Życie jak w Matrixie: Chamy na polskich drogach

Już Marszałek Piłsudski  mówił o Polakach „Naród wspaniały, tylko ludzie k%!@#y”. Choć wiele już napisano i wypowiedziano o takich cechach charakteru jak wymieniona przez wodza sanacji, nadal postawa ta potrafi zaskoczyć. Chamy. Spotkasz ich wszędzie – w sklepie, kupując ulubione czipsy i kolę, w budce z kebabem, kiedy znużony nocnymi wojażami po mieście zapragniesz zjeść pyszną baraninkę z warzywami, czy w urzędzie, próbując załatwić najbardziej oczywiste sprawy, okazujące się istnym maratonem po okienkach. Choć zazwyczaj kontakt z chamami kończy się wypowiedzeniem w myślach kilku „pozdrowień” i przymiotników pod ich adresem, nie zawsze mamy ten komfort.

Przede wszystkim gatunek ten występuje w dzikim miejskim polu walki, czyli na naszych polskich drogach. Chamy drogowe to specyficzna grupa, cechująca się przede wszystkim kompleksami. Nie widać tego na odległość, bo zazwyczaj zamknięci w swoich wozidłach nie zdradzają się od razu.

Pomykając raźno i z wesołą miną mym Keewayem Matrix, wśród całej rzeszy przyjaznych i uśmiechniętych kierowców, w końcu muszę natknąć się na ten typ kierowcy.

Zaczęło się na Cargo, słynnym miejscu wyścigów w Warszawie, gdzie zawiązywały się zarówno gorące namiętności  przedstawicieli płci przeciwnych co nienawiści między zwycięzcami i przegranymi prestiżowych pojedynków samochodowych. Mykam żwawo zakręcikiem w dół i zatrzymuję przed światłami. Nagle kątem oka widzę jakiś wstrętny samochód tuż koło lewej nogi. „O nie chamie, nie tym razem, nie znasz potęgi Matrixa” myślę sobie. Wraz z zapaleniem zielonego światła zaprzęgam wszystkie rącze rumaki do boju. Megane z Siedlec zostaje nieco z tyłu, jednak po chwili mija mnie, zapewne z dziką satysfkacją. Nie długo jednak trwa radość chama, bo musi ustawić się w kolejce na pasie do skrętu w lewo. Wyobrażam sobie jego minę kiedy kolejny raz ustawiam się na czele peletonu, z dziesięć samochodów przed nim. Dalej jazda przebiegałaby już w miarę spokojnie a ja prawie zapomniałem o tym żenującym incydencie. Incydent nie zapomniał jednak o mnie i swojej urażonej dumie. Zdołał w końcu wytasować się na pierwszą pozycję i kilka świateł dalej niemalże przytulił się do ciężarówki stojącej na środkowym pasie, naiwnie zapewne myśląc, że to uniemożliwi mi przejazd. „Chamie głupi” rzeczę do niego pod kaskiem, „patrz na to”, po czym zwinnym trikiem pomiędzy furkami znowu ustawiam się na pole position. Tego dla chama było już za wiele. Ponieważ na Krakowskiej światła są raczej gęste, na następnych megane znowu staje koło mnie. Rusza z piskiem opon ledwo nadążając za Matrixem. Długo nie cieszył się swym pyrrusowym zwycięstwem, jako że zaraz skręcałem w lewo z prawą ręką w górze i palcem wystawionym w hawajskim geście pokoju.

Ta krótka przejażdżka dostarczyła mi mnóstwo niezapomnianej zabawy i utwierdziła w przekonaniu, że słowa Marszałka są nadal aktualne. Mimo upływu lat i (wątpliwego) „skoku cywilizacyjnego” jakiego dokonał nasz kraj pod rządami w ostatnich latach, gatunek zakompleksionego chama ma się całkiem dobrze.

Andrzej_K

Miejsca by nie starczyło na opisanie wszystkich ;)

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button