Moje story. Jak kupiłem pierwszy skuter a potem motocykl? #22 Szybcy i Wolni Vlog

Chyba każdy z Was z największym sentymentem wspomina swój pierwszy skuter, motorower czy motocykl. Dziś postanowiłem się z Wami podzielić moją historią – jak to się stało, że zdecydowałem się porzucić wszystko inne dla dwóch kółek?

Mój pierwszy, bardzo tani skuter to wynik wyłącznie chęci skrócenia czasu dojazdu po pracy. Jednak nie sądziłem, że jednoślad w taki sposób odmieni moje życie. Chwilę później dwa kółka z silnikiem 50 ccm stały się moją pasją, a apetyt wciąż rósł. Pojawiały się kolejne sprzęty, a każdy z nich był nowym rozdziałem i magazynem wspomnień.

Dziś, co pewnie Was zaskoczy nie mam swojego własnego, prywatnego motocykla! Oglądając powyższy film przekonasz się dlaczego tak się stało.

Cześć, tutaj Leszek, tutaj Szybcy i Wolni, tutaj Junak 127, którego dzisiaj testuje. Ostatnio zaczepiliście mnie po publikacji filmu, w którym opowiadałem wam, że moim pierwszym skuterem była maszyna za 1300 złotych, czterosuwowy, malutki skuter, jeden z najmniejszych jaki był dostępny wówczas na rynku i jaki jest dostępny nawet dziś. 1300 złotych zainwestowane w ten jednoślad w zupełności odmieniło moje życie z perspektywy kilkuletniej. Wtedy miałem coś koło 20 lat, dojeżdżałem codziennie do pracy z godzinę z Ursusa na Mokotów. Wtedy była tragedia z dojazdami. Dzisiaj korki w Warszawie są nieco mniejsze. Ale powiem wam, że wówczas taka 50’tka niby zablokowana, niby nie, bo ona tak jeździła do 60 km/h, co dla mnie było wręcz przełomową prędkością. Wtedy udało mi się skrócić czas dojazdu o połowę. Pół godziny i byłem w pracy. Dzięki temu mogłem te pół godziny dłużej spać, co było dla mnie najważniejszym argumentem. Więc za 1300 złotych udało mi się kupić roczną maszynę, która miała przebiegu 800 kilometrów. Jak wiecie, chińskie sprzęty tak niskiego segmentu bardzo szybko tracą na wartości na czym ja skorzystałem. Pierwszy właściciel tej maszyny głównie posługiwał się tym skuterem podpierając go o ścianę swojego garażu. Pojeździł troszeczkę i stwierdził, że to chyba nie jest dla niego. No i ja postanowiłem, że stanę się nowym właścicielem tej bardzo budżetowej maszyny i tak bardzo mi się to spodobało, że kilka miesięcy później zdecydowałem się na nieco silniejszy sprzęt z silnikiem dwusuwowym. To w ogóle była wtopa, bo Generic Cracker, którego wówczas kupiłem, był po takich zabiegach tuningowych, które zarżnęły ten skuter w niesamowity sposób. Jak on wylądował u mechanika to pierwszego słowa to były: “Panie, kto Panu to tak spieprzył?”. A ja mówię, że dotykałem mechaniki tego skutera w ogóle i kwestia inwestycji w tę maszynę to było tysiąc złotych, więc długo nie pojeździłem tym sprzętem i szybko zdecydowałem się na zakup czegoś fabrycznie nowego, więc z salonu wówczas kupiłem nowiutkiego Kymco NewDink, który był po prostu moim spełnieniem marzeń i to był skuter, który jeździł ze mną wszędzie. W ciągu roku zrobiłem na nim 13 tysięcy kilometrów, co może z perspektywy dużych motocykli nie jest jakimś przerażającym nalotem, ale jak dla mnie to był rezultat podróżowania przez 9 miesięcy w roku praktycznie codziennie, bez względu na to jaka była pogoda i jedyną wytyczną, żeby wysłać skuter na noclegowisko był padający śnieg, bo nie chciałem go ciorać po soli. Nie byłoby to dobre dla wyglądu tego motocykla. Przez rok czasu podróżowałem Dinkiem i stwierdziłem, że pora na nieco bardziej zdecydowany krok i zapisałem się na prawo jazdy kategorii A jeszcze przy starych zasadach, na starym placyku, przy starej teorii i to było bardzo dobre posunięcie z mojej strony, ponieważ otworzyłem sobie furtkę do nieco większych pojemności, a zrobiłem to dlatego, bo chciałem kupić Kymco Downtowna 300, sprzęt, który był moim nowym marzeniem, nowym celem i to właśnie on determinował w moim przypadku to, że pójdę na prawo jazdy i udało mi się je zdobyć właściwie w bardzo krótkim czasie, bo od momentu zapisania się na kurs do otrzymania plastiku minęły z dwa miesiące. To był bardzo intensywny kurs. Pamiętam, że codziennie miałem dwie godziny jazd, więc tempo było szalone, motocykl było zamówione i prawie na mnie czekało, więc stąd taki pośpiech. I po otrzymaniu tego prawa jazdy okazało się, że pojemność 300 to już zaczyna być za mało i zaczęły za mną chodzić motocykle nieco bardziej poważne. Motocykle i skutery, bo kwestia skrzyni biegów – jedno i drugie rozwiązanie ma swój urok. Skutery z CVT jak i manualna skrzynia to są dwa najlepsze wynalazki, jeżeli chodzi w ogóle o jednoślady. Chodziło już o nieco lepsze przyspieszenie i nieco lepsze osiągi i na szczęście udało mi się ten swój cel spełnić za sprawą testówek, którymi do dzisiejszego dnia jeżdżę i których mam do dyspozycji dużo, powiedziałbym aż za dużo. Do tego stopnia było ich w pewnym momencie, że postawiłem że tego Downtowna 300 sprzedam. Oddałem go w bardzo dobre ręce, do fundacji, która go przerobiła na ambulans i pokaże wam może zdjęcie jak on teraz wygląda i do dzisiaj jeździ i zabezpiecza masowe imprezy, pomaga ludziom i jestem z tego mega dumny. Historia się piszę, przez cały czas trwa i mam nadzieję, że wyczerpałem nieco waszą ciekawość, jeżeli chodzi o ten aspekt mojego motocyklowego życia. Wkrótce na pewno więcej na ten temat w Szybcy i Wolni, jak tylko będę miał chwilkę to będę odpowiadać na te pytania, które zadajecie w komentarzach, na YouTube i na Jednoślad.pl. Zachęcam was do subskrypcji, zachęcam was do zaglądania na portal i na forum i do zobaczenia. Kurcze, gdzie ja mam zaparkować, żeby nie zabierać miejsc samochodom. Dobra. Ja szukam miejsca, a was zachęcam do obejrzenia wcześniejszego odcinka Szybcy i Wolni.

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button