Polskie motorowery i motocykle z PRL: Jak to było w latach 80/90? #67 Szybcy i Wolni Vlog

Ostatnio sporo rozpisałem się w temacie motocyklowej ery PRLu. Prosiliście w komentarzach i mailach o powrocie do tych czasów również w ramach mojego motovloga Szybcy i Wolni Jednoślad.pl. Zatem dziś o tym jak było przed 20 laty na polskich drogach oraz jakie historie pamiętam do dziś.

Jazda na motorowerze pod koniec podstawówki to było niesamowite marzenie. Chyba większe, niż dziś posiadanie konsoli, wypasionego tableta i roweru łącznie. Jakby takie wynalazki były za mojej młodości z pewnością wszystkie wymieniłbym na jedną rzecz – motorower! Nawet używany i zajechany. Mam nadzieję, że to porównanie daje Wam obraz jakim pragnieniem był własny jednoślad z silnikiem.

Nawet motorynka czy Ogar otwierał przez pryszczatym gówniarzem nowy rozdział życia. PRLowskie cudo dawało 1 mln punktów do szacunku i drugi milion do lansu i powodzenia wśród dziewczyn.

Niestety dla większości było to marzenie niemożliwe do spełnienia. Z dwóch powodów. Pierwszą barierą byli rodzice (w tym moi), którzy nawet nie chcieli słyszeć jednego słowa odnośnie zakupu motoroweru. Druga kwestia to oczywiście pieniądze. Na początku lat 90 zakup motoroweru wiązał się ogromnymi kosztami, zwłaszcza przy tej sile nabywczej ówczesnego pieniądza.

Nawet jeśli rodzice zgodzili się na zakup jednośladu, to najczęściej wiązało się to z koniecznością długiego zbierania pieniędzy. Zarówno przez nas samych, jak również wujka z USA, babci oraz rodziców.

Przy okazji pieniędzy – musicie pamiętać, że ówczesne paliwo (1.60 zł/litr) było wbrew pozorom drogie dla przeciętnej rodziny. Uważam, że dziś w relacji zarobki – ceny zakup benzyny jest dużo mniejszym obciążeniem dla małoletniego Kowalskiego. Jak już Wam wspominałem – nawet 5 zł stanowiło naprawdę dużą wartość i za tę jedną monetę można było w sklepie zrobić pokaźne zakupy spożywcze.

Powyższy odcinek mojego motovloga kończę w moim mniemaniu dość istotnym spostrzeżeniem – współcześnie nie potrafimy doceniać tego, co mamy oraz faktu jak łatwo jest realizować swoje marzenia.

Cześć, siema. Dzisiaj w wiecznej Warszawie, na szczęście nie deszczowej, wczoraj niesamowicie lało. Dzisiaj, we wtorek jest niemalże bezchmurne niebo, ale z drugiej strony dosyć mocne powiewy wiatru, które, no potrafią nieco motocyklistę zaskoczyć. Tak samo, jak mnie zaskoczyła wasza reakcja na moje PRL-owskie teksty, może nie PRL-owskie, ale teksty, które traktowały o tym, jak to było kiedy ja dorastałem, jak to było na początku lat 90, kiedy to tak naprawdę nie było jeszcze niczego, oprócz prawdziwej rewolucji ustrojowej, ale na drogach było, no było ciężko. Posiadanie ogara, czy też motorynki nawet na początku lat 90, no było czymś bardzo nietypowym, mówiąc delikatnie, zjawiskowym. Tego typu osoby mogły liczyć na specjalne względy w szkole. Jak ktoś dojeżdżał do szkoły ogarem, czy motorynką, no to wiadomo było już, że to jest ten człowiek, który nigdy nie musi nosić śniadania, bo zawsze ktoś się znajdzie, kto odstąpi drożdżówkę, czy kanapkę, da odpisać i tak dalej i tak dalej. Jeżeli ktoś w latach 90, na początku lat 90 miał już coś zachodniego, no to już w ogóle. To był stwórca, to był bóg, to była osoba, o której wiedziała cała szkoła.
– Ty no, który to jest?
– No ten co ma Aprilie.
– Aaa ten.
I to mniej więcej właśnie w taki sposób funkcjonowało, ja miałem takie szczęście, że miałem dosyć bliskich przyjaciół, którzy posiadali w tamtych czasach motorowery, nawet jeden z moich przyjaciół, niestety świętej pamięci, miał w tamtym czasie Aprilie, co było niesamowitym zaszczytem móc oglądać tego typu konstrukcje, a przejechać się w roli pasażera, czyli tak zwanego plecaczka, to było już coś, po prostu niesamowite. Człowiek był w stanie prosić się przez tydzień rodziców, żeby dali mu 10 zł na paliwo, żeby móc się dorzucić do tej aprilli i przejechać się gdzieś nieco dalej. No wspomina się naprawdę z ogromnym sentymentem te wycieczki, które uważało się za wyprawy, takie jak niemal dziś na koniec polski. A tak naprawdę było to 10 km przejechane w kierunku jakiegoś jeziora i z powrotem w wakacje. To są takie rzeczy, które wspomina się niesamowicie, a ja jako dziecko nie mogąc się doczekać tego typu wyprawy, to w nocy poprzedzającą tę wycieczkę człowiek nie mógł wręcz zasnąć z tego wrażenia, już nie mogłem sobie wyobrazić co tak naprawdę czuje osoba, której rodzice kupili tego typu konstrukcje. Ja jeżeli moi rodzice zgodziliby się na to żebym posiadał w tym wieku motorower, nic bym nie jadł chyba przez tydzień z radości. I byłbym chyba najszczęśliwszym dzieckiem w okolicy. Przynajmniej do czasu, do kiedy by mi się to nie znudziło, ale raczej w to wątpię, żeby mi się znudziło jeżdżenie motorowerem do szkoły, czy w wakacje śmiganie z jakimiś dziewczynami do pobliskiego lasu, czy na jakąś wycieczkę nad jeziorem. To było po prostu coś niesamowitego do tego stopnia, że ja to do teraz doskonale pamiętam, właściwie każdą z tych wspólnych wypraw, kiedy to człowiek dorzucał się jakimiś kwotami do paliwa, które wówczas mogłoby się wydawać, że było niesamowicie tanie. Dlaczego? Bo litr na przykład kosztował na ówczesnym cpn 1.80zł, motorower spalał powiedzmy te 4 litry na setkę. Ale mimo to płaciło się 10 zł za przejechanie 30km na przykład z jakimś znajomym, więc no tam prowizja już nieco mocniejsza była przycięta, ale też w taki sposób zapewniało się sobie pieniądze na eksploatację takiego motoroweru. Bo jeżeli ktoś posiadał polski motorower, to wiadomo że zazwyczaj w plecaku woził pokaźną liczbę wszelkiego rodzaju narzędzi i części zamiennych do tego typu motoroweru…

 

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

1 opinia

  1. Pamiętam jak dostałem od kolegi ojca KOMARA 3!!!Szok!!!Później miałem OGARA!Pamiętam też program Legendy PRL-u,gdzie był wątek o motocyklach i jakiś inżynier wspominał te czasy ze łzami w oczach,bo wszystko zniszczono,fabryki,plany!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button