- Zabrałem Zontesa 125 U1 na Tor Łódź i próbowałem utrzymać tempo przejazdu Kacperka, który jechał na niemal 40-konnym Zontesie 350T.
- Aby nawiązać walkę z Kacperkiem musiałem niemal zrezygnować z odejmowania gazu i hamowania przed zakrętami.
- Po kilku okrążeniach uciekło mi tylne koło i motocykl wpadł w poślizg - do gleby brakowało naprawdę niewiele.
- Więcej historii motocyklowych znajdziesz na naszej stronie głównej, jednoslad.pl
Motocykle 125 podobno nie nadają się do jazdy po torze. Są za słabe, zbyt wolne, mają zbyt proste zawieszenia i o zgrozo! Wyglądają zbyt mało kozacko w paddocku. Czy to oznacza, że powinniśmy wstydzić się swojej obecności na torze? A może po prostu wystarczy mniej myśleć, a więcej jeździć?
Jakiś czas temu wybraliśmy się na redakcyjny wyjazd do Łodzi na Tor. Odbywało się tam spotkanie fanów marki Zontes, czyli torowe spotkanie motocykli totalnie nietorowych. To co jeszcze charakteryzowało tą imprezę, to fakt, że użytkownicy tych motocykli to w większości przypadków osoby, które dopiero zaczynają swoją motocyklową drogę i na torze zbyt często nie bywają. Sami przyznacie: kiedy myślicie “tor motocyklowy”, Waszym oczom ukazują się raczej sportowe 600-tki niż motocykle 125, czy 350 chińskiego producenta. To błąd, bo jak się okazuje motocykl nie ma większego znaczenia. Znaczenie mają nasze chęci i zaangażowanie w zabawę.
Jazda na motocyklach, to przecież tylko i wyłącznie zabawa, a kiedy po prostu dobrze się bawimy, a przy okazji możemy się czegoś nauczyć, to tym lepiej dla nas. Ja pojechałem na tor po prostu dobrze się bawić i pojeździć na motocyklach. Nie myślałem o nauce, czy w ogóle o rozwijaniu swoich umiejętności – przecież tyle lat jeżdżę na dużych, dorosłych i szybkich motocyklach – typowe gadanie ramola, które może zostać szybko zweryfikowane i zostało.
Wskoczyłem na motocykl 125 i postanowiłem gonić Kacperka, który jechał na 350-tce. Oznaczało to, że musiałem jechać zupełnie inaczej niż jeździłem do tej pory. Jeżdżenie po torze na motocyklach małolitrażowych zmusza do myślenia, do pilnowania linii przejazdu i maksymalnego opóźniania hamowania przed zakrętem – praktycznie tylko tam miałem szanse dogonić motocykl o pojemności 350 cm3. Na każdej prostej przewaga Kacperka rosła, a ja z zakrętu na zakręt coraz bardziej opóźniałem hamowanie. W końcu przeszarżowałem jedną patelnie i wypluło mnie na zewnątrz – spróbowałem zacieśnić łuk i na 99% popełniłem jakiś błąd, gdyż straciłem przyczepność tylnego koła. Sami zobaczcie ratowanie z tej opresji – brakło naprawdę niewiele.
Oczywiście możemy ględzić, że jazda motocyklem 125 po tego typu obiekcie jest nudna – na prostych odkręcimy manetkę do granic możliwości i w zasadzie nie stanie się nic. W przeciwieństwie do motocykli 500, 600, 1000 cm3 – te dopiero zaczynają zabawę na długich prostych – motocykl staje się fabryka adrenaliny. Jednakże mam wrażenie, że mały silnik, niewielka moc i niewysoka prędkość maksymalna sprawi, że być może adrenalina zacznie pojawiać się na dohamowaniach, na wejściach w zakręt i w szczytach zakrętu. Oczywiście, jeśli wybierzesz tor szybki, z szybkimi patelniami, to nie będziesz bawić się tak dobrze jak na motocyklu większej pojemności. Jednak jeśli będzie to jeden z naprawdę krętych, rodzimych torów, to gwarantuję przednią zabawę.
Jeździłem po Torze Łodź na motocyklu 125. Najważniejsze informacje:
- Po Torze Łódź jeździłem na Zontesie 125 U1. To motocykl, który dorwiesz już za 17 499 zł.
- W ramie tego motocykla znajdziesz jednocylindrowy silnik czterosuwowy o pojemności 125 cm3, o mocy 15 KM.
- Na Tor Łódź wybrałem się z Kacperkiem. Kacperek uciekał przed moją 125-tką na Zontesie 350 T, o mocy niemal 40 KM.
- Aby w ogóle mysleć o nawiązaniu rywalizaji musiałem maksymalnie opóźniać hamowania i niemal nie odpuszczać gazu.
- W jeden zakręt wszedłem zbyt szybko i niemal skończyło się to highsidem.
Fakty pozostają takie, że ledwie utrzymałem się na motocyklu – brakowało naprawdę niewiele abym zaliczył highside’a i zgruzował motocykl, a sam poleciał wesoło w trawę. Czy była to wina motocykla? Absolutnie nie, to kierowca odpowiada za utrzymanie motocykla na trasie przejazdu i od niego zależy w 100% czy to zrobi. Ratowanie wyszło mi w 100% natomiast okazało się, że w tym przypadku motocykl 125 przerósł moje umiejętności i możliwości. Tutaj wypada nadmienić, że motocykl 125 jest lekkim jednośladem i w krytycznej sytuacji łatwiej jest go wyratować niż ciężką kolumbrynę pozornie stworzoną do jazdy po torze (np. popularne motocykle klasy 600).
Bardzo się cieszę, że mogę Wam to napisać ponieważ jest to najlepsze świadectwo tego, że motocykl tak naprawdę nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko i wyłącznie dobra zabawa i rozwijanie umiejętności, które sprawią, że będziesz lepszym kierowcą. Osobiście mogę powiedzieć tylko tyle. Szalona pogoń za motocyklem 350 cm3, była świetną zabawą i próbą przejechania toru niemal bez odejmowania gazu. Każde odpuszczenie gazu, błąd na wejściu w zakręt, czy zbyt wczesne hamowanie sprawiało, że motocykl potrzebował dużo czasu na ponowne wkręcenie się na obroty i ponowne uzyskanie prędkości. To jest naprawdę jedna z najlepszych motocyklowych zabaw jakie można przeżyć na motocyklu. Jeśli uprawiacie karting, to doskonale wiecie o czym mówię: linia przejazdu, praca gazem i taktyka są tam najważniejsze – podobnie dzieje się na motocyklach małolitrażowych.
Poza tym wszystkim, to rozwija. Taka nauka jazdy, prawie na pewno sprawi, że w przyszłości będziesz lepszym kierowcą cięższego motocykla, a same okrążenia na 600-tce będziesz pokonywać z większym luzem. Motocykl 125 na torze? A jakże!