Chińczyk czy Markowiec? Polski rynek używanych skuterów i motocykli

W naszej skuterowej braci każdy miał ten moment, swoiste narodziny. To zakup pierwszego własnego skutera. Różnie ten moment wygląda, czasem to wizyta w salonie sprzedaży nowego sprzętu, odkupienie od kolegi, czy jak w moim przypadku kupno pierwszego jednośladu z rynku wtórnego.

Fora, w tym nasze na Skuterowo.com pełne jest pytań czy lepiej nowy „chińczyk” czy starszy „markowy”, czy lepiej tuningowany, czy wręcz przeciwnie. Mój wybór, nad jego genezą nie będę się rozwodził bo nie jest to istotą tego artykułu padł na używany sprzęt „markowy”,  pułap cenowy wynosił około 2000zł. Mało, mając na uwadze kryteria wyboru jakie sobie założyłem, ale nie na tyle mało by nie mieć nadziei na zakup skutera zdolnego do bezpiecznej jazdy i zapoznanie się z tym tematem, czy nam pasuje czy nie. Do decyzji o kupnie dojrzewałem dość długo, miałem więc czas zapoznać się z poradami jakich wiele w internecie dotyczących oględzin sprzętu, testowania, formalności czy nawet czasu zakupu, bo wiadomo, że po sezonie sprzęt nieco tanieje.

Do tej pory moja motoryzacyjna historia to same samochody, przeszło ich przez moje ręce kilka sztuk, więc ogólna wiedza o naszym skomplikowanym rynku motoryzacyjnym pozwalała mieć nadzieję, że przejdę przez ten etap bezproblemowo. Rzeczywistość okazała się brutalna, mimo fatalnej opinii jaki ma rynek samochodów używanych w Polsce w porównaniu do niego świat używanych pięćdziesiątek to istny Hades.

Jak chyba każdy chcący kupić cokolwiek z silnikiem pierwsze kroki skierowałem w otchłań ogłoszeń internetowych. I tu pojawia się pierwsze rozczarowanie. O ile samochody wystawiane w internecie coraz częściej są porządnie opisane i obfotografowane dające możliwość wcześniejszego odrzucenia lub wybrania interesujących ofert, o tyle w przypadku małych jednośladów nie jest to takie oczywiste. Ogłoszenia w stylu „sprzedam skutera” plus zamglone, niewyraźne zdjęcie robione komórką pamiętającą czasy przełomu wieków nie należą do rzadkości. Kontakt telefoniczny często też jest utrudniony, zdarza się po drugie stronie słuchawki usłyszeć „ja nie wiem, należy do syna, jest w szkole” itp. Gdy już szczęśliwie uda się cokolwiek zobaczyć na zdjęciach, dowiedzieć od sprzedającego szczegółów przychodzi czas na oględziny i jazdę próbną. I tu jest z rynkiem samochodowym wspólny mianownik. Nasze wyobrażenia o skuterze przedstawionym na zdjęciach muszą stoczyć przegraną zwykle bitwę z rzeczywistością. Czy to przez profil przeciętnego, młodego użytkownika, czy przez trudne warunki, tak czy inaczej tanie markowe skutery z lat 90 na naszym rynku są zwykle w fatalnym stanie. Nie działające oświetlenie, brak akumulatora, łyse opony, brak przeglądu, czasem brak OC.  Jest bardzo źle.

Sprawy nie ułatwia nam stosunkowo niewielka ilość  ogłoszeń, wiadomo, że dysponując niewielką w sumie kwotą i ograniczonym czasem nie przegląda się ofert z całej Polski. Koszty podróży czy transportu mogłyby się równać połowie wartości naszego przyszłego sprzętu.  Dość powiedzieć, że gdy na poważnie pomyślałem „kupuję”, po pewnym czasie znałem wszystkie ogłoszenia z mojego regionu. I nie kładę tego na karb pory roku, była późna jesień, wszak wszelkie poradniki wskazują, że to właśnie po sezonie, jesienią ludzie pozbywają się sprzętu myśląc o czymś nowym, bądź innym na wiosnę.  Po prostu nie ma w czym wybierać.

Wtedy w głowie zradza się myśl, a może komis, giełda, miejsce,  gdzie da się obejrzeć więcej egzemplarzy na raz, porównać, nie tracić czasu na dojazdy. Pomysł w swej idei słuszny. Skutery „od handlarza” niestety są jeszcze większym wyzwaniem dla tolerancji kupującego. Są to w większości skutery z zagranicy, często wyglądające jak przywleczone ze śmietnika, z połamanymi plastikami, powypadkowe, bez kluczyków, uszkodzone w transporcie i z niejasną często sytuacją prawną. Pewnie doświadczeni znawcy skuterów kupujący już kolejny egzemplarz są w stanie tam znaleźć jakieś perełki, dla których warto wymienić jakiś plastik, przejść procedurę rejestracji w naszym kraju czy wymienić stacyjkę, ale zwykle nie należą do nich ci, którzy właśnie starają się kupić pierwszy jednoślad. Jest plus giełdy czy komisu, można porównać wielkość różnych skuterów – coś czego nie odzwierciedlają zdjęcia w internecie.

Taka sytuacja obok niskiej ceny jest motorem napędowym rynku chińskich skuterów. Sam zniechęcony kolejnymi nieudanymi oględzinami zerkałem w katalogi polskich importerów i promocje hipermarketów.  Gdyby nie konsekwencja i nieco przekorna upartość, że w końcu mi się uda, być może zaczynałbym sezon z czymś napędzanym  139QMB.

Jak to się skończyło? Na szczęście szczęśliwie. W końcu znalazłem coś co mi odpowiada, nie wyglądało jak kupa przypadkowych części, jeździ prosto i hamuje. Niemniej z pierwszej radosnej chwili gdy pomyślałem, że kupię sobie skuter do momentu, że w końcu go kupiłem przeszedłem długą drogę niekoniecznie usłaną różami. A czeka mnie jeszcze poznanie rynku części zamiennych i serwisów, jestem pełen obaw, wszak to rynek mały i można być skazanym z musu na konkretny warsztat, bo po prostu innego w okolicy nie ma.

Wnioski są niewesołe. Jak ktoś się uprze na niedrogiego „markowca” jako swój początek skuterowej przygody ma zdecydowanie pod górkę.  Do tego większość tych będących w fatalnym stanie technicznym skuterów cały czas porusza się po naszych drogach, na przekór zdrowemu rozsądkowi. Pozostaje mieć nadzieję, że ten stan rzeczy będzie się powoli zmieniał ,kultura techniczna rosła, także dzięki społeczności skupionej wokół skuterowo.com.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Miejcie na uwadze tą historię gdy będziecie sprzedawać swój skuter. Dobry, rzetelny opis, zdjęcia, jakie sami byście chcieli zobaczyć szukając czegoś innego. Skoro sprzedajecie, to pewnie będziecie kupować. Z tego nie da się tak łatwo wyleczyć…

Maciej Ko

Piaggio NRG Mc1 Sal1T, pierdzik-dziadkowóz.

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button