Nowe Testy na Prawo Jazdy 2013/2014. Jak zdać?

Przerażenie i lament graniczący z płaczem! To najczęstszy stan w jakim pokazywani są w mediach kandydaci na kierowców. Co ciekawe ich stan rozedrgania jest identyczny przed egzaminem jak i zaraz po. Właściwie trudno się dziwić skoro w niektórych ośrodkach w Polsce zalicza go nie więcej niż 10 procent osób. Pozostaje pytanie dlaczego?

Pytań rzeczywiście w nowych testach jest więcej ale prawdopodobieństwo “celnego strzału” jest znacznie większe niż dawniej bo tylko jedna odpowiedz jest właściwa (wcześniej mogło być kilka). Absolutną super nowością są filmy pokazujące realne sytuacje na które należy szybko zareagować ale i tak czasu na to jest znacznie więcej niż w “realu” w którym w 15-cie sekund (tyle przeznaczono na odpowiedz w teście) można sobie zrobić krzywdę nawet kilka razy! Obserwuję  i słucham  i wydaje się, że ten czas a więc i nerwy  to jedna z głównych przyczyn oblań.

Idźmy dalej z  listą pretensji do twórców nowej formuły egzaminu: dziś, już nie można wrócić, zreflektować się i poprawić raz udzielonej odpowiedzi. Ale przecież na prawdziwej drodze takiej szansy nie ma się NIGDY… Ze zdumieniem wysłuchałem jednego z kursantów który twierdził, że niektóre pytania są „podchwytliwe”. Na przykład: „po zajęciu miejsca w samochodzie w  jakiej kolejności ustawiamy fotel, lusterka i zapinamy pasy bezpieczeństwa”??? Nie trzeba być mistrzem logistyki by wiedzieć, że gdy przesuniemy fotel kąt patrzenia w lusterko się zmieni. Jeśli to ma być wyraz perfidii autorów pytań to ja… wolałbym nie spotkać owego nowego kierowcy na drodze.

Zwłaszcza, że przecież ludzie przystępujący do teorii – przynajmniej w teorii – powinni mieć za sobą przynajmniej kilkanaście godzin jazd, prawdziwym autem po prawdziwej drodze z jak najbardziej namacalnym instruktorem! I tu chyba dochodzimy do sedna. Od wielu lat w Polsce kursy na prawo jazdy miały się nijak do prawdziwej nauki. Mówiąc precyzyjnie, kurs przygotowywał do… zdania egzaminu niczym korepetycje w gimnazjum. Nie wiele miały wspólnego z nabywaniem konkretnych umiejętności, nie mówiąc  już o intuicyjnych reakcjach bez których jazda po naszych ( zwłaszcza naszych ) drogach to jak wystawianie się na strzał z armaty z 5-ciu metrów.

Jest jeszcze  jeden aspekt marności wyników zdających. Wytworzona przez lata atmosfera strachu w ośrodkach egzaminacyjnych. Marsowe miny panów  egzaminatorów, sprawiających wrażenie jakby właśnie decydowali o tym czy kogoś zesłać do łagru na sto lat czy może jednak ułaskawić. Wieczny tłok w korytarzach, ludzie kłębiący się jak przed odjazdem ostatniego pociągu do raju. Wielkie problemy z terminami, bo mimo, że tzw. WORD-y pracują od świtu do nocy, nadal jest ich za mało a powtarzanie kolejnych egzaminów tylko zagęszcza atmosferę, podobnie jak świadomość, że przecież każdy kolejny raz to kolejne wydatki. Nikt o tym głośno nie mówi ale przecież kursy i egzaminy to nie działalność kółka różańcowego tylko całkiem dochodowy biznes a zatem im więcej podejść, tym lepiej dla „organizatora”.

Nowa forma egzaminu z punktu widzenia późniejszej praktyki wydaje się małym ale jednak krokiem w dobrą stronę jednak i tutaj „ktoś” zadbał by wprowadzano  ją w atmosferze wielkiej tajemnicy. To podgrzewane przez media napięcie czy system komputerowy wytrzyma, czy  poszczególne klocki informatycznych puzzli będą „sztymować” czy konkretów ktoś wcześniej,  jeszcze przed premierą nie wpuści do internetu…i wreszcie obecne dochodzenie prokuratorskie, dlaczego systemy informatyczne stworzone przez dwie firmy nie są ze sobą odpowiednio „spięte”. Znając tempo działań odpowiednich służb, nieprędko dowiemy się, kto za było nie było, państwowe (a może bardziej kursantów) pieniądze winny jest kolejnej afery ale, że dziś człowiek bez prawa jazdy i samochodu w niektórych kręgach traktowany jest jak dziwadło z pewnością także i to otuchy podczas kolejnych podejść kandydatom nie doda. Co zatem dodać może?

Podobnie jak na zatłoczonej drodze, tak i na nowym egzaminie – tylko spokój graniczący z wyrachowaniem może przynieść spodziewany efekt. A na koniec najważniejsze. Jak mówili mi Ci nieliczni, którym jednak zdać się udało: – wiele pytań będzie banalnie prostych jeśli damy sobie spokój z szukaniem cudownych recept, a solidnie poznamy…KODEKS DROGOWY.

vito

Co-dziennie usiłuję rozwikłać wielka tajemnicę wszechświata jak to się dzieje, że mimo TYLU przeciwności, starań wielu służb, urzędów i mudurowców itp...polskim kierowcom jednak udaje się zwykle dojeżdzac do celu. Motoryzacja? To moja pasja i...praca...:)

Inne publikacje na ten temat:

5 opinii

  1. Czy administrator w ogóle sprawdza linki umieszczane w komentarzach. Link od mazda1309 to zwykły wyłudzać numerów telefonów. Potem otrzymuje się sms-y z niechcianymi wysoko płatnymi wiadomościami.

    Co do artykułu to autor powiela stereotypy gdzieś tam coś usłyszane i powiela nie sprawdzone i przestarzałe informacje. Widać, że nie ma wielkiego pojęcia na dany temat, pisze pod publikę i nie zna tematu dogłębnie. Więc jak można się wypowiadać na temat na który ma się nikła wiedzę.

    Tak jak w każdym biznesie tak i w OSK kształcących kierowców można znaleźć różnej maści ludzi, którzy lepiej lub gorzej przykładają się do pracy, ale w większości przypadkach kursant, który przychodzi na kurs oczekuje od instruktora, że instruktor nauczy go jak zdać egzamin a nie oczekuje, że nauczy go poruszanie się po drodze. Brak podstaw teoretycznych i zbyt mała liczba wyjeżdżonych godzin (bo każda dodatkowa godzina jazdy to spory koszt dla kursanta) to podstawowe elementu wyniku negatywnego. Wielu z nich nie wie co oznacza linia ciągła, ale wie tylko tyle, że nie wolno jej przekraczać i to jest cała wiedza kursanta na temat linii ciągłej. Takich przypadków można by mnożyć. Brak logicznego myślenia, brak odpowiednich predyspozycji i odpowiednich reakcji na drodze, które można sobie wyrobić tylko przez jazdę po drogach o różnym natężeniu ruchu. Ale kursant może tylko o 20.00 więc jak ma się nauczyć właściwych reakcji. To, że narosło wokół egzaminów atmosfera strachu to mogę się z tym zgodzić, ale to znowu egzaminowany nie zna swoich praw i nie zna obowiązków egzaminatora. Osoba, która idzie na egzamin bardzo często nie wie jakie elementy przerywają egzamin, często nie jest świadoma czy oblała egzamin słusznie. Bardzo rzadko egzaminatorzy “wkręcają” (oblewają niesłusznie), choć pewnie to się czasami zdarza. Często zdarza się, że egzaminowany mino, że został oblany niesłusznie z obawy przed zemsta egzaminatora nie odwołuje się od jego decyzji tym samym potwierdzając swoją niewiedze i brak umiejętności, a egzaminatorowi daje poczucie bezkarności. Można by na ten temat napisać nowy artykuł.

    W brew powszechnej wiedzy w innych krajach nie zdaje się tak łatwo jak u nas. Na przykład w Norwegii szkolenie jest wieloetapowe zaczyna się od kursu podstawowego potem jest kurs zasadniczy, jazda na płytach poślizgowych i w końcu przejechanie 2000 km w ruchu drogowym. Instruktor na każdym z tych etapów decyduje czy osoba szkolona może przejść do kolejnego etapu szkolenia jeśli nie dany etap jest powtarzany aż do skutku.

    Proponował bym autorowi bardziej zagłębić się w tematykę zdobyć trochę informacji z “pierwszej ręki”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button