Związki damsko-męskie to trudny temat. Wie o tym każdy, kto choć raz próbował po pijaku umówić się z dziewczyną w klubie, co w najlepszym razie skończyło się ulotnieniem niedoszłej zdobyczy w tłumie podskakujących na dęsflorze jak debile współbiesiadników. W najgorszym najadł się wstydu przed kolegami i jego imidż maczo zniknął niczym pieniądze w ZUS. Żartowałem, nie będę pisał o takich przyziemnych i oczywistych kwestiach.
Budzę się rano, za pięć siódma. Świadomość że zaraz na 8 godzin jadę do kopalni kuć kilofem na przodku sprawia, że wciskam drzemkę w mej wyeksploatowanej Nokii. Robi się 7.10, niestety dłużej przewracać się z boku na bok nie sposób. Kaweczka, fajeczek, namiastka porannej toalety, zajmującej kobiecie conajmniej półtorej godziny, choć mi jedynie 15 minut i zwarty oraz gotowy schodzę do garażu. Otwieram “klopa”, czyli po ludzku schowek pod siedzeniem, wrzucam najpotrzebniejsze pierdułki, odpalam silniczek i mogę ruszać w drogę. Grzmot czterosuwowej stopięćdziesiątki zmywa resztki snu na mych powiekach pobudzając niczym kreska amfetaminty. To kolejny piękny poranek kiedy zamiast szybkiej torpedy, stojącej niedaleko Matrixa wybrałem moją zieloną laserową dzidę. Lekki kacyk mija zaraz po przekroczeniu bramy garażu. Skuterek nie pozwala znowu przysypiać. Zaspane lemmingi podduszane krawatmi, pełznące do swoich wyrobni w furkach za 150 tysięcy zostają daleko w tyle, kiedy moc silnika zostaje uwolniona za pomocą prawej manetki i przekazana na tylne kółeczko. Jest w tym pewna satysfakcja.
Zobacz też Keeway F-Act Evo 50
Ja jadę, mam gdzieś korki i tasowanie się z pasa na pas, gdzie finalnie i tak okazuje się że przeciwnik, którego z takim zapałem wyprzedziliśmy o 2 metery staje obok nas na światłach.. Motorek podaje nadzywczaj rzwawo, to nie jest zwykła chińska, marketowa rutututnia. Naklejki „racing sport” doskonale oddają właściwości Keewaya – to na prawdę rasowa, sportowa nindża. Lewo, prawo, ogień, prosta – z łatwością mijam zadumanych nad swym losem kierowców samochodów. Choć na Matrixie ciężko jest zejść na kolano, bo przy próbie jego wystawienia zahacza ono o kierownicę, na zakrętach horyzont osiąga niemal 90 st w stosunku do pionu. Przy 95 km/h wyprzedzam jakiegoś leszcza na fzecie szóstej. Biedak szuka biegu i chyba za dużo ich ma do wyboru, bo niemalże przewraca się kiedy obok niego śmiga nagle zielony pocisk. Na chwilę odpuszczam gaz, bo jednak fotoradary przy Sikorskiego w Stolycy działają dość sprawnie, ale tuż za skrzyżowaniem dorzucam do pieca pełną szuflę koksu. Trasa Sierkierkowska – ach, cóż tu się nie działo, wyścigi z prędkościami o których przeczytacie tylko w Fakcie, sportowe fury dostające w pupę od wszystkich mieczy którymi kiedykolwiek jeździłem. Nic to, dla Matrixa to i tak nie jest wyzwanie. W odróżnieniu od 50tki, ten skuter nie jest już królem pobocza, awansował do środkowego pasa. Z satysfakcją oglądam rozdziawione gęby whitevanmanów i komiwojażerów których wyprzedzam. Robiąc poranną (no, wiecie) tuż przed zgarnięciem teczki i wyjściem do roboty nie spodziewali się, że zobaczą na swej drodze ponadźwiękowy skuter.
Niestety, wszystko co piękne, szybko się kończy, szczególnie na takiej błyskawicy jak Keeway Matrix 150. Skręcam w prawo, jadę kawałek po dziurawej drodze i już niestety jestem w pracy. Emocje powoli opadają. Wjeżdżam w bramę o mało nie zahaczając samochodu szefa, zsiadam z miecza jedną nogą stawiając go na centralkę i wchodzę na górę. Warto przemęczyć się 8 godzin, żeby znowu poczuć szybsze bicie serca na najfajniejszym skuterze w mieście.
I o to właśnie chodzi, przyjemność z jazdy 🙂
haha…bardzo fajnie i jakże realistycznie opisaliście moją drogę do pracy 🙂 BRAWO 🙂
Super piszesz. Aż miło się czyta, bo kochasz to na czym latasz. Niezależnie skąd ono jest…
Prawdziwy kozak tak śmiga pięćdziesiątką ;)))
To nie 50 tylko 150.
Zazdroszczę tej setki więcej , oj zazdroszczę i pozdrawiam .