi kamerami wykroczenia, to jednak wcale nie jest jasne, czy taki film może w ogóle przyczynić się do ukarania pirata drogowego. Bowiem od sądu zależy, jak zinterpretuje przedstawiony przez policję dowód. Najczęściej słyszymy interpretację, która mówi, że nagrania możemy używać tylko w przypadku kiedy dotyczy ono nas samych. Jeżeli dotyczy ono osób trzecich, a my będziemy tylko świadkami zdarzenia. Dlatego też oskarżony może sprzeciwiać się wykorzystaniu takiego dowodu i wcale nie będzie to sprzeciw bezprawny.
Jeszcze dalej idą ostrzeżenia niektórych prawników. Twierdzą oni, że publikowanie takich filmów jest naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych. Nie jest więc wykluczone, że pirat drogowy może nas pozwać do sądu za to, że jego wyczyn umieścimy w internecie.
Jednak najpoważniejsze ostrzeżenia padają ze strony Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. GIODO mówi jasno – nie tylko publikacja w internecie ale i przed sądem w ramach toczącego się postępowania wymaga zgłoszenia takiego zbioru właśnie do GIODO. Jest tak, ponieważ Inspektor nawet nagrania z rejestratorów jazdy traktuje na równi z monitoringiem wizyjnym.
Sprawa przed sądem może mieć więc taki finał, że mimo iż dzięki naszemu nagraniu pirat drogowy zostanie uznany za winnego, to i my będziemy ukarani za niezgodne z prawem upublicznienie nagrania. Nie pozostaje nic innego jak wierzyć w rozsądek sędziów lub przygotować się na długą batalię z wymiarem sprawiedliwości.
W świetle tych przepisów przestaje dziwić fakt, że tak rzadko słyszy się o karach dla policjantów, którzy zostali nakręceni na gorącym przez cywilnych użytkowników dróg.
Za granicą
W różnych krajach wygląda to różnie. Są kraje, gdzie kamerka może nam uratować nie tylko kieszeń ale i czystą kartotekę, są zaś i takie, gdzie sprawy mają się dokładnie odwrotnie.
BELGIA
Tutaj jest trochę podobnie jak w Polsce, ale dość jednoznacznie. Nie ma żadnych ograniczeń jeżeli chodzi o rejestrowanie jazdy dla celów prywatnych. Belgijskie przepisy mówią jasno, że nie ma możliwości publikowania tych nagrań bez zgody widocznych na nich uczestników. Sytuacja ma się trochę inaczej w momencie, kiedy na naszym nagraniu uwieczniliśmy wypadek, zaś plik będzie wykorzystany jako dowód w sprawie. Wtedy wprawdzie zgoda nie jest potrzebna, ale inni uczestnicy tego zdarzenia drogowego muzą być jak najszybciej o tym fakcie poinformowani.
NIEMCY
Również u naszych zachodnich sąsiadów brakuje jednoznacznych przepisów dotyczących rejestratorów jazdy. Oczywiście można nagrywać filmiki dla celów prywatnych, ale do ich publikacji konieczna jest zgoda osób widocznych na nich. Poza tym kamery uznaje się za monitoring – ten zaś powinien być odpowiednio oznakowany. Co do niemieckich sądów – te mogą kwestię filmów z rejestratorów traktować zupełnie dowolnie. Jeżeli zaś niemiecki urzędnik będzie chciał na nam się dobrać do skóry, to musimy liczyć się z faktem, że może na nas zostać nałożona grzywna do 300 tysięcy euro.
SZWAJCARIA
Mimo że i tutaj nie ma jednoznacznych przepisów dotyczących kamer, to jednak urzędy nieprzychylnie patrzą na nagrywanie otoczenia samochodu. Dlatego i tam lepiej zachowywać się z rejestratorem ostrożnie.
WĘGRY
Węgrzy mogą pochwalić się jasnymi, choć surowymi przepisami dotyczącymi kamer. W momencie kiedy chcemy opublikować sytuację drogową, musimy zadbać o to, aby ani twarze obecnych na nagraniu osób ani tablice rejestracyjne nie były możliwe do rozpoznania. Nagrania bez zasłoniętych twarzy i numerów można przechowywać maksymalnie 5 dni roboczych. Przepis ten jednak nie dotyczy filmu, który ma zostać użyty przed sądem jako dowód w sprawie.
SŁOWACJA
Przekraczając granicę Słowacji można zapomnieć o jakimkolwiek filmowaniu. Ale uwaga! Dotyczy to tylko samochodów. Tamtejsze przepisy surowo zabraniają umieszczania na szybie auta jakichkolwiek przedmiotów i urządzeń, które będą znajdować się w polu widzenia kierowcy. Dlatego jeżeli mamy kamerę zamontowaną na kasku bądź na baku skutera (motocykla) bądź wszędzie indziej, gdzie nie będzie ona w polu naszego widzenia – możemy kręcić do woli.
LUKSEMBURG
Nie ma zmiłuj – żadnego nagrywania. Już za samą rejestrację musimy liczyć się z grzywną. Zaś za publikację nagrań czeka nas kara więzienia. Po prostu luksemburczycy cenią sobie swoją wolność i prywatność, dlatego nie wolno niczego nagrywać bez wiedzy i zgody osób, które mają znaleźć się na nagraniu.
Jeżeli chodzi o łamanie prawa – przepisy mówią jasno – nagrania wykroczeń i przestępstw drogowych mogą być wykorzystane przed sądem jednak pod jednym warunkiem – że zostały one wykonane przez upoważnione do tego osoby. Jeżeli zdarzy nam się wypadek i na swoją obronę przyniesiemy przed sąd nagranie z rejestratora jazdy, możemy być pewni, że sąd taki dowód odrzuci.
AUSTRIA
Miałeś wypadek w Austrii i masz film pokazujący, że to nie była Twoja wina? Lepiej schowaj go głęboko w torbie i nawet nie przyznawaj się do tego, że kamera byłą włączona w czasie jazdy. Od 2012 roku w Austrii obowiązuje całkowity zakaz używania prywatnych kamer samochodowych do monitoringu na drogach publicznych. Decyzja jest prawomocna i wielokrotnie podtrzymywana przez sądy różnych instancji.
Jeżeli zostaniemy przyłapani na nagrywaniu, to za pierwszym razem musimy być przygotowani na grzywnę w wysokości 10 tysięcy euro. Recydywa będzie kosztować nas nuż 20 tysięcy. Austriackie prawo pozwala nagrywać jedynie prywatne filmy turystyczne. Publikować je można jednak tylko posiadając zgodę widocznych na nich osób.
Wszystkie służby od NKWD przez SB, UB, Sztasi nie udało się tak nauczyć społeczeństwa donosicielstwa, jak wiara w to, że można zaistnieć w sieci.