Szybko psujący się akumulator.

Witam.

Problemów nie ma końca. W zeszłym roku w czerwcu umarł mi akumulator. Był to fabryczny akumulator, który dostałem razem z Junakiem 902. Powiedzieli w salonie po prostu, że wygląda jakby szlak go trafił, a że podobno pierwszy akumulator nie jest na gwarancji, to musiałem kupić od nich nowy, tym razem już na indywidualnej gwarancji na 12 miesięcy. No i problemów nie było aż do teraz. Jednoślad poszedł do garażu bez grzania, jednak akumulator poszedł do piwnicy, gdzie temperatura jest na plusie. Kupiłem ładowarkę mikroprocesorową, żeby już nie pożyczać od znajomego ciągle starego prostownika. Niby jest ta ładowarka, ale teraz się zaczynam zastanawiać.

Poprzedni akumulator nie był przeze mnie prawie w ogóle ładowany. Tylko raz po zimie, kiedy motor nie odpalił w cieple i przez to akumulator padł, bo nie ładowałem go obrotami silnika. Potem już przed jego śmiercią. W tym przypadku mógł paść przez to, że trzy miesiące nie był ładowany, jednak tak czy tak padł dopiero po trzech miesiącach. Ledwo odpalał, a po przejechaniu długiego dystansu było ok, jednak na jakieś 10 minut. Potem znowu nie miał sił zakręcić rozrusznikiem, a że kopka u mnie działa jak działa (czyli prawie w ogóle), to cóż.

Drugi akumulator nie sprawiał problemów. Co trzy tygodnie go ładowałem. Ostatnio go podpiąłem do instalacji, bo zawoziłem go przed sezonem na gwarancje/reklamację, żeby zrobili mi na spokojnie wszystko co się da za darmo, bo potem zamierzam sam uczyć się serwisu na tym pierdziawku, żeby przyoszczędzić i czegoś się nauczyć. Wtedy odpalał normalnie, mimo że zaczęły rdzewieć śruby do akumulatora i będę musiał je wymienić. A tydzień po tym, jak go oddałem i go wystawili na dwór, ledwo kręcił. Wygląda na to, że ani razu go nie odpalili wtedy, bo nawet się nie skapowali. Chyba że stał na dworze i akumulator się rozładował i dlatego do tego doszło.

Czy to jest wina akumulatora? Z tego co widzę to chyba identyczny jest do tego, który miałem fabrycznie, więc może ta sama słabość wyszła.

Ewentualnie może mam problem z instalacją i alternator/prądnica, czy co tam mam, nie działa prawidłowo i nie ładuje go, a tylko podtrzymuje poziom baterii, która powoli się rozładowuje.

2 tygodnie na mrozach spokojnie wystarcza żeby w takim 7-9Ah napięcie zdechło na tyle że nie kręci.

Tylko teraz pytanie, czy jak oddałem go do salonu na przegląd (Gdzie wtedy było 1+ na termometrze), to trzymali go na warsztacie, czy postawili za winklem na działce salonu na mrozie? Bo wtedy mrozy nadeszły, a jak go odbierałem, było znowu 1+ albo 0.

Czy takie jedno rozładowanie może skutecznie zepsuć akumulator? Czy jak na następny dzień go podłączyłem do ładowania to da radę i nie będę musiał go wymieniać?

I głupie pytanie, czy przyjmą mi go na gwarancji jak się okaże, że zepsuł się? Ładowarkę mam dobrą, akumulator też powinien działać, w układzie elektrycznym nic nie zauważyli za czasów, jak zapalniczkę motocyklową podpinałem, więc rzeczywiście powinna być to wina temperatury, bo może nie trzymali go w cieple.

jedno tzw. “głębokie rozładowanie” może skutecznie uszkodzić akumulator - zwłaszcza jak jest słabej jakości. Są takie które dobrze znoszą nawet kilka takich hardcorowych cykli. YUASA i EXide dają rade.
Z gwarancją to wiesz - różnie bywa. Stwierdzą nieprawidłową eksploatacje i odmówią. Albo wezmę bez gadania