- BSA Goldstar 650, to motocykl o bardzo klasycznym i całkiem udanie nawiązującym do pierwowzoru sprzed 70 lat wyglądzie. Ale to tylko jedno z jego oblicz.
- Napędzający nowego Goldstara jednocylindrowy silnik to dziś niemal biały kruk na rynku. Jest przy tym klasyczny z wyglądu i daje bardzo współczesną dynamikę
- Powrót motocyklowej legendy z Birmingham jest dość nieoczywisty. Tym bardziej warto poznać te motocykle bliżej
BSA, czyli dla wielu legendarna, a przez wielu całkowicie zapomniana marka motocykli z brytyjskiego Birmingham, właśnie powróciła, dokonując tego nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także na Starym Kontynencie. Motocykle BSA od jakichś dwóch tygodni dostępne są także w Polsce, a ja, jako pierwszy miałem okazję sprawdzić jak producentowi wyszedł powrót motocykli spod znaku British Small Arms.
Historia marki BSA jest długa, zawiła i bogata w naprawdę pokaźne ilości modeli motocykli, a także sukcesów sportowych. BSA to motocykle, które w czasach swej świetności, jak mało które uchodziły za synonim prędkości i sportowych ambicji przekuwanych na jednośladowe konstrukcje. Początki produkcji motocykli w zakładach zbrojeniowych w Birmingham sięgają jeszcze XIX wieku, ale oficjalna data rozpoczęcia wytwarzania jednośladów to 1903 rok. Właśnie ta data pojawia się kilkukrotnie na elementach wykończenia współczesnej wersji kultowego motocykla z Birmingham. Przez lata BSA dało się poznać jako ambitny producent, który jeszcze przed 1920 rokiem proponował już duże i zaawansowane technologicznie motocykle z silnikami w układzie V2. Przed Drugą Wojną Światową można było już stać się posiadaczem pokaźnego motocykla z dwucylindrowym silnikiem o pojemności niespełna jednego litra. Jednak maszyny te były skomplikowane, a więc i drogie. Producent, by rozwinąć skrzydła stawiał więc także na prostsze, lżejsze i tańsze jednoślady. Po wojnie BSA powróciło do produkcji motocykli cywilnych, by zwróciło swe kroki nie tylko w stronę produkcji konsumenckiej, ale także wyścigowej.
Podobno chyba najbardziej dziś znana, gwieździsta linia motocykli BSA powstała, by uhonorować i jednocześnie nawiązywać marketingowo do zwycięstw marki w zmaganiach sportowych. W wyścigach motocyklowych otrzymywano wówczas często odznaczenia w postaci złotej gwiazdy. To skłoniło włodarzy marki do opracowania modelu Gold Star – motocykla, który od momentu premiery w 1938 odcisnął chyba największe piętno na tożsamości marki. BSA Gold Star był produkowany do 1963 roku. Złota gwiazda pojawiła się także w wymownym emblemacie marki, podkreślając sportowe dziedzictwo. Sama marka zwinęła definitywnie skrzydła w 1971 roku. Od tej pory BSA stała się legendarną i przez lata coraz bardziej zapominaną marką szybkich motocykli z Birmingham. W latach 90. XX wieku miały miejsce próby przywrócenia produkcji motocykli z trzema skrzyżowanymi strzelbami w logo. Jednak plan ten finalnie upadł po kilku latach walki o niewielkie nakłady produkcyjne.
BSA Goldstar 650 2024 – najważniejsze informacje:
- Motocykl napędzany jest przez jednoczylindrowy silnik chłodzony cieczą
- Moc maksymalna to 45 KM, a moment obrotowy to 55 Nm
- Goldstar 650 wygląda niemal jak wyrwany sprzed 70 lat
- Jego konstrukcja jest jednak zaskakująco współczesna
- BSA Goldstar 650 to na pewno jeden z ciekawszych jednośladów segmencie motocykli klasycznych
- Ceny Goldstara 650 zaczynają się od 28 850 zł
Rzecz zmieniła się bodajże w 2016 roku, kiedy to indyjska Mahindra nabyła prawa do marki. W między czasie Hindusi zajęli się jednak kupioną niemal równolegle Jawą. Najpierw powstała więc Jawa 300 CL, a dopiero w 2021 roku światło dzienne ujrzała wersja przedprodukcyjna BSA Gold Star 650. Po spełnieniu wymagań homologacyjnych, motocykl ten trafił w końcu do Europy, a dziś dostępny jest także w autoryzowanej sieci salonów dealerskich marki BSA w Polsce.
BSA – motocykle z wyścigową pasją
Współczesna BSA Gold Star 650 jest napędzana największym produkowanym w historii marki silnikiem jednocylindrowym. Jeden garnek o sporej pojemności to znak rozpoznawczy nowego Gold Stara i rzecz wyróżniająca ten motocykl na tle obecnej na rynku klasycznej konkurencji. Spora pojemność przenosi się bezpośrednio na niezłe osiągi i przyjemną dynamikę podczas jazdy. Tu nie trzeba czekać by silnik wkręcił się na obroty, wystrzeliwując motocykl do przodu. Moc 45 KM osiągana jest przy 6000 obr./min. Z kolei maksymalny moment obrotowy dostępny jest już przy 4 tysiącach obrotów i wynosi przyjemne 55 Nm. Trzeba też dodać, że silnik, choć stylizowany jest mocno na lata minione i całkiem zręcznie udaje konstrukcję przedpotopową, okazuje się całkowicie współczesnym wytworem inżynierii. Objawia się to nie tylko w chłodzeniu cieczą, czterozaworowej głowicy, czy układzie zasilania z elektronicznym wtryskiem, ale w samym charakterze pracy. Nie mamy tu do czynienia z tak charakterystyczną dla motocykli klasycznych “długoskokowością”, przekładającą się w skrócie na mocniejszy dół i zadyszkę na górze. Ten piec pracuje całkowicie współcześnie. Na szczęście jest jednocylindrówką, więc siłą rzeczy daje do dyspozycji mocny środek. Pięciobiegowa skrzynia jest dobrze zestopniowana, co pozwala przyjemnie korzystać ze wspomnianych walorów singla. Nie jest to może najbardziej precyzyjna skrzynka z jaką miałem do czynienia, ale działa bez zarzutu. Jedyne czego nie jestem fanem w jej konstrukcji to fakt, że przy skrajnych biegach, dźwignia nie stawia oporu i nadal wykonuje ruch w stronę jeszcze wyższego, lub jeszcze niższego biegu, które przecież nie istnieją. Walisz więc po kilka razy dźwignią w poszukiwaniu kolejnych biegów, by się upewnić, że to na pewno “piątka”. Jednocylindrowa 650-tka nie jest łakoma. Nawet przy dynamicznej jeździe potrafiła zmieścić się w czterech litrach. Szkoda tylko, że wskaźnik paliwa jest co najwyżej orientacyjny.
Jets w tym motocyklu coś, co sprawia, że chcesz mu mocniej odkręcać manetkę. Dynamiczna jazda po prostu cieszy, bo silnik lubi jak daje się mu miodu, a podwozie nie protestuje i jest gotowe na każde polecenie. Oczywiście nie ma co tu oczekiwać arcy-sportowej precyzji. Ale jak na tak klasyczną pod względem stylistycznym i ergonomicznym maszynę, jest naprawdę dobrze. Być może to zasługa sportowych genów, jaki w marce BSA wciąż drzemią i zostały wybudzone z letargu?
Podwozie to stalowana, prawie że klasyczna rama z podwójną kołyską. Jej konstrukcje oparto o stalowe rury łączone za pomocą spawów z elementami odlewanymi. Całość wykonana jest schludnie i wygląda w mojej opinii dobrze. Powiewem współczesności jest połączenie punktów łożyskowania wahacza z silnikiem. Ten patent nadaje odpowiedniej sztywności, która z kolei przekłada się na dobrą precyzję prowadzenia. Zawieszenie to nic specjalnego. Tu rządzi klasyka, czyli nieregulowany klasyczny widelec i podwójne amortyzatory wspierające wahacz. Przedni zawias ma odpowiednie dla stylu metalowe osłony. Mamy tu zatem mieszankę tego co współczesne i tego co niezbędne, by zachować klasyczny wygląd. Dorzućmy zatem do tego ergonomię. Ta, jak na klasycznego nakeda przystało, daje dużo swobody i odprężoną pozycję. Miejsca za sterami jest sporo, a szeroka, dobrze wyprofilowana kierownica współgra z niemałymi wymiarami maszyny. Przy wzroście 186 cm mam tu dużo miejsca i jest po prostu wygodnie. Dotyczy to nie tylko krążenia po okolicy, ale także dłuższych wypadów. Nakręcenie 150 kilometrów na strzał nie stanowi żadnego problemu. Prędkości autostradowe również osiągane są bez zadyszki. Fajnie. Efekt mariażu tego co było i tego co jest – jest taki, że BSA Goldstar 650 sprawia wrażenie zupełnie współczesnego motocykla pod względem walorów prezentowanych podczas jazdy. Złapałem się na tym, że zapomniałem na jak ładnie wystylizowanym na “dziadka” motocyklu jadę. Jest przyjemnie, przewidywalnie i po prostu dobrze. Ci, którzy będą poszukiwać czegoś więcej niż odjechany starodawny wygląd, mogą czuć się przez to nieco zawiedzeni. Obsługa nie wymaga siły, a maszyna jedzie intuicyjnie – jak na współczesny jednoślad przystało. BSA Goldstar 650 po prostu modern classic pełną gębą.
BSA Goldstar 650 2024: Godny następca brytyjskiej gwiazdy?
W kwestii stylizacji jest nieźle. A właściwie to jest dobrze. Projektanci zadbali o to by fani marki nie czuli się zawiedzeni. Jest sporo smaczków nawiązujących do oryginalnego Goldstara sprzed 70 lat. Do mnie chyba najbardziej przemawiają, poza pokaźnym i kultowym logo ze złotą gwiazdą na zbiorniku, ładnie wykończone zegary ze wskazówkami prawilnie pracującymi “do góry nogami”. Wygląda to debeściarsko – zwłaszcza po zmroku, gdy ciepłe podświetlenie robi nostalgiczną robotę. Nie przeszkadzają w odbiorze nawet małe ciekłokrystaliczne wyświetlacze w każdym z zegarów. Jeden wskazuje przebiegi, a drugi poziom paliwa w postaci słupków. Z tym ostatnim należy ostrożnie, bo w testowej sztuce wskazywał jeszcze trzy kreski, gdy najzwyczajniej w świecie brakło mi paliwa. Ale być może to kwestia poprawki w tym egzemplarzu. Coś chyba było nie teges w testowej sztuce, bo pokazywał jeszcze trzy kreski w momencie, gdy zabrakło mi paliwa. Niski poziom wachy objawił się prychaniem i gaśnięciem. Warto zatem uważać i na początku sprawdzić organoleptycznie sprawę. Zegary uzupełnia wbudowania w obłą osłonę przedniej lampy konsola z kontrolkami. Jest ascetycznie, klasycznie i w zasadzie tak jak powinno być.
Trochę moim zdaniem zabrakło za to finezji przy dobieraniu konsol przełączników na kierownicy. Są po prostu zbyt współczesne i plastikowe jak na tak klasyczny z wyglądu motocykl. Zwracam uwagę na takie detale, bo akurat z przełącznikami obcujemy na co dzień i są w zasięgu wzroku podczas jazdy. Pracują za to dobrze i do ich działania ciężko się przyczepić. Kolejną z rzeczy jest nie sam fakt posiadania rozbudowanych opcji zasilania zewnętrznego, ale jego umiejscowienie. Świetnie, że mamy i port USB A, a także UBS C. Tego powinna się od BSA uczyć niejedne marka premium. Jest nawet chyba już nieco zbędne dodatkowe gniazdo zapalniczkowe 12V. Fajnie by jednak było schować te porty gdzieś w obudowie przedniego reflektora – zwłaszcza, że wykonana jest z tworzywa. Umiejscowienie – tak trochę ostentacyjnie, na kierownicy czarnej obudowy niepotrzebnie psuje klasyczny “feeling” całości. Gniazdo 12V umiejscowiono po lewej stronie motocykla, w pobliżu łożyskowania wahacza. Ciekawe, czy znajdzie się ktoś, kto użyje go choć raz – mając już do dyspozycji dwa porty USB.
Cicha, a i tak potrafi narobić szumu
Maszyna ogólnie prezentuje się zjawiskowo i wzbudza zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawi. Właściwie żaden z zainteresowanych przechodniów już nie pamięta, albo nie zna w ogóle marki BSA. To daje pewność posiadania maszyny mocno egzotycznej. eei brakuje dużej ilości zmyślnie wkompno0wanych emblematów. Dzięki temu nie brak tu finezji i smaczków. Trochę szkoda, że błotniki, czy boczne osłony nadwozia wykonane są z tworzywa. Z kolei wyjściowa cena ok 28 tysięcy złotych za klasyczną 650-tkę poniekąd tłumaczy ten fakt. Za to rozstrzał cenowy pomiędzy wersjami malowania i wykończenia jest naprawdę sporo, bo się aż ok. 9 tysięcy złotych. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do drobnych detali typu wykończenie odlewów silnika, czy zbyt współczesne w stosunku do reszty konstrukcji obudowy przełączników na kierownicy.
Przydałoby się również by fabryczny układ wydechowy dawał nieco więcej basu. Prawdziwa puszka tłumika schowana jest pod silnikiem. Na pewno już powstają zestawy akcesoryjne, pozwalające na dodanie charakteru singlowi. Sama końcówka wydechu jest wyposażona w mocowany na dwóch nitach dB-killer. Podobno jego wyjęcie daje sporą zmianę – tak przynajmniej mówił kolega szwagra sąsiada…
BSA Gold Star 650 – dobrze, że jest!
BSA Goldstar 650 to ciekawa propozycja, która na pewno w udany sposób uzupełnia klasyczna scenę rynku motocyklowego. Co więcej. Jest sprzętem dającym prostotę i nienaganne w zasadzie maniery całkowicie współczesnego motocykla, podane w ponadczasowej i dobrze nawiązującej do klasycznych motocykli i charakterystycznego dla marki BSA designu sprzed lat. Dopracowałbym kilka kwestii i poświęcił nieco więcej środków na doszlifowanie diamentu, bo do statusu poprawnego i więcej niż dobrze prezentującego się motocykla brakuje tylko paru paru detali. Czy przyjmie się na rynku? Czas pokaże. Ja już teraz kibicuje, bo lepiej jak jest wielu mniejszych graczy, niż kilku wielkich. Jest Goldstar 650 spotka się z ciepłym przyjęciem w Europie, to będzie szansa na kolejne, być może coraz ciekawsze modele. Goldstar 650 to w pewien sposób – nomen omen – złoty środek. Wyważona recepta na powrót legendy z brytyjskiego Birmingham.
Na pewno warto zapoznać się bliżej z nowym BSA Goldstar 650, a najlepiej umówić się na jazdę próbną. I to nie tylko jeśli jesteś fanem klasyki. Ten motocykl ma więcej niż jedno oblicze, a każde z nich może zaskoczyć.
BSA Goldstar 650 2024 – dane techniczne:
“Prawdziwa puszka tłumika schowana jest pod silnikiem.” Nie mieć pojęcia o czym się pisze to dramat. przed silnikiem jest katalizator, wystarczyło obejrzec kilka filmow po angielsku…