Skrzynka, rozdzielnia elektryczna? Jakieś miejskie ustrojstwo do sterowania sygnalizacją świetlną? Szafa przesyłowa? Każde większe miasto jest pełne takich obiektów, a większość z nas nie ma zielonego pojęcia i nigdy się nie zastanawiała co jest w środku i do czego te skrzynki służą. A co, gdyby okazało się że to nie element miejskiej infrastruktury a po prostu… motocykl?
Jeśli na powyższym zdjęciu nie jesteś w stanie dostrzec motocykla, to nie idź do okulisty. Nie wybieraj się także do psychiatry. Po prostu czytaj dalej. To, czego nikt nie jest w stanie rozpoznać w tym szalonym i poniekąd genialnym projekcie to koncepcja motocykla projektanta Joey’a Ruitera. Projekt Ruitera właściwie nie dotyczy samego motocykla jako pojazdu, ale raczej środowiska, z którym jest nierozerwalnie związany. Autorowi chodziło o stworzenie wtapiającego się w otoczenie środka transportu – coś, co jest częścią dobrze znanego pejzażu miejskiej okolicy. Ruiter i jego studio J.RUITER chcą w ten sposób pchnąć projektowanie pojazdów do tego stopnia, że niemal znikają w środowisku jak zając w trawie. Motocykl staje się płótnem dla graffiti, ławką na chwilę odpoczynku. Ma naturalną patynę pochodzącą z miasta. I prawdopodobieństwo, że ktoś nieproszony na nim odjedzie równe jest zeru.
Jednak żeby nie było tylko o formie, to moto jest w pełni funkcjonalne. Ma napęd oświetlenie kierownice i hamulce.
„Chciałem stworzyć dzieło godne muzeum, całkowicie niezauważalne i tak znajome, że po prostu przejdziesz obok niego” – powiedział Ruiter.
‘/
To, co sprawia, że projekt jest wyjątkowy, to fakt, że po naciśnięciu przycisku motocykl podnosi się, otwiera i wyskakuje z niego osprzęt do jazdy.
Wyobraź sobie miny przechodniów gdy podchodzisz do skrzynki przesyłowej naciskasz w kieszeni pilota i odjeżdżasz na niej…
Szacuneczek dla tego projektanta za dosłownie odjechaną wizję miejskiego jednośladu.