Junak 123: 1561 km w dwie strony

Wyjazd do Zakopanego był dziełem przypadku. Zaczęło się od krótkich filmów, które robiłem dla firmy z Gdyni sprzedającej Junaki. Do sprzedaży trafiały nowe modele, a że od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie kupno motocykla zacząłem coraz bardziej interesować się tym, co gdzie, jak i za ile.

Tak się złożyło, że salon sprzedaży, co dzień mijałem jadąc do pracy rowerem. I tak moja uwaga została zwrócona na Junaka. Motocykl nie dość, że ładny, nowy to w przystępnej cenie. Tylko, co on jest wart? Informacji na ten temat bardzo mało, poruszyłem tą sprawę w trakcie rozmowy z właścicielem firmy Master i zaproponowałem, aby zrobić test Junakiem na przykładowej trasie z Gdyni do Zakopanego.

Mój pomysł się spodobał i został przekazany „wyżej”. Po kilku tygodniach przyszła odpowiedź w raz z zapytaniem czy pojadę i przygotuje relacje z tego wyjazdu, w zamian za motocykl w super cenie. Wiele się nie namyślając zgodziłem się na taki układ. Zysk podwójny będę miał motocykl i przygodę. Jednak na Junaka musiałem poczekać, firma nie miała upatrzonego prze zemnie modelu na składzie gdyż wszystkie były rozdysponowane pomiędzy dilerów w kraju. Do testu Junaczka sprowadzono z Niemiec. Nie było specjalnych przygotowań do wyjazdu, docierałem go przez pierwsze 500 km zrobiłem przegląd i zapadła decyzja o wyjeździe, który zaplanowałem na 15 sierpnia, wrócić do Gdyni musiałem 19.

Wziąłem dwa dni urlopu i w drogę. Dojechałem, jest 22, a wyjechałem o 4 rano. Matko mój tyłek, już po godzinie stwierdził, że to był kiepski pomysł. Bardzo długo udało mi się go przekonywać, że to już tuż tuż za tą górką, a on nic tylko, że boli, czego ja nie robiłem nawet nauczyłem się zmieniać półdupki w czasie jazdy. Jednak to wszystko pikuś, boli mnie lewe udo, jakiś popapraniec źle wyprofilował łuk drogi w Łodzi, a na dodatek była mżawka no i przy 40 km/h złapałem pierwszego w życiu bana na drodze, auuuu kość raczej cała, ale nóżka boli i kuśtykam, a ja tu przyjechałem łazić po górach. Na początku drogi chciałem „zaliczyć”, co fajniejsze zabytki i tak widziałem Pelplin, Gniew, Kwidzyn na drugi brzeg przepłynąłem promem i nagle stwierdziłem, że jak tak będę sobie oglądał to, co chcę to do Zakopanego w życiu nie dojadę, pierwsze 200 km zrobiłem w 5h.

Na początku nie gnałem na złamanie karku – ot tak 85-90 km/h, ale po Łodzi tak jakby się włączyła jakaś przerzutka i przyspieszyłem do 100-110 km/h, według mojego licznika oczywiście. Wszystko było by pięknie i choć w sumie to jest, bo gdyby nie te przygody to nie miał bym o czy pisać. Przytrafiło się – szlak trafił wężyk zbrojony, który jak mniemam odprowadzał gazy z silnika do nie wiem, czego.
Ale jak to w życiu bywa tak po wypadku, po którym pomocy udzieliło mi sporo kierowców, którym serdecznie dziękuję tak i w przypadku wężyka, kiedy byłem już w czarnej rozpaczy, bo dziś przecież święto, pomoc całkiem przypadkiem uzyskałem od kierowców ciężarówek, którzy stali na parkingu pod Krakowem i setnie się nudzili. W ich przepastnych kabinach znalazły się narzędzia i wężyk Panowie wszystko sami zdjęli, wymierzyli, docięli i założyli wielkie dzięki. Mogłem ruszyć w dalszą drogę… Jadę sobie taki uśmiechnięty, zadowolony, łykam kilometry, aż tu…no rzesz, co jest silnik zgasł. Myślę sobie… jednym słowem kaplica. Co tu może być zacząłem się zastanawiać, toż ten motocykl jest prosty jak budowa cepa, pewnie gdzieś jakaś wtyczka albo coś…Wszystko obmacałem odpaliłem, a on wrum wrummmm i znów jadę szczęśliwy. Ta przygoda z macaniem powtórzyła się chyba z 10 razy, zacząłem go prosić, błagać, przekonywać i poskutkowało. Jakie to proste, tym sposobem dojechałem do Zakopanego. W trakcie pisania zjadłem śniadanie, a jeszcze coś po upadku zniszczenia minimalne plus szlak trafił żarówkę, ale o tym przekonałem się dopiero wtedy, kiedy zapadły egipskie ciemności na Zakopiance.

PS. Mam nadzieję że jadąc do domu po powrocie nie będę miał o czym pisać dobranoc.

Tam i z powrotem to 1561 km. Wstałem o 5 rano, spakowałem wszystko, posprzątałem przyczepę, rozliczyłem się za noclegi. Dzień zapowiada się słoneczny jednak na termometrze 7 stopni. Ubrałem się ciepło, wyciągnąłem nawet szalik i tu skończyła się sielanka, wracałem do domu. Znacie to uczucie, własne łóżko, wanna z ciepłą wodą, piwo w lodówce. Wbiłem kluczyk w stacyjkę niczym jeździec ostrogi w swojego rumaka. Żegnałem Zakopane jadąc zgodnie z przepisami jednak wjeżdżając na Zakopiankę nie miałem zamiaru oszczędzać Junaka – niech pokaże, na co go stać, manetka do końca …ruszamy.
Jadę, łykam kilometry w porannym słońcu mijam Poronin, Nowy Targ i co znowu silnik zgasł, znów ta wtyczka odcinająca zapłon przy stopce. Powtarzam macanie, zaklęcia, prośby nic nie pomaga za trzecim razem postanowiłem problem rozwiązać definitywnie. Bogulo na forum Junaka coś mówił, aby to usunąć i w przypływie złości wyrwałem końcówkę. Odpalam maszynę, raz, drugi, a tu nic. Co jest? Zaczynam mocno drenować pamięć czy aby na pewno, Bogulo to wyrwał, chyba napisał „uciąć”. Nie brałem narzędzi na ten wyjazd, ale ucinaki do drutu miałem przy sobie, zawsze je wożę nie wiem, po co zawsze sobie mówię tak na „wszelki wypadek”. Przeżegnałem się zamknąłem oczy i ciach. Odpalam i nic i znowu i nic. Ech… włącz zapłon baranie! Odpalił i to by było na tyle, koniec przygód. Tym razem pojechałem prosto do Gdyni bez zwiedzania i „myszkowania” po drodze. Do domu jechałem 11 godzin, kilkukrotnie robiłem sobie postój, a to na śniadanie, picie, obiad, obiad, picie… Kolega z forum miał rację dupsko się przyzwyczai. I tak jak obiecałem gaz do końca i nie odpuszczałem 100, 110, a bywało nawet, że 120km/h nie schodziło z licznika. Wielu kierowców szeroko otwierało oczy jak im mówiłem, że wracam do Gdyni z Zakopanego.
Sam nabrałem szacunku do mojej maszynki i teraz wiem, że gdybym miał gdzieś teraz jechać Junak by mnie tam zawiózł. Zdał egzamin, nie żałuję ani jednej złotówki.

Paliwo. Kupujcie paliwo na dobrych stacjach, omijajcie stację benzynową w Ozorkowie – Łukoil, od momentu jak tam zatankowałem krztusił się i prychał całe szczęście, że jechał.

Motory i puszki. Na podstawie własnych obserwacji obalę będące w powszechnej opinii stereotypy na temat motocyklistów. Mijałem wielu po drodze, ale nikt nie zachowywał się nagannie, za to kierowcy puszek to mają fantazję np. potrafią wyprzedzać motocyklistę tak, blisko, że można podziwiać strukturę lakieru na ich pojazdach i z równą fantazją tuż po wyprzedzaniu zakręcą przed nosem do stacji benzynowej. Uwaga do kobiet za kierownicą, nie lizać lodów, szczególne pozdrowienia dla pani kierującej zielonym Matizem w Częstochowie. Miałem okazję wypróbować na niej słynny sygnał dźwiękowy Junaka 123, po reakcji mogę powiedzieć, że wywołał pożądany efekt. Nie wiem czy to reguła, ale dało się zauważyć, że im większa puszka tym mniejszy mózg kierującego. I to by było na tyle, piwo wypite, łóżko zrobione, nie wiem jak wy, ale ja idę spać jutro niestety do pracy.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Drogi. Na ogół dobre, najgorsze pomiędzy Łodzią a Włocławkiem. Jak tylko mogłem wjeżdżałem na płatne odcinki dróg. W czasie jazdy starajcie się nie hamować na znakach malowanych na drogach, diablo śliskie, zachowuje odstępy na tyle duże aby gwałtownie nie wytracać prędkości. Zachowanie na drodze podstaw ruchu drogowego pozwoli wam cieszyć się z jazdy i unikniecie w ten sposób nieprzyjemnych zdarzeń.

 

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button