Na weekend: Prosto przed siebie

Marzyliście kiedyś o ucieczce z miasta i jeździe przed siebie 90 kilometrów? No to czemu by sobie tak po prostu nie wsiąść na dwa kółka i wyskoczyć gdzieś daleko?

To była pierwsza moja tak daleka wyprawa. 180 kilo jednego dnia. Mój poprzedni rekord dobowy nie przekraczał setki, ważne też, że został osiągnięty na testowym sprzęcie, a nie na moim Kymco New Dink. To też jego pierwszy taki dystans. Nabyłem do w marcu tego roku, przejechałem ponad 6.5 000 kilometrów, ale tak daleko na raz jeszcze nigdy. To będzie dla niego dobry sprawdzian, mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.

Prosta, ale długa
Prosta, ale długa...

Przystanek początkowy warszawski Ursus, celem dzisiejszej wyprawy jest Kałuszyn, małe miasteczko położone na wschód od Mińska Mazowieckiego, nieopodal Siedlec. Dlaczego tam? Bo droga prowadząca do tej miejscowości jest prosta jak linijka matematyczki ze szkolnych lat i płaska, równa jak stół. Tak przynajmniej słyszałem… przekonam się o tym już za kilkanaście kilometrów. Pierw trzeba wydostać się z miasta. Wbrew pozorom nawet w sobotnie południe Stolica naszego pięknego kraju lubi się korkować. Gro czasu spędzonego w siodle spędziłem właśnie na te 20 kilometrów w terenie zabudowanym.
Wreszcie udało się. Zaraz po wjechaniu do Wesołej – luźniejszej dzielnicy Warszawy pomyślałem, że można zrobić pierwszy przystanek. Wbrew pozorom moje Kymco w ogóle się nie zmęczyło, bo już nie takie miejskie eskapady pokonywał i te kilkanaście kilometrów to dla niego pestka. Jednak nie dla odpoczynku jest ta przerwa,- to chwila dla fotoreporterów. Żartuję, fotoreportera, nawigatora i kierowcy w jednym. Kilka fotek i jedziemy dalej.

Po dwóch kilometrach nieszczęśliwie trafiłem na wielkiego TIRowca przewożącego coś bardzo nieprzyjemnego w zapachu. To był taki fetor, że autentycznie chciałem zjechać na pobocze i odpocząć. Droga jest prosta i taką pozostanie przez najbliższe 30 kilometrów, aż do Mińska. Wyprzedzania nie zaryzykuję, bo musiałbym lecieć przez najbliższe 20 minut na pełnym gazie, aby mieć pewność, że ponownie ta śmierdząca ciężarówka mnie nie wyminie. Wreszcie pojawiło się zbawienie. Policja zamachała słodkim znakiem do fetorowozu, a powietrze nagle stało się przystępne dla moich górnych dróg oddechowych. W sumie chyba Panowie mundurowi nie do końca zdawali sobie sprawę co zatrzymali. Tak czy siak kontrola chyba musiała być szybka.

Tak, to polska droga
Tak, to polska droga

Teraz już przede mną sielanka… Popatrzcie na zdjęcia, czy to nie jest piękne? 25 kilometrów takiej drogi, aż do samego Mińska Mazowieckiego. Pora na test spalania mojego czterosuwa. Manetka do połowy, na blacie niecałe 6 000 obrotów i jedziemy 55-60 km/h. Bajka. ani jednej dziury, muldy, koleiny. Niewiarygodne. Pierwszy raz miałem do czynienia z taką drogą. Może dla kolegów zza zachodniej granicy to jest normalne, ale dla mnie nie! Ta monotonia była cudowna, pierwszy raz tak szybko pokonywałem dystans. Byle nie ze względu na prędkość, ale płynność jazdy. Jakby mój Dink mógł się uśmiechać wlotem chłodnicy to rozciągałby się od czoła skutera aż po tylny zagłówek pasażera.

Mińsk Mazowiecki Wita! Niestety wraz z rogatkami zaczyna się typowa polska zwierzchnia i równie typowy slalom podczas którego trzeba podejmować mnóstwo wyborów: czy wjechać w dziurę, koleinę, a może muldę? Mijam już miasto i z nadzieją na znów prostą drogę natknąłem się na korek. No jak? Korek? Za miastem? Okazało się, że to mijanka na remontowanym wiadukcie. Lewy, lusterko, po chwili pokonując z dobre 2 km jestem pierwszy na światłach. Po przejechaniu tego zatoru znów moim oczom pojawia się to, co lubię najbardziej. Dokładna kopia tego, co spotkało mnie przed Mińskiem. Ten sam asfalt, ta sama kostka na poboczu, ten sam, świeżo wyrzeźbiony rów. To dopiero połowa dystansu, dlatego mam nadzieję, że taki stan szosy utrzyma się do końca planowanej trasy. Piękne chwile nie mogły trwać długo. Chwilę później spotykam się z chmurami z których zaczyna mżyć. Deszcz jeszcze przeżyję, ale ponad wszystko nienawidzę mżawki! Pora wyłączyć światła dzienne i uruchomić mijania. Spalanie nieco wzrośnie, ale bezpieczeństwo ważniejsze. Po kilkunastu minutach jestem u celu. Dalej z nieba sączy się coś deszczopodobnego, ale może to i dobrze, silnik lepiej się wychłodzi…

Po spędzeniu paru godzin u kumpla dzielącego ze mną swoją pasję pora przyszła na powrót, w analogiczny sposób. Można było poczuć, że jesień już zawitała do Polski – godzina 19, a na drodze zupełnie ciemno. Na drodze krajowej ciężko liczyć poza terenem zabudowanym o latarnie. Było totalnie ciemno. Ale wiecie co? Zaskoczę Was. Ja to lubię. To też jest urok długich tras. Prosta droga, stałe obroty, przelotowa 55 km/h, spokojna muzyka sączy się do ucha… Chwilo trwaj!

Docierając do rogatek Warszawy też piękne widoki. Stolica jest naprawdę piękna po zachodzie słońca. Ulice już puste, na Alei Stanów Zjednoczonych natrafiłem na zieloną falę i tym sposobem docierając do centrum miasta ani razu się nie zatrzymywałem. Piękne? Wjeżdżając na Wawelską niestety urok minął. Cóż, miasto… Po kilkunastu kolejnych minutach byłem już w domu. Co na to wszystko New Dink? Był niewzruszony, a ja z niego dumny. Wiem, że dzięki jakości pracy i zaangażowaniu inżynierów z fabryki Kymco możemy takie dystanse pokonywać codziennie i to przez kilka sezonów.

Fot.: Skuterowo.com/Zumi

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

12 opinii

  1. Leszek, masz racje- trzeba będzie znaleźć jakieś objazdy 😉
    Może to nawet lepiej, bo Gierkówka dzień i noc zawalona 😉

  2. Z tą policją tekst mnie zaciekawił… nie miałeś problemów?
    Ja przy każdej takiej kontroli, chyba z racji gabarytów NewDinka (być może zachodzi u Panów Policjantów podejrzenie, że pewnie to coś o większej pojemności) mam zawsze bardzo długo trwające kontrole, zwłaszcza jak trafie na drogówkę.

    Ogólnie się jednak nie denerwuje, ani nie “skaczę”, bo troszeczkę rozumiem fakt, że może budzić zdziwienie, iż tylko tak mała pojemność jest w czymś większym, a jak natrafię na policjanta interesującego się moto ogólnie, to nawet wynika z tego sympatyczna rozmowa.

  3. Eh, od mińska można jechać inną, mniej uczęszczaną trasą przez Latowicz… Jest sporo dalej ale jedzie się przyjemnie. Ewentualnie w Mińsku zjechać na Mrozy i mamy objazd do samego Kałuszyna. To same moje okolice 🙂 Eh, Romet stoi bez kół, silnika, elektryki a nowych części nie ma… Trzeba pracę znaleźć…

  4. Leszku, znam tę drogę, bo jeżdżę tam średnio raz na dziesięć dni – do teściowej. Zawsze gdy jadę samochodem modlę się żeby już wyjechać za Mińsk, bo te ciągłe ruchy wahadłowe, korki i czerwone światła doprowadzają mnie do szału. Zawsze wtedy wyobrażam sobie, że wsiadam na skuter i mijam to wszystko, i śmigam… A w Kałuszynie mam przystanek na bioester. I tylko nie tankuję na Shell-u koło Jagodnego żeby znów nie natknąć się na wodę w paliwie.
    Może w przyszłym roku zabierzesz mnie na swoją wyprawę?
    Acha, jest objazd – w Trakt Lubelski i przez Rzaktę, potem w lewo na trasę i w prawo na pierwszych światłach – wyjeżdża się w połowie Mińska, za najgorszymi światłami – z ulicy Rynek.

  5. Ja bardzo lube kierunek na Pułtusk. Przez Jabłonnę, Legionowo, Zegrze, Serock i do Pułtuska.
    A w Pułtusku na zachód w stronę Ciechanowa. 15 km i jest wioska Osiek. A tam towarzystwo wędkarskie do którego ja należę: http://WWW.GOLYMIN.PL
    Piękne tereny z dala od zgiełku.
    Pozdrawiam Vojtek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button