
- MY WAY RTW - Patrycja i Piotr przemierzają świat na motocyklach
- Po pokonaniu 40 000 km dotarli do Tajlandii
- Para podróżników jedzie na dwóch motocyklach Yamaha Tenere 700
Patrycja i Piotr, 257 dni w drodze, 2 motocykle Yamaha Ténéré 700, ponad 40 000 km w siodle, spalone 3250 litrów paliwa, 22 kraje i temperatury od -13°C do +49°C – oto wynik dotychczasowej podróży MY WAY RTW, czyli polskiej pary, która w podróż swojego życia ruszyła 5 czerwca 2024 roku.
Z Piotrkiem znam się już kilka dobrych lat, a o jego podróżniczych zapędach słyszę przy każdej możliwej okazji. To podróżnik z krwi i kości, a jego głód odkrywania kolejnych pięknych miejsc na świecie jest tak potężny, że nie potrafi usiedzieć dłuższej chwili w domu. Zaczęło się od bliskich podróży, wyjazdu do Azji Środkowej, aż w końcu narodził się plan, który zakłada objechanie motocyklem całego świata. Pierwsza część rozpoczęła się na dobre i trwa już nieprzerwanie od 257 dni. Dokładnie 5 czerwca zeszłego roku para podróżników opuściła rodzinne strony i ruszyła na wschód – przez Europę do Turcji, a następnie Iran, Afganistan, Kirgistan i dalej nieśpiesznie przez Azję Środkową.
MY WAY RTW, czyli Patrycja i Piotr, systematycznie dzielą się na swoich social media przeżyciami na trasie, a także dalszymi planami i przygodami. Dotychczasową podróż chcieli także opowiedzieć czytelnikom naszego portalu. Zapraszam do lektury!
Najważniejsze informacje:
- Polska para podróżuje na dwóch motocyklach Yamaha Ténéré 700.
- Wyprawa rozpoczęła się 5 czerwca 2024 roku i aktualnie Patrycja oraz Piotr nieśpiesznie zwiedzają Tajlandię.
- Dlaczego przygotowane do wyprawy BMW GS zostały w domu? Piotr odpowiada na często pojawiające się pytanie.
Przeczytaj koniecznie o tym, dlaczego nie powinieneś bać się pojechać na swoją pierwszą wyprawę motocyklową:
Chcę pojechać na wyprawę motocyklową, ale się boję – czy i czego powinniśmy się obawiać?
Ten pomysł kiełkował we mnie od dawna
Jeżdżę motocyklem po świecie już od wielu lat, a pierwszy pomysł na wielką podróż taką, nazywaną najczęściej ,,dookoła świata,”, pojawił się w mojej głowie wraz z zakupem pierwszego motocykla ADV już kilkanaście lat temu. W tamtym momencie plany było potężne, ale takie przedsięwzięcie z wielu względów było dla mnie po prostu nieosiągalne. Lata szybko lecą, a wraz z nimi człowiek nabiera doświadczenia, umiejętności i pojawiają się w życiu nowe możliwości. Po wielu wyprawach zarówno asfaltowych, jak i off-road czy też ADV, dotarłem w życiu do miejsca, w którym nadarzyła się możliwość realizacji wielkiej przygody – nieprzerywanej, wielomiesięcznej (około rocznej w moim przypadku) podróży na motocyklu po świecie. Lepszego momentu zatem nie było, aby snute przez lata wizje w końcu ziścić.
Od zawsze pasjonowała mnie Azja, a szczególnie jej potężne góry – Himalaje. Generalnie cały wschód od Europy jest dla mnie wart odkrywania i eksplorowania. Zresztą byłem już raz na wyprawie motocyklowej do Azji Środkowej kilka lat temu, więc jakoś tak naturalnie wszystkie kroki na podróż mojego życia zostały skierowane właśnie w tamte rejony świata. Patrycja od dziecka marzyła o odkrywaniu i zwiedzaniu świata, a motocykle fascynowały ją od czasów dzieciństwa. Dopiero po wkroczeniu w dorosłość pozwoliła sobie na zakup swojego pierwszego dużego jednośladu, który skutecznie zaszczepił w niej pasję. To twarda babka – pozytywnie nastawiona do świata i odważna marzycielka z charakterem, który pozwala jej dążyć do celu. Gdy zaczęliśmy się spotykać bez większych oporów dała się namówić na zjazd z asfaltowych szlaków i ucieczkę w teren. Zaraziłem ją swoją pasją zwiedzania świata w przygodowy sposób. Z racji tego, że jest głodna odkrywania kolejnych miejsca na globie, moje marzenie o wyjeździe stało się naszym wspólnym, które właśnie spełniamy.

Proces przygotowania motocykli – rezygnujemy z GS
Przygotowania do tego typu wyprawy to dość długi i żmudny proces. Przed wyjazdem należy załatwić wiele formalności – papierologia w formie CPD (carnet de passage), wizy, prawo jazdy międzynarodowe, a także wymagane i zalecane szczepienia, za które trzeba się zabrać znacznie wcześniej, bo niektóre przyjmuje się w 2-3 dawkach podawanych w dużych odstępach czasowych. Aby to wszystko załatwić i dopiąć na ostatni guzik, trzeba sobie zarezerwować pare miesięcy w zależności od tego, w jaki rejon świata się jedzie i jakimi drogami. Cała reszta przygotowań w formie bagażu, ekwipunku, części zapasowych i wszystkiego co niezbędne, czy po prostu potrzebne, to najłatwiejsza i najszybsza część przygotowań. Przygotowanie motocykli to też temat rzeka. W pierwszej wersji chcieliśmy wyruszyć w trasę na naszych GSach, które były już w garażu i służyły nam dzielnie w bardzo wielu wyjazdach. Rozebrałem oba motocykle i zrobiłem generalny przegląd. Wymieniłem wszystkie części eksploatacyjne, a nawet kilka podzespołów profilaktycznie, aby na pewno nie sprawiły problemu w podroży. I jak już wszystko zostało zrobione, przygotowane, poskładane i odbyły się udane jazdy próbne, wpadłem na zaskakujący pomysł.

Wymyśliłem sobie na kilka miesięcy przed wyjazdem, że jednak nie pojedziemy tymi gotowymi motocyklami, tylko kupimy na ten wyjazd nowe i niezawodne maszyny. I tak w pełni gotowe GS stanęły w garażu pod kołderką i prosto z salonu dotarły do nas dwie nowiuteńkie Yamahy Tenere 700. Zaczęła się zabawa w doposażenie, dokupowanie tego co chcę i co moim zdaniem niezbędne. Jako mechanik z zawodu zająłem się tym wszystkim osobiście i zajęło mi to mnóstwo czasu. Szykując się w taką podróż nie ma dla mnie półśrodków, wszystko po prostu musi działać na 100% i muszę mieć pewność, że mnie nie zawiedzie.

Prosty plan kluczem do sukcesu
Plan generalnie był prosty w swojej istocie. Rok czasu – Azja i jazda bez pośpiechu, gdzie dojedziemy tam będziemy, bez ciśnienia i narzucania sobie jakiś wygórowanych celów. Tempo jazdy nie za duże, ale też bez zamulania, bo oboje po prostu lubimy i chcemy sporo pojeździć zamiast siedzieć wiele dni w jednym miejscu. Nie będę tu pisał o jakiś górnolotnych, dziwnych rzeczach jak poznawanie kultury, ludzi i obyczajów. Mając nawet 3-krotnie więcej czasu byłoby to ciężkie biorąc pod uwagę dystans i liczbę odwiedzonych krajów. Celem jest zobaczenie kolejnej części świata na własne oczy i poczucie go na własnej skórze. Doświadczanie tego, czego się nie zobaczy i nie poczuje się u nas w Europie było głównym wyznacznikiem. Mieliśmy wyruszyć pod koniec kwietnia 2024 roku, jednakże drobne problemy osobiste nieco opóźniły nasz start. Finalnie w trasę ruszyliśmy dopiero 5 czerwca.

Miało pójść sprawnie, a problemy pojawiły się zaskakująco szybko
Plan podróży zakładał w miarę szybkie dotarcie przez Europę do Turcji i tam zwolnienie tempa jazdy. Następnie Gruzja, Afganistan, Iran, Kirgistan, Uzbekistan i dalej przez Azję Środkową na wschód. Niestety nasze plany to jedno, a to jak weryfikuje je podróż sama w sobie i służby graniczne to zupełnie inne sprawy. Cały nasz plan rozpadł się na małe kawałeczki w momencie, gdy na granicy gruzińsko-rosyjskiej usłyszeliśmy, że nie możemy wjechać na teren Federacji Rosyjskiej. Pomimo zrobienia w Gruzji dodatkowych dokumentów i podjęcia dwóch prób przekroczenia tej granicy zostaliśmy odprawieni z kwitkiem.

Co było powodem? Dwa nasze motocykle zarejestrowane są na mnie jako jednego właściciela i służby celne nie wyraziły żadnej zgody na wjazd w takiej konfiguracji. Cały plan rocznej podróży rozbity został już w pierwszym miesiącu jej trwania. I generalnie od tamtej walki na granicy z aparatem państwowym Rosji musieliśmy całkowicie wywrócić wszystko do góry nogami. Nie poddaliśmy się i pojechaliśmy w innym kierunku tworząc dalszy plan każdego dnia. Mamy wszystkie dokumenty pozwalające poruszać się wszędzie, a wizy wyrabiamy z wyprzedzeniem pozwalającym nam na wjazd do kolejnych krajów i tak nieco spontanicznie podróżujemy sobie przez świat już 8 miesięcy. Odbicie się od granicy rosyjskiej i całkowita zmian trasy spowodowało lawinę problemów pojawiających się jeden po drugim. Aby jechać dalej na wschód musieliśmy skierować się na Iran i Afganistan. A biorąc pod uwagę porę roku (lipiec, sierpień) to musieliśmy szykować się na potężne upały. Jazda motocyklami po tych krajach w samym środku lata, w temperaturach sięgających niemalże 50*C od rana do nocy, to naprawdę trudne, a czasami niebezpieczne zadanie. I o ile w Iranie było po prostu bardzo gorąco, to w Afganistanie upał był nie do zniesienia.

Jedziemy tak, aby podczas podróży minimalizować ryzyko do jak najmniejszego poziomu. Rozwaga i przemyślane ruchy są kluczowe, ale niestety nie wszystko da się przewidzieć. To właśnie w Afganistanie przeżyliśmy najciekawsze przygody i otarliśmy się o największe niebezpieczeństwo (jak dotąd) naszej podróży. Jest to historia na oddzielny artykuł, ale w wielkim skrócie postanowiliśmy pokonać trasę z zachodu na wschód Afganistanu off-road. 3 pełne dni jazdy po drogach, o których bardzo niewiele było nam wiadomo poza tym, że bedą bardzo wymagające – zero asfaltu i doskwierające upały. Pierwszego dnia jazdy, w temperaturach sięgających 48*C, do pokonania na trasie w skalistych górach mieliśmy rzeki, wysokie przełęcze o bardzo złej nawierzchni i wyschnięte koryta rzek. Generalnie trasa tak długa i trudna, że nie udało nam się dojechać do celu pierwszego dnia. Zastała nas noc pośrodku górskiego pustkowia. Spaliśmy w namiotach, woda praktycznie wypita do zera pomimo 10 litrów zapasu na głowę – gorzej być nie mogło. Trzeba jednak pamiętać, że to kraj rządzony i kontrolowany przez Talibów, a oni nie lubią obcych w swoich górach na noclegach na dziko. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale sytuacja była bardzo stresująca i jazda w tamtych rejonach jest bardzo, bardzo niebezpieczna.

Z Afganistanu skierowaliśmy się w moje upragnione Himalaje. Pakistan, Indie, Nepal – tak wiodła nas droga. Zaglądaliśmy na wszystkie słynne trasy motocyklowe tego rejonu świata, ale nie tylko. Nie obyło się bez paru małych wycieczek i pozaglądania tam, gdzie zwykle turyści nie zaglądają. Po drodze z Afganistanu do Nepalu nadążyła nam sie okazja, z której po dokładnym przeliczeniu kosztów oraz wszystkich za i przeciw, bardzo chętnie skorzystaliśmy. Mianowicie przejechaliśmy własnymi motocyklami z Nepalu przez Tybet i Chiny do Laosu, aby zwiedzić południowo-wschodnią część Azji. Przeprawa z Nepalu do Laosu jest fascynująca, ale dla nas z siedzenia motocyklowego niestety okazała się dość wymagająca nawet pomimo jazdy asfaltowymi drogami. W listopadzie temperatury o poranku spadają nawet do -12*C, a my nie mieliśmy czasu ani możliwości czekania aż zrobi się cieplej, bo na przejazd mamy ograniczony czas.
Patrząc na mapę świata podczas naszej podróży przejechaliśmy przez: Czechy, Słowację, Węgry, Bułgarię, Turcję, Gruzję, Armenię, Iran, Afganistan, Tadżykistan, Kirgistan, Kazachstan, Uzbekistan, Afganistan, Pakistan, Indie, Nepal, Tybet, Chiny, Laos, Kambodżę i dotarliśmy do Tajlandii.

To nie koniec naszego wyjazdu – co dalej?
Jesteśmy właśnie w Tajlandii i spędzimy tu jakąś chwile, może do połowy lutego. Dalej na naszym celowniku jest Malezja i na chwile chcemy wpaść do Singapuru. Generalnie mamy plan wysłać motocykle z Malezji w kontenerze gdzieś do Nepalu, Indii albo Pakistanu (w zależności od kosztów i innych paru czynników) i z tamtego miejsca zaczniemy nieśpieszną podróż w kierunku domu. Jak dokładnie będzie wyglądała trasa naszego powrotu? Sam tego nie wiem, bo wszystko okaże się w trakcie podróży. Na pewno chcemy jeszcze zajrzeć w kilka ciekawych miejsc, o których chętnie was poinformujemy.
Jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda codzienność życia w trasie, problemów, pięknych widoków i dalszej trasy, którą podążać będzie Patrycja z Piotrem, to koniecznie musicie wpaść na prowadzone przez nich social media – MY WAY RTW.
Tekst: Piotr Korbut
