Zimować? Czy jeździć zimą na motocyklu? To nie takie proste…

Siedzę przy komputerze w niedzielne popołudnie za towarzysza mając kawę sprofanowaną mlekiem. Mój wzrok skierował się mimowolnie na okno i widoki za nim. Mamy bardzo dojrzały październik. Na policzenie kolorów liści zabrakłoby palców obu rąk. Na ulicy Baletowej stoją już od dawna stragany z dyniami. Liście odsłaniają już gałęzie szykujące się do zimowej hibernacji i zalegają wszędzie – również na jezdniach.
Właśnie, słowo hibernacja – może nie dokładnie w tej formie – będzie głównym bohaterem tego artykułu. Więc => odstawiamy w połowie listopada? Czy jeździmy nadal? I do kiedy? Obecnie temperatura jeszcze nas rozpieszcza więc korzystajmy.

Póki co jeżdżę. Posiadany przeze mnie strój, a więc kurtka plus polar firmowe i dwie pary spodni pozwalają bez problemu pokonać dystans 15 km do pracy nawet w temperaturze -5 stopni. Schody jednak zaczynają się gdy jeździć trzeba kilka godzin bez przerwy. Na tym polega moja praca. Wychłodzenie organizmu przy podjeżdżaniu od domku do domku przez sześć godzin nawet przy temperaturze 7 stopni potrafi już nieźle dokuczyć, a ogrzać się nie ma gdzie…
Odzież termoaktywna na pewno zminimalizowałaby ten efekt ale pozostaje jeszcze kwestia twarzy, dłoni i stóp. Nie pójdę przecież do klienta w kominiarce na głowie, a wchodzić do firm muszę często. Zdejmowanie i nakładanie wymienionego okrycia głowy jest, łagodnie mówiąc, upierdliwe – podobnie jak wieczne ściąganie i zakładanie okularów przy kasku integralnym. Dłonie w rękawicach motocyklowych mówiąc wprost – nie są w stanie wykonywać powierzonych im zadań takich jak przewracanie kartek papieru. Posiadane przeze mnie buty zimowe po godzinie jazdy wpuszczają tyle zimna, że poematy można o tym pisać.
Te tematy są do rozwiązania przy odrobinie chęci. Ale jest jeszcze inna sprawa. Sól. Tak – właśnie ona zimą jest wszędzie. Lubi robić armagedon na żelaznych, stalowych i aluminiowych elementach naszych pojazdów. Ostatniej zimy Bzyczka nie odstawiałem, jeździłem przez te najzimniejsze cztery miesiąc może z tysiąc kilometrów i jestem już w stanie zauważyć co się stało. Wydech – zmienił kolor. Gaźnik – jego powierzchnię pokryła biała warstwa tlenków, wodorotlenków i węglanów. Aż boję się zdjąć plastiki i obejrzeć gołą ramę. Boczna nóżka straciła wystający element, który pozwalał ją zahaczyć butem w celu rozłożenia. Felgi przy oponach pokryły się również nalotem. Długo by jeszcze wymieniać… Tak więc jeśli skuter ma mi jeszcze pojeździć założone dwa sezony chyba nie będzie mógł przywitać Nowego Roku pod blokiem.
Popatrzmy na to tak realnie. W grudniu przejeździłem może z dwa tygodnie, może nawet nie. W styczniu z pięć dni. W lutym – trzy. Marzec też nie obfitował w jazdę. Pokonałem przez całą zimę około tysiąca kilometrów. Uszkodzeń skutera wywołanych korozją nawet nie wymieniłem wszystkich. Czy warto było? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć sobie samemu.

Więc? Serce każe jeździć i mieć mojego Bzyczka ciągle przy sobie – choćby nawet stał przypięty do słupa pod pokrowcem. Rozum mówi – jedź do Mławy, odstaw skuter do garażu, daj ojcu trochę radości z doglądania sprzętu.
Więc jak? Odstawiamy?

Kisiu1981

Benzer Indiana 2T 2011

Inne publikacje na ten temat:

29 opinii

  1. Pytanie czy możesz sobie pozwolić finansowo na przesiadkę do pojazdu samochodowego, wielośladowego 😛 Inwestycja w bieliznę to też jakieś rozwiązanie(w lildu była swego czasu nie drogo…), ale cudów to i tak nie da na ninus 20… wiem po sobie 😉 Może walcz z tą korozją? Jakieś preparaty? WD 40, woski, spray’e? Tylko, że to też generuję koszta i pochłania czas.

  2. Elegancki artykuł. Kisiu, z własnego doświadczenia polecam odzież z groteksu na zimę. Posiadam taką i nie muszę się wciskać w trzy pary spodni i kilka kurtek. Po prostu jest mi w niej ciepło. Wiatr nie przewiewa przez suwaki i inne zakamarki. Żadne ciuchy narciarskie i inne podobne nie zastąpią ciuchów motocyklowych. Okulary także nie stanowią dla mnie przeszkody, gdyż mam kask z otwieraną szczęką i okulary zostają na nosie przy zakładaniu i ściąganiu. Przyznaje, że rękawiczki i kominiarka mogą stanowić problem. Wracając do tego czy jeździć. Do pracy nie mam daleko, ale godziny rozpoczęcia bądź zakończenia pracy są mało cywilizowane. Jeśli tylko to będzie możliwe to będę jeździł. To znaczy: gdy jezdnie będą czarne i nie będzie na nich zalegał lód i śnieg. Wtedy przesiądę się na rower. W czasie wywrotki grożą mniejsze obrażenia ciała, a innym uczestnikom w ruchu drogowym rowerem mogę wyrządzić mniejsze uszkodzenia. Specjalne na dojazdy do pracy szykowałem Pancerkę. Na Mustangu buty i spodnie były całe uwalone błotem. Mam nadzieję, że osłony coś pomogą. Pozostałe sprzęty będą sobie spały pod pokrowcami i prześcieradłami. Wracając do zimowych uszkodzeń z całą pewnością sól je potęguje. Nie mniej Uszkodzenia tłumików, powłok lakierniczych na kołach i innych elementach występują nawet bez pomocy zimy. Farba płatami potrafi schodzić z kół w czasie mycia karczerem. Dobrym zwyczajem zaczerpniętym od Maru jest smarowanie gwintu każdej śruby przed skręceniem odpowiednim smarem.

  3. Dzieki Leszku, że artykuł ukazał się. Dzięki Wojtku za słowa uznania.

    Generalnie to tak => chciałbym jeździć ile się da i nie odstawiać ale cóż… Sami wiecie jak jest z pogodą, nie muszę tłumaczyć. Jeźdeził się i po leżacym śniegu i w padającym śniegu. Może nie było zawsze różowo ale dawało radę. Tyle, że w jeździe w niesprzyjajacych warunkach jest jedna kwestia – chyba najistotniejsza. Mianowicie – ile mamy kilometrów na raz do pokonania i (głównie) ile czasu będziemy jechać. Co innego jechać przy minus siedmiu trzydzieści minut i posiedzieć sobie kilka godzin w ogrzewanym pomieszczeniu przy gorącej herbatce, a co innego jest pomykać sześć godzin w nawet wyższej temperaturze. Ja przy temperaturze około zera dojechałem na rejon 15 km, objechałem wte i wewte Baletową i już miałem dosyć. Na Farbiarską i gajdy ruszyłem z buta żeby się rozgrzać. Nie dało rady inaczej. Pochodziłem trochę, rozgrzałem się i znów na Bzyczka…

    Jeszcze jedną kwestią jest ogólne przeznaczenie motocykli i motorowerów. Właściwie to precyzyjniej jest powiedzieć – zamysł ich konstruktorów i wynalazcy. Wiele osób mi mówi, że jednoślady nie zostały zaprojektowane do eksploatacji zimą. I jeśli coś zawiedzie w takich warunkach to raczej normalne. Moja Inca największe problemy ma w padającym śniegu – wilgotnoaś powietrza jest tak wysoka, że elektryka siada. To samo bywa gdy długo jeździ się w deszczu. Skuter dusi się coraz bardziej, szarpie i strzela, a w końcu staje całkowicie. Dodam Wam, że raz w wielkiej złości odkryłem conieco o co w tym chodzi. Myślałem, że to coś z kablem wysokiego napięcia, a to chyba jednak był moduł. On sam albo kostka którą jest wpięty do instalacji. Gdy jego wyczepiłem i podłączyłem kilka razy śmigał bez zarzutu. Muszę się wyposażyć w W11 i popsiukać gdzie trzeba. I ładowanie zrobić wreszcie.

    Co do samochodu, Mateuszu, to będę zmuszony. Nie wiem przy jakim mrozie i śniegu ale wiem, że będę musiał.

  4. Według mnie Są 2 opcje :
    OPCJA 1. ZIMOWAĆ NA 100 %
    OPCJA 2. Jeździć co najmniej raz w tygodniu

    I przede wszystkim lać dobre paliwo przed zimą na pewnych stacjach – należy sie postarać usunąć wilgoć z układu paliwowego

    Na własnym przykładzie uważam że jednak lepiej jest przejechać się zimą raz w tygodniu , nawet akumulator nie dostaje , ale to takie moje spostrzeżenia . Lecz po zimie nie mam żadnych awarii co jest najważniejsze. W skuterach zimowanych tak na 50 % często zdarzają się problemy z elektryką , lub gaźnikiem .

  5. Może masz rację, Jurek. Coś w tym na pewno jest. Gdybym zimował skuter na sto procent to zawiózłbym go do rodziców i nie mógłbym jeździc. Gdy zostawię go pod blokiem to czasem się przejadę ale nawet po 1000 km przez całą zimę korozja była widoczna. Wydech, gaźnik, stopka i wiele innych… Chyba wszystko zależy od tego ile się jeszcze chc mieć skuter. Jak się planuje pojeździć dłużej to lepiej wziać go do garazu i nie ruszać.

  6. Nie ma ochoty pozbywać się Bzyczka spod bloku… W sumie skuter jest po to żeby jeździł, a nie stał jako ozdoba parkingu…

  7. Jak już kiedyś dawno temu pisałem – zima to nie jest problem.
    Problem leży po stronie rozsądnej decyzji czy śnieg na drodze nadaje się do przemieszczania się po naszych drogach.
    We Wrocławiu jest różnie, więc i ja przemieszczam się w zimie w zależności od stanu dróg, a nie temperatur.
    Ubranie można zakupić z podgrzewaniem i buty też są.
    Sprzęt po zimie rozbierałem aby zobaczyć ramę i powiem, że po 4 zimach wygląda super nie można się doczepić.
    śruby i elementy łączące ramę z silnikiem zabezpieczam specjalnym preparatem na zimę firmy Sonax i jest to wystarczające.
    Ważna jest ekonomia dotarcia z punktu a do b i jego czas i koszt.
    Ja mam lato 15-20 minut zima 20-25 za to MPK nigdy nie mniej jak 40 minut.Koszt przejazdów porównywalny doliczam OC i przeglądy.
    Pozdrawiam.
    Nie ryzykuj przemyśl i mądrze wybierz.

  8. Hm, właśnie. Zima w mieście nie jest tak cieżka jak na wsi. Więcej dróg jest posypanych i odsnieżonych. Oczywiście uważać trzeba – zwłaszcza nad ranem ale i zawsze. Należy dostosować predkosć do warunków ale i nie przyspieszać i nie hamować gwałtownie. Musiałbym jeździć ostroznie \”jak z ładunkiem\”.

    Co do ciuchów i dodatków to muszę jechać do Scooterlandu obejrzeć jakieś. Myśle o mufkach. Moje byty też są kiepskie. Motokoc nie wiem czy się sprawdzi przy ciągłym schodzeniu ze skutera.

    Inną sprawą pozostaje sama odpornosć sprzętu na niższe temperatury. W tej chwili już czasem kiepsko zapala. Prądnicę muszę bezwzględnie zrobić ale ogólnie nie wiem jak będzie silnik startował w zimowych temperaturach…

  9. Ja dzisiaj jadąc do domu za słabo rozgrzałem silnik i bzyk na środku skrzyżowania (w lewo jechałem) nagle stracił moc i się zatrzymał. Żeby było śmieszniej droga z której jechałem była pod górkę więc ledwo się toczyłem i bez tego spadku… Masakra na szczęście nic akurat nie jechało z prawej bo było by nieciekawie

  10. Poświęciłem chwilę ale zbyt małą niestety. Przy starcie nie miał żadnych oznak, że niedogrzany jeszcze a skrzyżowanie dosłownie parę metrów od miejsca parkowania 🙂 Na przyszłość wiem, że na początku jazdy nie wciskać się tam gdzie jest miejsce bo może się coś takiego zdarzyć.

  11. Dziś zrobilem w sumie ze 100 km po Warszawie. Rano jechałem w rekawicahc motocyklowych i było dobrze. Czasem trochę palce cierniały ale ogólnie ok. Po rejonie w dziurawych rekawicach materiałowych ito się dało we znaki. Pomagało na każdym postoju przykaładanie rąk do wydechu – ot, taki mały, prywatny kaloryferek. Nie wiem czy to ja jestem dziś w kiepskiej formie czy to dzień taki ale przemarzłem porządnie.

    Choć kiedyś w tym samym rejonie śnieg leżał i się jeździo… Może to taki dzień po prostu…

  12. Dzisiaj rano 0 stopni, miałem już nie jechać, ale… słoneczko świeci, ma dojść do 11 st, “Ostatni dzień sezonu, jutro na zimowanie”. W nocy plandeka spadła, więc najpierw lód z kanapy zeskrobać, odpaliła (to ona, Vespa) za pierwszym razem. 5 minut później: auto przecinajàce mi drogę, hamulce, lód, gleba, moto szlif, ja ślizg. Uderzenie głową w bok konserwy (kocham swój kask) koniec sezonu. Vespa do remontu i lakierowania. Tego lodu była ledwo widoczna plama zamarzniętej wilgoci. Uważajcie na siebie w zimie. I na kierowców debili.

  13. I tego się trochę boję… Różnie może być na śniegu. Skuter nie wyhamuje tak dobrze jak samochód.

    Tyle, że w Warszawie drogi są przeważnie odśnieżone i w miarę czyste.

  14. Odpowiedni ubiór wystarczy.:) Ja jechałem ok 80 km. w temp. ok. 3-4 stopni i nie było źle.:) A równo miesiąc temu jechałem do Wrocławia na kilka dni i temperatura wahała się o 6 stopni nad morzem rano do 18 na końcówce Wielkopolski. W połowie drogi musiałem tylko się trochę rozebrać. Z powrotem było zimniej, ale też jechało się dobrze. Jak nie pada to i nawet dalekie trasy nie są problemem w taką pogodę.
    PS. Zapraszam na zlot Mikołajów do Gdańska.:)

  15. Ja tam jeżeli tylko będzie sucho i czarno będe śmigał. tyle że wolniej i ostrożniej.
    Ciuchy mam porządne, motocyklowe. Warto było wydać. Nie trzeba mieć 2 puchowych kurtek, 7 par spodni i wyglądać i poruszać sie jak ludzik Michelin.
    No i w razie gleby płyty w ciuchach dają mi te kilkanaście metrów szlifowania tyłkiem bez przetarcia co w przypadku materiałowych kurtek to myśle że po 3 metrach po asfalcie to dwie można przetrzeć.

    Tak jak jest teraz +2/+5 wystarcza kurtka i pozapinane suwaki. Przy +1 nie marznę ale niemiły jest dotyk zimniej kurtki wiec już cienka podpinka (a jeszcze jest wpinana kamizelka). Spodni na razie docieplać podpinką nie muszę.

  16. Czarno jak czarno. Zawsze warto się dobrzy przyjrzeć drodze bo potrafi być oblodzona tak, że tego nie widać. Ostatnio już miałem jechać. +3 na dworze nie pada, czyli cud miód i orzeszki. Aż do momentu jak wyszedłem na asfalt bramę otworzyć. Cały równo pokryty cienkim lodem. Niestety grunt trzyma temperaturę z nocy…

  17. napisałem sucho i czarno. mróz ma tą pozytywną cechę że jeżeli jest to wiąże wilgoć z powietrza i jest sucho. Wiec kilka dni ujemnych temperatur, bez odwilży i jest spokojnie.
    Pewnie że przy takiej pogodzie +2/-2 na przemian to się można ładnie oszukać dlatego też trzeba używać zdrowego rozsądku. To podstawowa i niezbędna umiejętność.

    Zresztą nawet jeżeli sucho i czarno to np ja (i pewnie większość) mam zasadniczo opony o letniej charakterystyce i wiem że guma tak \”nie klei\”. Są twarde i gwałtownie zrywają. Więc manewry na 2/3 albo połowę gwizdka bez łamania sie na na winklach i schodzenia na kolano :). Kulturalnie, dostojnie i można jeździć.

  18. Ja tam zobaczę jak warunki pozwolą… Dziwne trochę, że zeszłej zimy też trochę jeździłem ale nie było mi tak zimno jak teraz. Może organizm był bardziej przyzwyczajony, bo to już był luty…

    Pamiętam jeden dzień gdy już ulice były suche ale polne drogi jeszcze pokryte lodem. Miałem list na Bocheńską i musiałem pokonać jakieś 300 m po lodzie oblanym wodą, a ostatnich 100 m było pod górkę. Asekurując się nogami i jadąc nie do końca prosto, bo tylne koło latało, dałem radę przejechać i wrócić.

  19. U mnie na wysokości 6. piętra są trzy stopnie na plusie. Czy wieje to nie wiem ale pada. Ja mam ochotę jeszcze pośmigać w tym sezonie. Na wiosnę zakładałem, że zakończę sezon z przebiegiem 28000 km. Potem zwatpiłem, że się uda, a obecnie mam 28380 km. Gdybym jeździł do końca roku tak jak teraz to są szanse przywitać Nowy Rok z trójką z przodu. Dwójka wskoczyła chyba w czerwcu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button