- MZ ETZ 250 - postać tragiczna motocyklowego dramatu realiów socjalistycznych
- Motocykl, który pomimo wielu wad i tak uważany był za ideał
- MZ ETZ 250 to po prostu substytut marzeń o wydajnych i bezawaryjnych motocyklach z zachodu
Nasza redakcyjna ekipa dorwała dwie stare zapomniane MZ ETZ 250 i próbuje udowodnić, że te motocykle są najlepsze na świecie. Wykażę się więc zazdrością, ale także zdroworozsądkowym podejściem do sprawy i przytoczę przykłady dlaczego tak (moim zdaniem) nie jest.
Prawda jest taka, że motocykle MZ cieszyły się renomą w czasach komuny i wczesnych latach postkomunistycznych w naszym kraju. Czy to jednak oznacza od razu, że wytwarzane w zakładach IFA w NRD-owskich Niemczech jednoślady naprawdę były tak dobre? Faktem jest, że swego czasu motocykl marki MZ był synonimem luksusu. Estymy dodawał chociażby fakt, że rządowi dygnitarze eskortowani byli przez zastępy wyrychtowanych pięknie milicjantów na lśniących MZ ES/TS w różnych konfiguracjach. Jednak świat – w odróżnieniu od tego co działo się za żelazną kurtyną, nie miał zamiaru stać w miejscu i udawać tylko, że idzie do przodu.
MZ ETZ 250: królowa zapyziałych szos
W czasach gdy w Polsce szczytem marzeń była prosta jak konstrukcja cepa MZ-a ze Zschopau, Włoskie, zachodnioniemieckie, a przede wszystkim dalekowschodnie motocykle z Japonii prezentowały o 10 klas wyższe wyrafinowanie technologiczne. Sprawy nie ratuje rzekomy, fakt, że Suzuki, za pomocą przeciągnięcia na japońską stronę mocy jednego z inżynierów MZ, pozyskało dostęp do dwusuwowych technologii wykorzystywanych przez MZ z sukcesami w sporcie. W momencie gdy opiewana hymnami pochwalnymi MZ ETZ 250 zjechała po raz pierwszy z taśmy produkcyjnej, Japończycy stosowali już wtrysk paliwa w swoich czterocylindrowych czterosuwowych i wysokowydajnych jednostkach napędowych o ponad litrowych pojemnościach. Gdzie zatem poczciwej etce do tytułu motocykla nocnych mokrych marzeń?
Wszystko to oczywiście opiera się o punkt odniesienia. MZ-a, jak na toporny wytwór bloku komunistycznego, była motocyklem faktycznie lepszego sortu. Nie tylko nasze prymitywne jednoślady, ale także czechosłowackie Jawy i CZ nie prezentowały takiego poziomu bezawaryjności, który brał się nie tylko z konstrukcji silnika, ale też nieco lepszej jakości podzespołów. Wrzucę jednak dziegciu do tej emzetowskiej beczki miodu. MZ ETZ 250 była motocyklem ciekawym konstrukcyjnie, ale jej konstrukcja była daleka od ideału. Kryptonim modelu wziął się od głównych elementów konstrukcyjnych – Einzylinder Telegabel Zentralkastenrahmen i opisywał właściwie wszystkie główne wady tego motocykla. Projekt oparto o pojedynczą belkę ramy głównej o prostokątnym przekroju, do której silnik podwieszono za pomocą uchwytów w tylnej części karterów oraz amortyzatora tłumiącego wibracje mocowanego do głowicy. Efektem tego zabiegu była wiotkość samego mocowania. To z kolei objawiało się faktem, że właściwie każda ETZ, która była kręcona mocniej niż podczas pyrkania na targowisko, ma w ramie “przekoszony” silnik. Efekt jest na tyle wyraźny, ze widoczny jest gołym okiem. Silnik ETZ po prostu wygina się w ramię na stronę napędu, a sama zębatka zdawcza nie pracuje wówczas w osi z napędową. To dość poważna wada konstrukcyjna. Kolejną jest wiotka rama, bo pojedyncza belka nieposiadająca żadnych przestrzennych wzmocnień jest podatna na skręcanie. W precyzji prowadzenia nie pomaga także zawieszenie – teleskopowe, ale sporo za miękkie i dalekie od precyzji wybierania nierówności w stosunku do osiągów silnika i jakości dróg po jakich przyszło ujeżdżać ETZ-y mieszkańcom Europy Wschodniej.
Wiele odcieni motocyklowej szarości
Czy ETZ 250 jest motocyklem wydajnym? Może być za taki uważany, ale znowu jedynie na tle PRL-owskiej konkurencji. 21KM i 27 Nm w najmocniejszej wersji pozwalało na całkiem dynamiczną jazdę. Oczywiście jeśli MZ kręcona była odpowiednio bo przyrost przyspieszenia pojawiał się dopiero w okolicach 3,5 tys. obrotów. Poniżej dzieje się mniej niż niewiele. ETZ trzeba kręcić by się odpychała, a to z kolei odbija się na spalaniu dwusuwowego silnika, który już z natury nie może być super oszczędną jednostką. Spalanie na poziomie 4-5 litrów można uznać za mieszczące się w normach dla tej konstrukcji, co z kolei sprawia, że gdy porównamy taką etkę z 20 konną czterosuwową “250” z Japonii to okaże się, że podobny potencjał można okupić znacznie mniejszym apetytem na paliwo i zdecydowanie wyższą kulturą pracy. Wyniku nie polepsza fakt, że do ceny litra benzyny dla ETZ doliczyć trzeba jeszcze olej. Będąc przy już przy oleju, należy przytoczyć zalecenia producenta, który co prawda podaje stosunek mieszanki 1:50, ale zastrzega przy tym, że olej ma być wysokiej jakości, by zachować żywotność układu korbowo-tłokowego na dobrym poziomie. A kto w tamtych czasach, gdy ETZ była królową szos miał dostęp do wysokiej jakości oleju? Podjeżdżało się na CPN i zamawiało mieszankę z dostępnym w kiosku stacji Miksolem. Stąd droga do problemów z awaryjnością już była krótka.
Jeśli dalej chcemy pomarudzić (a trochę chcemy!), to warto wspomnieć o tym, że pomimo iż sam silnik był całkiem nieźle dopracowany to już reszta osprzętu nie odbiegała zbytnio od komunistycznych standardów. Brakowało takich detali tworzących funkcjonalną całość jak chociażby podciśnieniowy kranik – iluż to z nas i ile razy zastało pod etką wielką plamę – w baku pustkę, a skrzynia korba zatankowana do pełna? Jak często lekkie niedociągnięcia techniczne powodowały uziemienie. Co z tego, że etka palona była z kopa, skoro do wytworzenia iskry i tak potrzebny był prąd w baterii. Dziś odpalanie kopniakiem jest fajne, kultowe – klimatyczne, ale w tamtych czasach każdy marzył o przycisku na kierownicy rodem z zachodnim sprzętów – zwłaszcza gdy cholerę znowu zalało… Dobra, facet ględzi i narzeka, ale nie powiedział o jednym – ETZ cenowo, choć dla wielu wciąż pozostawała marzeniem, to była znacznie bardziej osiągalna niż cholernie wówczas drogie motocykle z zachodu. I tu ciężko o polemikę, bo nawet po otwarciu granic niewielu polskich motocyklistów było stać na to by przesiąść się na sprzęt wyższej klasy – niekoniecznie pojemnościowej.
A dziś na ETZ 250 i jej podobne wytwory siermiężnej myśli socjalistycznej patrzymy przez nostalgiczny pryzmat przesypującego się przez dłonie jak piasek czasu. I pomimo świadomości mocnej niedoskonałości takich pojazdów i tak powiemy “kiedyś to było” – nie mając do końca na myśli samych motocykli…
Na etce jeździłem już w1986 potem wyjazd do Italii oczywiście na etce itsm jazda przez ponad dwa lata około50000 km było b fajnie mile wspominam ten czas
Nasze motocykle nie dość że były jeszcze prościej skonstruowane to były tak kur… Hujowe że 10 metrów bez zjebana nie potrafiły przyjechać coś Ala Alfa.Problemy z odpalaniem na każdym kroku miałem wszystkie nadawały się tylko do tego żeby je wpier do ogniska więc MZ przy tym januszowskim gównie co my produkowaliśmy była faktycznie marzeniem
To było latem 1968 roku.
Sklep Polmozbytu, ul. Świętokrzyska róg Mazowieckiej w Warszawie z Mzetkami 250 po 24 000 zł.
Miałem wtedy dokładnie 22 lata i za zarobione pieniądze, za opracowanie dla redakcji “Modelarza” całego numeru “Planów Modelarskich” otrzymałem dokładnie 24 tyś. zł, za co kupiłem sobie MZ-250 z kremowym bakiem. Takimi motocyklami jeździła wtedy milicja. Dla młodych ludzi, takich jak ja, Mzetka była wtedy szczytem marzeń.
To było latem 1968 roku.
Sklep Polmozbytu, ul. Świętokrzyska róg Mazowieckiej w Warszawie z Mzetkami 250 po 24 000 zł.
Miałem wtedy dokładnie 22 lata i za zarobione pieniądze, za opracowanie dla redakcji “Modelarza” całego numeru “Planów Modelarskich” otrzymałem dokładnie 24 tyś. zł, za co kupiłem sobie MZ-250 z kremowym bakiem. Takimi motocyklami jeździła wtedy milicja. Dla młodych ludzi, takich jak ja, Mzetka była wtedy szczytem marzeń. Ewa
P.S.
W tym samym roku otrzymalem po czterech latach oczekiwania, mieszkanie w Nauczycielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, kawalerkę M1-20 metrów kwadratowych, za zarobione własnoręcznie pieniądze w Domu Kultury Dzieci I Młodzieży + honoraria we wspomnianej redakcji “Modelarza”.
Hehe fajny artykuł. Ach te sentymenty.
Do końca nie wiem co autor miał na myśli…
Dokonał analizy
Chyba stanu swojego umysłu
I ja też nie wiem oco mu chodziło wiele kitu i nie zna sie na motocylkach
Autor tekstu chyba jest z pokolenia “z”.! Każde Moto ma wady. MZ to motocykl który dawał coś czego brakowało nam w
tamtych czasach.
Chyba najsłuszniejszą uwaga .
W 1973 r, MZ-tką, ze 150 “przydziałowymi” $ na głowę, pojechaliśmy z Miką w podróż poślubną; Jasło-Lwów-Bukareszt-Warna-Stambuł-Izmir-Stambuł-Sofia-Bar-promem do Bari-Neapol-Rzym-Florencja-Wiedeń-Jasło. 9000 km w 35 dni. Zużyłem kilka łańcuchów, najtrwalszy okazał się kupiony w Warnie łańcuch od “Bałkana”. MZ-ka ciągnęła czeską przyczepkę bagażową. Silnik zepsuł się tylko raz, w Rumuni padła cewka zapłonowa.
150 była najbardziej niezawodną mz. Co innego 250,ten wytwór miał bardzo poważna wadę konstrukcyjna silnika, tj. Sprzeglo. Było one osadzone bezpośrednio na wale, na czopie o małej srednicy, na stozku. Przy wykorzystywaniu potencjału na maxa, to sprzeglo objezdzalo o traciło się przeniesienie napędu
9 lat jeździłem etz 150..ok 4 tys km rocznie i nigdy nie miałem żadnej awarii!
Jeździłem tym cudem techniki przez trzy lata, na szczęście mi ją ukradli. Potwierdzam wszystkie wymienione wady, dodałbym jeszcze, że sprzęt był wyjątkowo nieprzyjemny w jeździe na trasie. Miękkie zawieszenie, wysoko położony środek ciężkości i wiotka rama sprawiały, że był bardzo niestabilny, lubił myszkować i wymagał dużej uwagi. Jazda 120 przez dłuższy czas była nierealna. Dla porównania honda vt500 która wiele lat potem jeździłem, była przy tej prędkości tak stabilna, że można było bez obawy puścić kierownicę. Obecne ceny etzetki wynikające z nostalgii budzą u mnie śmiech. Wolałbym najgorszy szrot z Japonii z lat 80tych niż etz.
Miałem kilka mztek w latach 90-tych i też mam banana na twarzy jak widzę teraz ceny tego moto i myślę sobie że to chyba żart….
Na bezrybiu i rak ryba. Na tle wsk ,komara i innych naszych cudów techniki MZ to ryba. Gorszego gatunku ale ryba – może karp?
No w końcu ktoś prawdę powiedziwl o tym dziadostwie z demoludow.Caly blok wschodni to gowno do potęgi a ceny z kosmosu windowane przez idiotow co rower wbprl Ledwo mieli
W latach 1975-1985 na motocyklu mz ts 250 przejechałem 70 tys km. Motocykl nigdy nie mial awarii takiej której bym nie usunal narzędziami ze schowka pod siedzeniem. Po 40tys km był zrobiony pierwszy remont silnika, wymieniłem wał, tłok i cylinder. A w 1985 roku kupiłem pierwszego malucha i motocykl piszedl w odstawkę. W 2002 roku w przypływie kryzysu wieku mocno średniego kupiłem motocykl Yamahe xj750 maxim z 1982 roku. Do dziś się nie mogę nadziwić, że kiedy my produkowaliśmy jeszcze syrene 105 i wsk 125 to japończycy juz od kilku lat produkowali takie maszyny jak ta yamaha maxim…
Kiepskiej baletnicy majtki w kroku przeszkadzają . Ja miałem MZ 250 i jakoś zbyt często mi się nie psuła a propo ile warzy MZ a ile tej samej pojemnosci czterosów i ile ma tych koni więcej jak na tamte czasy to był bardzo dobry motocykl.
Warzy ????? Warzy, to się zupę !!!!
Pracowałem w latach 1974/1985 w Zschopau przy produkcji MZ frezowaniu zębatek do silnika. Motocykle były jak na tamte czasy super
Nie wiem co autor miał na myśli ale MZ było tej samej jakości co Yamaha Rd, wręcz nawet mniej się psuła, a na niby byle jakim miksolu przejeżdżała 40.000km w trybie wyścigowym., Łańcuch starczał na 20.000km. dzisiaj czy to w Suzuki GSX-R 1000 czy Hondzie CBR 600 które są naprawdę lepsze jakościowo łańcuch nie wytrzyma takiego przebiegu, paliwo potrafi przeciekać przez kranik podciśnieniowo sterowany, olej trzeba zmienić co maxymalnie 5000 km, a serwis z regulacją zaworów to koszt ponad 1000€ więc tyle ile ta ETZ kosztowałaby dzisiaj. Skrzynia biegów w Japończykach nie jest ani lepsza ani trwalsza ani nawet inaczej skonstruowana. Autor jest po prostu dyletantem. Moja ETZ w latach 80-90 pokonywała 40.000 km co roku, życzę powodzenia i darmowego niby jeżdżenia takich dystansów nowoczesnymi motocyklami. Posiadam GSX-R 1000, CBR 600F i mam jakieś pojęcie o kosztach, serwisie, czy nawet opon. Pozdrawiam serdecznie Tomasz
Autor chciał błysnąć …i nie wyszło. Porównanie motorów z socjalizmu do niedostępnych no z Japonii. Ile Ty masz lat autorze? 19?
Motor super.
Dupy ocena wypocin znaFcy
Bredzi, a co by kupił za potocykl za 300euto
zjezdzilem demo-ludy na MZ 250 TROPHY (w kraju na spinning do polowy grudnia).Powazna wada bylo luzowanie przedniego wahacza(kierownice trudno bylo utrzynac i niebezpiecznie),wybijanie lozyska przedniego zawieszenia.W gorach max 60km/g pod obciazeniem,duzo palila, ale reszta byla poprawna i wygodna(zona przysypiala w czasie jazdy i uderzala kaskiem w moje plecy.
Nie czytam tego gówna. Wszyscy, co plują na tamte czasy i na motoryzację z tamtych czasów są dla mnie zerami! Tak, zerami i debilami w dodatku! Bo tu w grę wchodzi polityka a nie zdrowy rozsądek. Sam mam Jawę 350, jeździłem tez MZ 250 i powiem, że są to bardzo dobre i przyjemne motocykle, o niebo wygodniejsze od wielu motocykli z Japonii czy Chin, na których też jeździłem. Jeździłem także Fiatem 125p, bardzo fajne autko, którego właściwie jedyną wadą jest duże spalanie (ale to wada na obecne czasy, gdy benzyna kosztuje tyle ile kosztuje(. Zatem wsadźcie sobie w cztery litery tę waszą propagandę popartą nie faktami a jedynie wrogością do rzw. “komuny”. Wy BARANY!!!
Możesz wyrazić opinię nie obrażając, przy tym, nikogo?
Taki kiepski że do dziś jeżdżą…a plastikowe rakiety które dziś jeżdżą po naszych drogach kilka lat i szmelc
Witam mnie osobiście podoba sie etla i pierdziele te bredie jako to niby złom artykuł do dupy
Tylko Jawa/CZ !!!!!!
Napisz artykuł jakie to teraz polactwo produkuje własne motocykle buhahahaha
Ale o czym ty piszesz.Poròwnujesz jakiegoś Japończyka na którego nie było stać nikogo do motocykla, który w latach osiemdziesiątych był w zasięgu niewielu?Uwierz mi ETZ w tamtych latach to był szczyt marzeń.
W 1973 roku zakupiłem nową ts 250….do roku 1997 przejechałem nią 146 tys km….przeszła dwa remonty silnika przy 60 i 120 tys km…co ciekawe wcale nie musiałem robić na gwałt remontu silnika myślę że osiągnięcie 70- 80 tys byłoby możliwe…dodatkowo przy 120 tys wymieniona została skrzynia biegów…natomiast wał został założony ten co był od początku do przebiegi 60 tys km…..motor był trwały…dużo lepiej się zbierał z niskich obrotów niż też 250….kłopotliwe jedynie było uszczelnienie i luzy w przednim widelcu teleskopowym ale z czasem i z tym sobie poradziłem montując tuleje dotoczone z brązalu….już nigdy później tego nie rozbierałem..taka sama sprawa miała się z wachaczem tylnym….po tych zabiegach motor naprawdę chodził bezawaryjnie….sprzęgła nigdy nie ruszałem….a jeździłem dość dynamicznie ale kręciłem obroty…..olej stosowałem lux…nie miksol….był to bardzo fajny motor….etz już nie był tak trwałym motocyklem….głównie jeśli chodzi o silnik…..
Miałem pierwszą wersję MZ TS250 w 1974roku. Był to super motocykl i nie mogę powiedzieć że miał jakieś wady. Miałem puźniej CZ350 ale to nie było to co MZ nie było tego komfortu jazdy co w MZ.
Autor pisząc artykuł nie ma pojęcia że w tamtych czasach to było szczytem marzeń przeciętnego człowieka Porównanie do Zachodnich czy japońskich motocykli ni jak się odnosi. Zarobki też nie były dzisiejsze.
Pan Leszek Zelewski z Miasteczka Slaskiego ( woj slaskie) zajmuje sie restauracja, naprawa na orginalnych czesciach tych motocykli ma na swoim koncie duzo odnowionych modeli MZ 250 jak i innych motorow. Jesli bylby ktos zainteresowany kupnem lub odrestaurowaniem takiego motocykla to juz wie gdzie szukac.
Mogę poprosić o namiary na tego Pana mam 251 do odrestaurowania
Ja miałem taką ETZ 250 z tarczowym hamulcem z bakiem w kolorze zielonym i powiem że byłem dumny z faktu jej posiadania. Po pierwsze był to motocykl na którego nie wszystkich było stać więc nie były tak popularne jak zwykłe MZ czy Simsony. Jadąc swoją nową ETZką mogłem się poczuć wyjątkowo. Nie miałem powodu aby na nią narzekać. Na tamte czasy bardzo fajne motocykle lepsze niż Jawa czy ČZ.
Popieram wcześniejsze posty ten autor nie ma pojęcia o niczym i niech zgłębi bardziej historię ciekawe czym byś jeździł 40lat temu…
Facet głupoty piszesz etz to były są i będą wspaniałe motocykle. Radość z jazdy gwizd i szum niepowtarzalny.
P.S.
W tym samym roku otrzymalem po czterech latach oczekiwania, mieszkanie w Nauczycielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, kawalerkę M1-20 metrów kwadratowych, za zarobione własnoręcznie pieniądze w Domu Kultury Dzieci I Młodzieży + honoraria we wspomnianej redakcji “Modelarza”.