Panika związana z epidemią koronawirusa odbija się na ogromnej ilości gałęzi światowej gospodarki. Jak takie zachowania mogą wpłynąć na nasz lokalny rynek motocyklowy?
COVID-19, czyli odpowiedzialny za aktualną epidemię szczep koronawirusa sparaliżował w sporej części światową gospodarkę. Jedną z jej gałęzi, w której najbardziej odczuwa się wpływ związanych z zachorowaniami następstw jest motoryzacja. Nic w tym dziwnego, bo epidemia znalazła swój początek w jednym z głównych centrów przemysłowych Chin, gdzie swoje fabryki posiadają największe światowe koncerny motoryzacyjne oraz szereg podwykonawców produkujących całą masę potrzebnych do produkcji pojazdów podzespołów.
Nie trzeba zatem wcale produkować motocykli, czy samochodów bezpośrednio w Chinach, by odczuć skutki działań mających na celu zapobieganie rozprzestrzenianiu się wirusa.
Skoro łańcuch produkcyjny jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwo, to wystarczy, że jedna z części lub podzespołów nie dotrze na czas, by cała machina produkcyjna doznała paraliżu. Obecnie nie ma chyba na świecie wytwórcy jednośladów, który nie korzystałby choć z kilku elementów produkowanych w Kraju Środka. W wielu chińskich fabrykach przerwano produkcję, a to oznacza swoisty efekt domina na całym świecie.
Jak wynika z doniesień, część chińskich fabryk została już ponownie uruchomiona, ale opóźnień w wytwarzaniu nie sposób nadrobić przy dzisiejszym stopniu optymalizacji produkcji.
Należy także pamiętać, że rynek motocyklowy to nie tylko pojazdy, ale także wyposażenie, ubiory, czy akcesoria. Tu niestety sytuacja może wyglądać podobnie, bo wiele z dodatków i wyposażenia motocykli i motocyklistów również produkuje się w Chinach.
Sytuację nieco żartobliwie obrazuje autor powyższej grafiki, ale sprawa niestety i pomimo faktycznego stanu zachorowań oraz ryzyka, czy też związanych z tym spekulacji wygląda bardzo poważnie i z pewnością odbije się szerokim echem w całej branży motocyklowej.
[trending]