Prawdziwa wartość LWG?

W skrócie
  • Czy o LWG można pisać w ujęciu filozoficznym? Można!

Dla jednych to zwykłe uniesienie dłoni, ledwie dostrzegalny w pędzie chwili gest. Dla innych – niepisany kodeks, znak przynależności, ciche porozumienie między tymi, których łączy ta sama pasja. LWG – lewa w górę – to coś więcej niż tylko pozdrowienie. To symbol braterstwa, który od dekad splata losy motocyklistów niewidzialną nicią wzajemnego szacunku.

Jest w nim coś instynktownego – to odruch, który nie wymaga słów, a jednak mówi wszystko. To cicha obietnica: „Jestem tu, dostrzegam cię, możesz na mnie liczyć”. To także przypomnienie, że w tej społeczności nikt nie jest samotny – ani na drodze, ani poza nią.

Jednak w czasach, gdy cyfrowa rzeczywistość zastępuje tę realną, a liczba motocyklistów rośnie w niespotykanym dotąd tempie, gest ten zdaje się ewoluować. Czy pozostaje wciąż tym samym symbolem – znakiem jedności – co dekady temu? A może zaczyna tracić swoją pierwotną wartość, rozgrabiony przez tłum przypadkowo uniesionych dłoni?

LWG dawniej i dziś

Nie chodzi o sam ruch ręki, lecz o jego głębsze znaczenie – gotowość do pomocy, naturalny odruch solidarności, który od zawsze budował wspólnotę motocyklistów.

Kiedyś było to oczywiste – widząc motocykl na poboczu, zatrzymywano się bez wahania. Pomoc nie wymagała decyzji; była czymś naturalnym. Każdy wiedział, że jutro to on może jej potrzebować. Dziś często kończy się na krótkim skinieniu głowy czy zwolnieniu tempa – spojrzenie zastępuje działanie, a ktoś, kto mógł liczyć na wsparcie, zostaje sam.

To paradoks naszych czasów – w świecie, który nigdy nie był tak dobrze skomunikowany i pozbawiony barier, więzi między ludźmi stają się coraz bardziej kruche, a społeczność motocyklistów zaczynają dzielić grube mury. Media społecznościowe, które powinny budować bliskość, często oddalają nas od tego, co najważniejsze – prawdziwych relacji, tworzonych nie przez wirtualne rozmowy, lecz poprzez namacalne spotkania.

Co gorsza, internet, zamiast łączyć, coraz częściej staje się areną podziałów i hejtu. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod motoryzacyjnymi postami, by zobaczyć, jak łatwo przychodzi nam krytykowanie innych – często w sposób bezlitosny i pełen jadu. Zamiast wspierać i inspirować, dyskusje nierzadko zamieniają się w przestrzeń wzajemnych oskarżeń i niepotrzebnych sporów.

Nowi motocykliści, zamiast wsparcia, często spotykają się z kpinami, a dyskusje zamiast łączyć – dzielą. To właśnie te niewidzialne bariery sprawiają, że duch prawdziwego LWG, który opierał się na szacunku i jedności, zaczyna blaknąć.

LWG w ujęciu filozoficznym: odpowiedzialność i spotkanie drugiego człowieka

LWG to nie pusty gest. To świadomy wybór – decyzja, czy pozostaniemy jedynie anonimowymi osobami mijającymi się na trasie, czy stworzymy prawdziwą wspólnotę, opartą na wzajemnym szacunku i gotowości do pomocy.

Wolność, tak ceniona przez motocyklistów, to nie tylko brak ograniczeń, lecz także odpowiedzialność za siebie i innych. To właśnie w niej odnajdujemy ducha humanizmu – przekonanie, że człowiek istnieje w relacji z drugim człowiekiem, że jego wartość mierzy się nie samotnym pędem przed siebie, lecz zdolnością do zatrzymania się, gdy ktoś potrzebuje wsparcia. Za Franklem można powiedzieć, że wolność to odpowiedzialność za własne wybory i zdolność do kształtowania własnej postawy wobec rzeczywistości.

Prawdziwa wolność to nie tylko możliwość wyboru, ale i odpowiedzialność za to, jak ten wybór wpływa na innych. W tym ujęciu LWG jest czymś więcej niż konwencją społeczną – to akt moralny, wyraz gotowości do uznania drugiego człowieka i zaakceptowania go jako równego sobie. Nie ma tu więc miejsca na hejt i obojętność.

Obojętność jest wygodna. Milczenie, brak reakcji, odwrócenie wzroku – to wybory równie znaczące, jak działanie. Jean-Paul Sartre mówił, że człowiek jest skazany na wolność, ponieważ zawsze podejmuje decyzje, nawet jeśli decyduje się nic nie robić. W tym kontekście LWG to akt sprzeciwu wobec obojętności. To dowód na to, że dostrzegamy drugiego człowieka, że nie przechodzimy obok niego bezrefleksyjnie.

Dbajmy o LWG

Niech LWG pozostanie symbolem solidarności, a nie tylko pustym zwyczajem. Dbajmy o to, by wciąż oznaczało wsparcie i braterstwo – zarówno na drodze, jak i w internecie.

Nie pozwólmy, by cyfrowa rzeczywistość rozmyła wartości, które od zawsze definiowały motocyklistów. Szanujmy się, pomagajmy sobie i nie zapominajmy, że prawdziwa wspólnota buduje się nie lajkami i komentarzami, ale realnymi gestami. Bo LWG to nie tylko pozdrowienie – to znak, że nigdy nie jesteśmy sami.

Obejrzyj:

Kacper i Tobiasz o tym, że LWG to nie tylko pozdrowienie

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button