Suzuki GSX-S 1000F: Czy motocykl sportowy może być wygodny?

Znam wielu motocyklistów, którzy z czasem przesiedli się z motocykli sportowych na sprzęty reprezentujące inne kategorie. Najczęstszym z powodów takiej decyzji okazywał się niedostatek w kwestii komfortu podczas codziennej jazdy. Decyzja o przesiadce była tym łatwiejsza, że obecnie bardziej uniwersalne motocykle potrafią oferować wcale nie gorsze właściwości niż motocykle typowo sportowe sprzed dekady. Jak w tej kwestii prezentuje się Suzuki GSX-S 1000F? 

Żeby na sporcie było w miarę wygodnie podczas jazdy, to trzeba nim jechać z odpowiednio wysoką prędkością. Wtedy napór powietrza na tułów bikera pozwala odciążyć nadgarstki z utrzymywania ciężaru ciała. Również poskładane jak szwajcarski scyzoryk nogi szybko potrafią zacząć wołać o przerwę. Cóż, motocykle sportowe są tak tworzone, by dawać maksimum “performensu”, nie komfortu. Technologie na szczęście ewoluują i to, co do niedawna było zarezerwowane wyłącznie dla wyczynowych maszyn, dostępne jest obecnie w znacznie bardziej uniwersalnych konstrukcjach. Dzięki temu konstruktorzy mogą tworzyć motocykle zdecydowanie bardziej przyjazne w codziennym użytkowaniu, niekoniecznie rezygnując z ich rekreacyjnych możliwości czy temperując zanadto charakter. Czy to ma właśnie miejsce w przypadku GSX-S-a?

GSX-S1000F 2020. Motocykl idealny?

 

Wiele wskazuje na to, że Suzuki GSX-S 1000F jest właśnie takim motocyklem. Mariaż sportowych genów i zdroworozsądkowego podejścia do ergonomii wypada w jego wypadku zadziwiająco udanie. W dodatku GSX-S jest motocyklem nieoczywistym, co w mojej opinii tylko podnosi jego walory. Dlaczego nieoczywistym? Ponieważ jego wygląd i wrażenie jakie sprawia na pierwszy rzut oka nie zapowiadają, że może mieć tak wiele do zaoferowania.

Wilk w owczej skórze?

GSX-S 1000 w wersji F z pewnością pasuje do tego określenia. Krągłości jego nadwozia, mimo, że tworzą bardzo zwartą bryłę, nie wyglądają zbyt agresywnie. Czy ten motocykl może się podobać? Oczywiście może, choć większości z fanów sprzętów sportowych zajmie to pewnie dłuższą chwilę, by odkryć o co chodziło osobom odpowiedzialnym za jego design. To także składa się na nieoczywistość tej maszyny.

Żeby jednak odkryć pełnię wartości GSX-S-a, zdecydowanie trzeba obejrzeć ten motocykl nie z odległości, a zza kierownicy. I to podczas jazdy. Bez tego nie będziesz w stanie docenić jego potencjału. Sportowe geny widoczne są wtedy na każdym kroku.

Sport w innym wydaniu

Za napęd w tym sprzęcie odpowiada wyrwana z Gixxera K5 czterocylindrowa jednostka, stworzona do wyczynu. Może wyrwana to nie najlepsze określenie, bo litrowy piec, zanim trafił w ramę GSX-S-a 1000, przeszedł sporą modernizację. Zmieniono skok i odchudzono tłoki, zmodyfikowano wałki rozrządu i układ zasilania z podwójnymi przepustnicami. Całkowicie nowy układ wydechowy otrzymał system regulacji przepływu spalin. Dzięki temu czysto sportowy potencjał K5-ki został przekuty w większą przydatność w warunkach ulicznej jazdy i kręcenia się po pozamiejskich winklach. Efekt jest tak, że GSX-S ciągnie mocno ze znaczniej niższych obrotów i robi to na każdym biegu. To, co nie udało się Yamasze w modelu FZ1, to wychodzi znacznie lepiej. Mamy nie tylko maksymalną moc na poziomie 150 KM, co w praktyce oznacza niewyczerpywalną ilość mocy w warunkach ulicznych. Co jednak ważniejsze, mamy niemal w każdym momencie dostęp do potężnego momentu obrotowego, który daje mnóstwo frajdy z jazdy. Trzeba tylko uważać i bardzo często zerkać na wskazania nieco za małego, a przez to nie do końca grzeszącego czytelnością wyświetlacza. GSX-S 1000 bardzo lubi szybką jazdę, a w warunkach autostradowych naprawdę ciężko jest się zmusić do przestrzegania dozwolonej prędkości.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Z drugiej strony warto zaznaczyć, że ogromny potencjał silnika idzie w parze z ekologią. Nie myślimy tutaj tylko o wyśrubowanych normach emisji spalin, ale również o spalaniu. Oczywiście, ten “potwór” lubi łyknąć, jeśli da się mu odpowiednio w palnik. W końcu czymś trzeba nakarmić konie mechaniczne i niutonometry. Ale jeśli wybierzesz się w dłuższą podróż, w trakcie której postawisz na spokojniejsza jazdę, to silnik potrafi się zadowolić mniej niż sześcioma litrami paliwa na 100 km.

W ślad za napędem idzie podwozie. Wydajne hamulce, regulowane zawieszenie i dająca złoty środek geometria. Pozwala to nie tylko nadążyć reszcie konstrukcji za napędem, ale także cieszyć się jego możliwościami dłużej. Co znaczy „dłużej”? Każdy kto zapędził się w turystykę motocyklem sportowym wie, że dłuższa jazda na sporcie wymaga mniejszych lub większych poświęceń i zazwyczaj częstszych pit-stopów na rozprostowanie kości. Efekt bywa taki, że dotarcie ulicznym bolidem do celu może zabrać więcej czasu niż na bardziej wygodnej maszynie. Jeśli nie jesteś hardkorem, to docenisz znacznie bardziej neutralną pozycję, mniejsze ugięć kolan i prostą kierownicę. Co ważne, tutaj nadal można złożyć się za szybą nie wyglądając jednocześnie jak osoba wychylająca się za barierkę balkonu, by podglądnąć sąsiadów z dołu. 200-300 km na raz? Na GSX-S-ie to żaden problem. Szyba i przednia owiewka całkiem nieźle, jak na ten segment, odchyla strugę powietrza, a cztery litery mają całkiem wygodnie.

Track day na GSX-S-ie? Bez problemu. Może sportowo-turystyczny litr nie jest tak bardzo zwinny jak lżejsze sporty, ale silnik i podwozie pozwalają na świetną zabawę także na torze. Pomaga w tym dobrze zestrojona kontrola trakcji, która przy takim potencjale pieca ma często pełne ręce roboty.

Sport czy komfort?

GSX-S 1000, zwłaszcza w wersji F – wyposażonej w dodatkowe owiewki, okazuje się być bardzo uniwersalnym motocyklem. Nie zawiodą się na nim fani generowanej przez sportowe motocykle adrenaliny, nie braknie na nim miejsca nawet rosłym motocyklistom, a dalsze przeloty nie będą stanowić żadnego problemu. Nie lubię używać słowa ”kompromis”, bo mimowolnie kojarzy się z rezygnacją z czegoś. W tym wypadku jednak rezygnujesz z niewielu aspektów motocykla sportowego, które i tak dla większości motocyklistów okazują się nieprzydatne na ulicach, a zyskujesz za to całkiem sporo praktyczności i komfortu. To zdroworozsądkowe podejście przekłada się na spore pokłady potencjału i radości z jazdy. Bez zbędnej napinki.

Tytułem końca warto dodać, że jesień jest wbrew pozorom całkiem niezłą porą na zakup nowego motocykla. Nowy sprzęt na przyszły sezon można wyrwać teraz taniej. Suzuki rozpoczęło właśnie akcję wyprzedażową, w której możecie dorwać nowe motocykle (nie tylko GSX-S 1000F) w jeszcze lepszych cenach i całą masą gratisów. Właśnie dlatego namawiamy Was do odwiedzenia strony importera i sprawdzenia “co w trawie piszczy”.

Pełna oferta wyprzedażowa motocykli Suzuki

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button