MotoGP: Gleba Marqueza, zwycięstwo Millera i dramat Quartararo

Hiszpańskie Grand Prix za nami. Jerez kolejny raz nieprzewidywalne

W skrócie
  • Pierwsza z hiszpańskich rund MotoGP w tym sezonie nie zawiodła!
  • Dublet Ducati i mocna konkurencja to zapowiedź, że kolejna runda w LeMans również może zaskoczyć

To miał być dzień Francuza. Fabio Quartararo wykręcił pole position i wszystko wskazywało na to, że będzie kontynuował świetną passę z poprzednich dwóch wyścigów. Tak się jednak nie stało.

Zacznijmy jednak od najniższej klasy, czyli Moto3, w której często dzieje się najwięcej. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwym fenomenem. Jest nim szesnastoletni debiutant Pedro Acosta, który kolejny raz pokazał, że w jego przypadku słowo talent powinno się pisać z dużej litery. Pięknie się patrzy na to jak ten młodzian dojrzale i z mistrzowską precyzją prowadzi swój motocykl do samej mety. Acosta kolejny raz zgarnął najwyższe miejsce na pudle, ale nie obyło się bez ostrej walki i to do samego końca. Na dosłownie ostatnim zakręcie rozegrał się dramat tej rundy. Pędzący po swoje pierwsze w karierze podium Denis Oncu przeholował na hamowaniu, jego motocykl został ścięty i poszybował w swojego zespołowego kolegę Jaume Masię, który miał już drugie miejsce na podium niemal w dłoni, obydwaj poszli w żwir, zgarniąjąc przy okazji Darryna Bindera z konkurencyjnego zespołu. Dzięki tej akcji Fenati oraz Alcoba wskoczyli na pudło bardzo emocjonującej rundy najniższej klasy. Dla młodego Hiszpana było to trzecie z rzędu zwycięstwo i czwarte z rzędu podium. Do tej pory nikt nie dokonał takiego wyczynu w swoim inauguracyjnym sezonie w GP.

MotoGP na torze Jerez: hispzańska corrida

W klasie pośredniej nie działo się aż tyle. Fabio DiGiannantonio po szybkim wypracowaniu przewagi pewnie przeciał pierwszy linię mety, zgarniając tym samym pierwsze swoje zwycięstwo w Moto2. Tuz za nim uplasował się Bezechi, a na trzeci stopień wjechał pewnie Sam Lowes, który tym razem zachował zimną krew i nie dał się ponieść fantazji. Prowadzenie w generalce utrzymał Remy Gardner, który startował z pole position i dotarł na metę jako czwarty.

W klasie królewskiej to nie Yamaha a Ducati wpadło pierwsze w winkiel za prosta startową. Piekielnie mocne maszyny z Bolonii w rękach takich asów jak Jack Miller są bezlitosne dla konkurencji. Miller wskoczył na prowadzenie i nie zamierzał już go oddać. Po mocnym starcie pierwszą piątkę tworzyli Jack Miller, Franco Morbidelli, Pecco Bagnaia, Fabio Quartararo oraz Aleix Espargaro, czyli dwa Ducati, dwie Yamahy i Aprilia. El Diablo bardzo szybko odpalił wrotki i już na drugim kółku wykręcił najlepszy czas, przeskakując przy okazji Bagnaię. Z kolei na trzecim już kółku Alex Rins przeholował i poszedł w żwir. Udało mu się pozbierać i powrócić na tor, ale nie mógł się już liczyć w walce o punkty. Quartararo za to jechał jak natchniony. Trzecie kółko pozwoliło my wciągnąć Franky`ego. Z kolei następne okrążenie zakończył już jako lider przed Jackiem Millerem. Ducati, pomimo swej mocy nie miało odpowiedzi na jazdę Francuza. Na jednym z kółek wykręcił nawet nowy rekord toru, schodząc poniżej 1:38. Wszystko wskazywało na to, że Fabio Quartararo nie ma konkurencji tego dnia i pewnie by tak było, gdyby nie konkurent w postaci własnego ciała.


Francuz na 10 okrążeń do mety zaczął nagle odpuszczać i przestał nawet walczyć z wyprzedzającymi go kolejnymi zawodnikami. Chyba wszyscy doszukiwaliśmy się usterki motocykla. To jednak nie jego Yamaha a jego ręka odmawiała posłuszeństwa. Quartararo sukcesywnie spadał oddając kolejne miejsca, na metę dotarł ledwie w punktach na 13. pozycji. Było dobrze widać, że walka o dotarcie do mety kosztowała go wiele. Ból wyciskał łzy i mimowolnie kreślił grymas cierpienia na jego twarzy. To miał być, a zdecydowanie nie był dzień Francuza. Teraz musi zrobić wszystko, by uporządkować sprawy zdrowotne związane z przeciążeniem ręki i doprowadzenie ciała do pełnej sprawności przed kolejną rundą w LeMans. Łzy pojawiły się także w oczach Jacka Millera, który próbował hamować emocje, ale łamiący się głos dawał dobitne świadectwo o tym ile dla Australijczyka znaczyło zwycięstwo w Jerez. Quartararo po hiszpańskim GP spadł z pozycji lidera w klasyfikacji generalnej. Jego miejsce zajął mocny Pecco Bagnaia, który w ten weekend wskoczył pewnie na drugie miejsce podium.

Co zaskoczyło w Jerez? Na pewno ilość wywrotek. W treningach gleby leciały jak z worka. Podobno głównym winowajcą był zmienny wiatr. Dość poważnie wyglebił Marc Marquez, któremu na szczęście nie przybyło kontuzji, a “jedynie” mocno się poobijał. Hiszpan zakończył wyścig na 9. pozycji, tuż przed swoim kolegą zespołowym Polem Espargaro. Honda w ten weekend wyraźnie miała problem z przyczepnością przodu. Nie przeszkodziło to jednak Nakagamiemu wlecieć na czwartą pozycję w stawce. Japończyk w końcu wraca do gry! Z kolei w wyścigu klasy królewskiej, oprócz wspomnianego Rinsa, pobocze zaliczyli Brad Binder, Alex Marquez oraz Enea Bastianini. Dla braci Binderów to na pewno nie był udany weekend.

Trzeba także podkreślić, że trzecie miejsce Franky`ego było dla niego jak zwycięstwo. Mający ostatnimi czasy pod górkę z Yamahą Morbidelli, udowodnił, że jest konkurencyjny nawet na motocyklu w specyfikacji 2019. Po nienajlepszej inauguracji sezonu Franky zasłużenie wraca do czołówki.

Bardzo nas cieszy, że Aprilia jest bardzo konkurencyjna w tym roku. Świetnie to wpływa na całokształt stawki, która jest chyba wyrównana jak nigdy wcześniej. To z kolei potwierdza słuszność decyzji o wejściu Aprilii z fabrycznym teamem już w przyszłym sezonie do stawki!

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Piotr Ganczarski

Z wykształcenia inżynier mechaniki i budowy maszyn. Motocykle są jego życiowym przekleństwem i chorą miłością. Buduje, przerabia i remontuje jednoślady. Zarówno te nowsze, jak i starsze. Fan motoryzacji i podróżowania na różne sposoby. Oprócz tego lubi pohasać na rowerze i przeczytać dobrą książkę.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button