Yamaha TZR – Mój Rasowy Przecinak

Schodzę do garażu. Otwieram drzwi. Zapinam kurtkę, zakładam kask. Ona czeka… Dosiadam jej, wkładając kluczyk do stacyjki. Czekam, aż wszystkie kontrolki zgasną. Wciskam czerwony włącznik zapłonu. Potem starter… Ona wita mnie wesołym pomrukiem silnika. Przeciągam lekko manetkę. Radośnie mruczy, zachęcając do jazdy. Jeszcze tylko dopiąć kask… W końcu sprzęgło. Jedynka. Lekkim drgnięciem daje mi do zrozumienia, że jest gotowa. Puszczam sprzęgło i jadę ku przyszłości…

Tak właśnie zaczynają się moje dni, od kiedy Ona stoi w moim garażu. Ona, czyli Yamaha TZR 50. Powiem szczerze, że gdybyście rok temu powiedzieli, że będę czymś takim jeździł, to nie uwierzyłbym Wam. A jednak moje czarne  cudeńko stoi w garażu, a kluczyki leżą na biurku…

Nie mogę być subiektywny, pisząc o motocyklu, który posiadam. Tak, właśnie motocyklu, bo TZR z motorowerami ma niewiele wspólnego. Mała Yamaha to rasowy przecinak, tylko że w wesrsji “mini”. Pisząc “motorower”, musiałbym napisać wielkie jak Pałac Kultury MOTO, a rower – malutkie, na marginesie, gdzieś z boku, daaaaleko… Motocykl, tym właśnie jest Yamaha.

Siedząc na niej czuję się dobrze. Lekko bolą mnie nadgarstki, ale czego się spodziewać? Pozycja typowa dla sporta, chociaż nieco bardziej wyprostowana. Na pewno nieocenionym plusem jest kanapa, która może wygląda słabo, to jednak jest cholernie wygodna. Zwłaszcza, jeśli jedziemy z “plecaczkiem” – Wtedy ów drugi pasażer na pewno doceni fakt, że siedzi niewiele wyżej od kierowcy. Dzięki temu nie jest “zwiewany” z maszyny i nie musi po drodze zajadać się muchami. Podobno są niezdrowe…

Kierowca zaś podpiera się na mieszczącym aż 14l benzyny baku. Chociaż bak nie jest wielki pojemnościowo, to jednak wizualnie wydaje się większy, a to za sprawą plastikowej osłony.

Kiedy spojrzymy na kokpit, widzimy standard: analogowy obrotomierz, wyskalowany do 12 tysięcy obrotów, cyfrowy wyświetlacz, informujący nas o prędkości i przebiegu, kontrolkę biegu neutralnego, oleju oraz przegrzania silnika. Standard… A nie, jednej rzeczy brakuje – wskaźnika paliwa! Albo chociaż rezerwy… Proszę was, w motocyklu za niemal 15 tysięcy złotych (14 800 wg strony Yamahy) nie pokusili się o kontrolkę paliwa? Przecież to znajdziemy nawet w skuterze z Tesco za dziesięciokrotnie niższą cenę. Wielki minus. Mógł by jeszcze być trip, czyli wskaźnik przebiegu dziennego (był w poprzedniej generacji TZR) oraz wskaźnik załączonego biegu, ale to już nie jest tak potrzebne, jak kontrolka paliwa. Zostaje nam jedynie co jakiś czas zaglądać do baku.

Spasowanie plastików trzyma poziom Yamahy, czyli nie ma się do czego przyczepić. Są wprawdzie łamliwe, ale to da się przeżyć. Wystarczy się nie wywalić. Można też pokusić się o crashpady.

Wizualnie TZR prezentuje się naprawdę dobrze. Przód wygląda podobnie to Yamahy YZF-R1 pierwszej generacji (lata 1998-2002), tył zaś mi osobiście przypomina model YZF600 Thundercat. Muszę przyznać, że tył nie jest tak ładny jak przód. Kwadratowa lampa, wielka lotka oraz długi błotnik z tablicą nie pasują ani trochę. W moim egzemplarzu tylna część motocykla jednak nie straszy, gdyż została wymieniona lampa na tę z YZF-R6, zamontowałem kierunkowskazy a’la carbon w miejscach, w których kiedyś była lotka. Samą lotkę zdjąłem… Oprócz aspektu wizualnego, plusem jest też to, że gdy wiozę jakąś koleżankę, nie ma ona wyboru i musi mnie objąć ;). Gorzej, gdy wiozę kolegę…

Teraz serducho, czyli silnik. Znane wszystkim jednocylindrowe, dwusuwowe AM6. Chłodzone cieczą. Takie samo jak w RS50, DT50 i większości motorowerów. Spalanie na poziomie 4-4,5l na 100km w serii. Trzeba przyznać, że jest to dobry silnik. Prędkości trzycyfrowe nie są jej obce. Po tunningu (m. in wymianie wydechu, cylindra, wału itp.) udało mi się rozbujać maszynę do 119 km/h (wg zegara). A co najlepsze – to nie był v-max. Mogłem rozpędzać się dalej, ale nie starczyło mi drogi, gdyż przede mną urósł w oczach zakręt. A propos zakrętów – Yamaha świetnie się składa, jest bardzo zwrotna i czuła na sterowanie. Pierwsza moja myśl podczas przejażdżki “Jezu, ale to się kładzie”. Wcześniej jeździłem na skuterze i byłem przyzwyczajony do zupełnie innego środka ciężkości.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Reasumując, najmniejsza Yamaha jest motocyklem bardzo dobrym. Śmiem twierdzić, że jednym z najlepszych w swej klasie. Wizualnie, owszem, jest kilka mankamentów, ale można to poprawić. Motocykl powinien posiadać ducha, to “coś”, co sprawia, że chcemy wsiąść na niego i pojechać na koniec świata. I w tym zadaniu Yamaha TZR 50 spełnia pokładanie w niej nadzieje…

Inne publikacje na ten temat:

10 opinii

  1. Nie ma co się podniecać, to tylko motorower. Dodatkowo sugeruje sprawdzić co oznacza słowo subiektywnie 😉

  2. Sam posiadam Tzr i zgadzam sie ze mozna sie zakochac w tym motorowerze, naprawde jest namiastką prawdziwego moto i uczy pokory mimo małej pojemnosci… Mi ze sportowych 50 podoba sie najbardziej

  3. Przydał by sie wskaźnik choc takie co sa w chinolach to i tak pokazuja co chca wiec pod bakiem jest kranik… ustawia sie normalne położenie po czym jak kończy sie benz przełączasz na rezerwe i jazda na stacje… Da sie żyć. Co do wyglądu to nowa Apka tez jest niczego sobie…

  4. Nowa Apka RS jest bardziej sportowa, powiedziałbym, że bardziej “zwarta”. TZR z kolei to taki sportowo-turystyk. Wygodny, ale ciągle mający niezłe osiągi (jak na 50ccm 😛 ) Jeśli chodzi o wygląd – co kto woli :D. A kranik, chociaż działa jak pisałeś, to jednak dla osoby naturalnie leniwej jest to kiepska rzecz. I choć jeździć się da, to jednak jakiś wskaźnik czy chociaż kontrolka by się przydały.

  5. Dobra z tym kranikiem to jest jednaka jakas wada.. poprostu ja sie z tym juz oswoiłem, a co do apki jest nowoczesniejsza i pozniej odswieżona bo chyba w 2006r a tzr od 2003 niezmiennie taka sama, mam blisko salon yamahy i mozna tam kupic identyczna jak moja z 2013r za jakies 14 tysi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button