Największa wtopa przy zakupie motocykla jaką widziałem. W błoto poszło 40 tys. zł, a wystarczyło posłuchać znajomego

Zakup motocykla-miny to najgorsze co może się wydarzyć na początku sezonu. Tymczasem wydarza się.... i to często

W skrócie
  • Zakup motocykla używanego to bardzo trudna sztuka.
  • Jadąc na oględziny motocykla, warto zabrać ze sobą profesjonalistę, który w razie potrzeby wyleje kubeł zimnej wody na głowę.
  • Oto największa wtopa przy zakupie motocykla jaką widziałem.

Zakup motocykla to czasami najbardziej frustrujące zajęcie jakie można sobie wyobrazić. Jesteś świadomym motocyklistą: poszukujesz bez końca idealnej sztuki. Dopiero rozpoczynasz: ładujesz się na minę i masz dość wszystkiego. Spełnienie marzenia stało się utrapieniem, z którym teraz nie do końca wiadomo co zrobić. Taka historia przydarzyła się mojemu znajomemu.

Historia ta jest prawdziwa i jest swojego rodzaju przestrogą dla wszystkich tych, którzy właśnie kupują motocykl. Miejcie oczy dookoła głowy, ponieważ łatwo wtopić forsę. Zakup motocykla, to jedna sprawa. Zakup motocykla w dobrym stanie, to już sprawa zupełnie inna. Wystarczy porozmawiać z Waszymi znajomymi mechanikami o stanie motocykli jeżdżących po Polsce. Myślę, że wszyscy mają podobne zdanie. Jesteśmy zalani szajsem i w tym bagnie musimy pływać. Całkiem dobrze, jeśli możemy to robić z głową utrzymującą się nad nawierzchnią.

“Kupiłem motocykl. Po wizycie u mechanika okazało się, że jego stan techniczny jest opłakany. Ba! Przywrócenie go do stanu używalności pochłonie kolejne 7 tysięcy złotych. Najgorsze jednak jest to, że nie mam tak dużych pieniędzy. Wszystko co miałem wydałem na zakup motocykla. Owszem, zostało w kieszeni parę złotych, ale miałem nadzieję, że kupię za to kask, kurtkę, rękawicy, buty i spodnie. Tymczasem z zakupów nici. Czeka mnie remont praktycznie wszystkiego.”

Takie słowa każdego dnia możemy znaleźć na forach internetowych. Źle poskładane silniki, uszkodzone elementy napędu, problemy z zawieszeniem, źle skręcone elementy nadwozia. To tylko wierzchołek góry lodowej. Problemów potrafi być więcej i mogą być zdecydowanie gorsze niż może się wydawać

Motocykl za 40 tysięcy. Miał być spełnieniem marzeń, okazał się niesamowitą wtopą

To oczywiście odnosi się do prostej sprawy. Wszystko da się przywrócić do życia i kultury technicznej. Finalnie jednak zawsze rozbija się o czas poświęcony na naprawy, a to bezpośrednio przekłada się na wydane złotówki. Zatem czasami zakup droższej sztuki może okazać się tańszy. Z drugiej strony, jestem niemal pewien, że sieci znajdują się drogie egzemplarze motocykli, które mają być “cudowne”, a wystarczyłoby zdjąć owiewki, żeby się przerazić. To jednak może stwierdzić mechanik. Dlatego dobrze na oględziny motocykla zabrać ze sobą osobę, która ma pojęcie – nawet kiedy jedziesz po tzw. “pewniaka”.

Pamiętam jak kilka lat temu mój znajomy (doświadczony motocyklista) kupił praktycznie nowy sprzęt – pozwólcie, że nie będę zdradzać ani nazwy motocykla, ani personaliów. Pojechał z obstawą kumpli, obejrzeli, kupili. Na pierwszy rzut oka, ładny jednoślad. Na drugi, również. Niestety przy załadunku porysowali owiewkę z jednej strony i się zaczęło, chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli.

Niestety okazało się, że motocykl ma pomalowaną ramę. Nieudolni fachowcy zrobili to w ten sposób, że pomalowali ramę bez rozkręcania. Ślady farby było widać gołym okiem. Decyzja mogła być jedna: zwrot motocykla. Niestety rysy spowodowały, że w oczach sprzedającego wartość motocykla drastycznie zmalała i nie było mowy o zwrocie wydanych wcześniej pieniędzy. Wyobrażacie sobie jakie ciśnienie pojawia się w głowie tak poszkodowanej osoby? Nie chcę o tym myśleć.

Jedziemy na sprawdzenie ramy

Zatem jedyną słuszną drogą było skierowanie motocykla do serwisu. W celu przeglądu i oględzin. Od grama farby jeszcze nikt nie zginął, od nieskręconych śrub lub źle poskładanego lub co gorsza krzywego motocykla pewnie już tak. Po rozkręceniu okazało się, że pod zbiornikiem i plastikowymi elementami jest niezły kipisz. Syf, kiła, mogiła, masa nieprzykręconych elementów itd. Gołym okiem widać było, że coś było rzeźbione.

Kolejnym i jedynym rozsądnym ruchem, skoro zwrot motocykla nie wchodził w grę, było rozebranie go do śrubki i złożenie tak jak należy. A skoro motocykl został już rozebrany, to aż głupio nie było zawieźć ramy do sprawdzenia. Rama trafiła na pomiar. Na szczęście okazało się, że jest prosta, a jej naprawy dotyczyły tylko rys na lakierze. Chociaż jedna dobra informacja, prawda? Czekajcie końca.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Skoro wszystkie elementy leżały poukładane na biurku, to wart0 było dokonać serwisu: zawieszenia, silnika, wymienić łożyska np. w główce ramy, zawieszeniu. Nic tak naprawdę strasznego, jednak jeśli to wszystko zsumujesz ze sobą, to wyjdzie suma, za którą spokojnie kupisz jakiś tani jednoślad. Poza tym brakowało różnych malutkich elementów plastikowych, pchełek itd. Masa pierdółek, które znowu: złożone do kupy robią pokaźną kwotę. Poza tym trzeba je zamówić i odbębnić co swoje w oczekiwaniu na ich przyjście.

Nareszcie na kołach. Czy to koniec problemów?

W końcu, po wielu dniach walki, masie problemów i stresów, mechanikowi udało się poskładać do kupy motocykl. Wszystko zaczynało wyglądać tak jak należy. Przynajmniej do pierwszej gleby. Jak to gleby zapytacie? A no tak to! Mechanik, który składał ten sprzęt zamienił przewody od ABS-u (czy coś koło tego) i po mocniejszym wciśnięciu przedniego hamulca blokowało przednie koło. Podcinka i gleba. Pewnie już zdążyliście to sobie wyobrazić: po paru glebach motocykl był cały podarty i pokiereszowany.

Tak naprawdę można było tego nie poczuć i pomyśleć, że przednie koło nie ma wystarczającej przyczepności i po prostu nie działa ABS, stąd większość wywrotek. Sprzęt jeździł tak dłuższy czas, bo przy normalnej jeździe nie dało się tego odczuć. W końcu (już nie pamiętam dlaczego) wsiadłem na ten motocykl, rozpędziłem i wcisnąłem hamulec. Podcięło przodek. Jeszcze raz, to samo. Jeszcze raz, to samo. Najgorsze jednak, że dochodziło do podcięcia, a po puszczeniu dźwigni hamulca, koło było jeszcze przez chwilę zablokowane. Tylny hamulec jak i ABS działał bez zarzutu.Moja diagnoza była prosta i jednoznaczna: zakaz jeżdżenia i wizyta u mechanika. Po zamianie przewodów na pompie ABS wszystko wróciło do normy, a motocykl nareszcie stał się pełnoprawnym motocyklem, którym można było jeździć bez stwarzania na drodze zagrożeń

Ta historia wydarzyła się już kilka lat temu, a dzisiaj ten sprzęt nadal jest w rękach tego samego właściciela i jeździ bez zarzutu. Jeździ bez zarzutu, gdyż właściciel miał sporo cierpliwości, zrozumienia i przede wszystkim środków na przywrócenie motocykla do pierwotnego stanu. Opisuję ten problem tutaj, gdyż chciałem Was uczulić na kilka spraw. Szczególnie teraz, kiedy zaczyna się sezon.

Pomyśl wcześniej i nie wplątuj się w kłopoty

Wiem, że część z Was właśnie teraz szuka motocykla i kiedy nadarzy się okazja nie będzie w jej głowie takiej siły, która wyleje kubeł zimnej wody i ostudzi zapędy na zakup ostatniego rzęcha. Sam nie wiem czemu tak się dzieje, ale my motocykliści potrafimy się uwikłać w jakieś niezrozumiałe historie i sami sobie stwarzać problemy. Właśnie dlatego warto ze sobą zabierać mechanika, który będzie tym kubłem zimnej wody i pomarudzi przy zakupie, a jeśli stwierdzi, że dana sztuka totalnie nie nadaje się do zakupu i jazdy, to zwyczajnie zabroni nam podpisywać umowę lub po prostu przedstawi szybki rachunek pt. “ile będzie kosztować przywrócenie do życia”.

Pamiętajcie również, że zakup najtańszej sztuki, pod wezwaniem: “ogarnę sobie powoli wszystko sam” zwyczajnie nie działa. Przerabiałem ten dylemat setki razy. Jeśli motocykl jest zmęczony, to będzie zmęczony. Dzisiaj wymienisz łożysko, jutro zestaw naprawczy hamulca, potem zrobisz głowicę, a na koniec stwierdzisz, że nadal wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. Finalnie wydasz na ten sprzęt tyle samo, co za wypasioną sztukę, albo i więcej, ale wyglądać będzie nadal słabo.

Pozostaje również kwestia napraw i serwisów. Jeśli dzisiaj wtopisz i będziesz chciał przeprowadzić porządny serwis, zbliżony do opisanego powyżej, to zmartwię Cię. Większość mechaników odeślę Cię z kwitkiem i zaprosi w październiku, bo w ich mniemaniu zima będzie odpowiednim czasem na przeprowadzenie tak skomplikowanego zabiegu. Cóż, nie ma co się dziwić. Pamiętajcie. Zabierajcie ze sobą dobrego mechanika!

 

 

 

 

Inne publikacje na ten temat:

4 opinii

  1. Czas uczy ludzi….. Cześć ludzi zawsze kupuję tylko cenę…. Bo niska niższa…. Zostanie na skarpetki termoaktywne… Nie ma znaczenia skąd pochodzi motocykl… Najlepiej gdyby z Polski ale…. Byliśmy biedni w latach od 04 roku i kupujemy je z zachodu. Sprowadzane przez różnych ludzi…. Ci co robią to z pasją gwarantuje nam że możemy czuć się bezpieczniej. Natomiast zwykły pospolity rolnik z zastrzykiem gotówki z dopłat unijnych lubi bawić się łatwymi pieniądza mi by je pomnożyć i w ten sposób mamy pełno złomu z Francji Holandii Niemiec i Anglii nie ważny rocznik motocykl tak naprawdę właśnie liczy się stan… Nasza przyjemność z jazdy to nie szpan huk z wydechu czy 320,/h lecz wygodna pozycja czucie motocykla i przyjemność pomruku silnika… Czy to będzie Jawa 350 czy kawaZ1000 jazda wygląda podobnie.wiec dajmy za towar tyle ile kosztuje nasz spokój i bezpieczeństwo a nie targujemy się o 300 zł bo drogo…. Bo….Co tanio to Drogo…

  2. Zawsze można kupić nowy, ale jak kupujesz stary to niejako zgadzasz się na pewne niedogodności. Zawsze możesz rozebrać motocykl na części pierwsze by doprowadzić do prawie nowości, ale są i tacy którzy jeżdżą używanymi i nie przeszkadza im że rama jest porysowana, łańcuch delikatnie wyciągnięty.

  3. Dwa lata temu kupiłem DRZ400 za 16. Może i drogo bo były i po 8, ale okazała się ok, wystarczył zwykły serwis i śmiga jak trzeba. No i ma niewielki nalot, wygląda że realny. Nie żałuję. Uważam że jak mnie nie stać na dobrą sztukę to mnie nie stać w ogóle. Czego i Wam życzę.

  4. Jakiś rok temu kupiłem swoje pierwsze moto….. używane. Oczywiście jakąś tam wiedzę posiadałem jednak nie jestem profesjonalistą. Cena średnia….. trochę dużo, trochę mało. Jednak kolega który sprzedawał za nic nie chciał negocjować…. Ostatecznie kupiłem Hondę NC750X. I nie żałuję. Okazało się że sprzedający był motocyklistą od wielu lat. Przypuszczam że w większości przypadków sprzedający motocykle to nie są oszuści i kanciarze….. Może czas trochę o nich napisać….Ja, jak i wielu moich kolegów nie spotkaliśmy się z takimi praktykami, a krętacze są w każdej profesji. Pozdrówki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button