Opinie: Zimować? Czy jeździć? To nie takie proste...

Ja odstawiam w momencie jak zima przychodzi. Szkoda zdrowia i sprzętu. Korzystam ile się da, lecz do pewnego momentu.

Pytanie czy możesz sobie pozwolić finansowo na przesiadkę do pojazdu samochodowego, wielośladowego :stuck_out_tongue: Inwestycja w bieliznę to też jakieś rozwiązanie(w lildu była swego czasu nie drogo…), ale cudów to i tak nie da na ninus 20… wiem po sobie :wink: Może walcz z tą korozją? Jakieś preparaty? WD 40, woski, spray’e? Tylko, że to też generuję koszta i pochłania czas.

Póki nie ma śniegu można jeździć.

@Naveen niby tak ale na temp też trzeba uważać bo potrafi być bardzo zdradziecka :/

Ważne żeby deszczu nie było :)

Pamiętam ostatnią zime. W jeden dzień -5. Dość ,,ciepło. Na drugi dzień -4, ale czuć było, że jest -20:)

Elegancki artykuł. Kisiu, z własnego doświadczenia polecam odzież z groteksu na zimę. Posiadam taką i nie muszę się wciskać w trzy pary spodni i kilka kurtek. Po prostu jest mi w niej ciepło. Wiatr nie przewiewa przez suwaki i inne zakamarki. Żadne ciuchy narciarskie i inne podobne nie zastąpią ciuchów motocyklowych. Okulary także nie stanowią dla mnie przeszkody, gdyż mam kask z otwieraną szczęką i okulary zostają na nosie przy zakładaniu i ściąganiu. Przyznaje, że rękawiczki i kominiarka mogą stanowić problem. Wracając do tego czy jeździć. Do pracy nie mam daleko, ale godziny rozpoczęcia bądź zakończenia pracy są mało cywilizowane. Jeśli tylko to będzie możliwe to będę jeździł. To znaczy: gdy jezdnie będą czarne i nie będzie na nich zalegał lód i śnieg. Wtedy przesiądę się na rower. W czasie wywrotki grożą mniejsze obrażenia ciała, a innym uczestnikom w ruchu drogowym rowerem mogę wyrządzić mniejsze uszkodzenia. Specjalne na dojazdy do pracy szykowałem Pancerkę. Na Mustangu buty i spodnie były całe uwalone błotem. Mam nadzieję, że osłony coś pomogą. Pozostałe sprzęty będą sobie spały pod pokrowcami i prześcieradłami. Wracając do zimowych uszkodzeń z całą pewnością sól je potęguje. Nie mniej Uszkodzenia tłumików, powłok lakierniczych na kołach i innych elementach występują nawet bez pomocy zimy. Farba płatami potrafi schodzić z kół w czasie mycia karczerem. Dobrym zwyczajem zaczerpniętym od Maru jest smarowanie gwintu każdej śruby przed skręceniem odpowiednim smarem.

Dzieki Leszku, że artykuł ukazał się. Dzięki Wojtku za słowa uznania.

Generalnie to tak => chciałbym jeździć ile się da i nie odstawiać ale cóż... Sami wiecie jak jest z pogodą, nie muszę tłumaczyć. Jeźdeził się i po leżacym śniegu i w padającym śniegu. Może nie było zawsze różowo ale dawało radę. Tyle, że w jeździe w niesprzyjajacych warunkach jest jedna kwestia - chyba najistotniejsza. Mianowicie - ile mamy kilometrów na raz do pokonania i (głównie) ile czasu będziemy jechać. Co innego jechać przy minus siedmiu trzydzieści minut i posiedzieć sobie kilka godzin w ogrzewanym pomieszczeniu przy gorącej herbatce, a co innego jest pomykać sześć godzin w nawet wyższej temperaturze. Ja przy temperaturze około zera dojechałem na rejon 15 km, objechałem wte i wewte Baletową i już miałem dosyć. Na Farbiarską i gajdy ruszyłem z buta żeby się rozgrzać. Nie dało rady inaczej. Pochodziłem trochę, rozgrzałem się i znów na Bzyczka...

Jeszcze jedną kwestią jest ogólne przeznaczenie motocykli i motorowerów. Właściwie to precyzyjniej jest powiedzieć - zamysł ich konstruktorów i wynalazcy. Wiele osób mi mówi, że jednoślady nie zostały zaprojektowane do eksploatacji zimą. I jeśli coś zawiedzie w takich warunkach to raczej normalne. Moja Inca największe problemy ma w padającym śniegu - wilgotnoaś powietrza jest tak wysoka, że elektryka siada. To samo bywa gdy długo jeździ się w deszczu. Skuter dusi się coraz bardziej, szarpie i strzela, a w końcu staje całkowicie. Dodam Wam, że raz w wielkiej złości odkryłem conieco o co w tym chodzi. Myślałem, że to coś z kablem wysokiego napięcia, a to chyba jednak był moduł. On sam albo kostka którą jest wpięty do instalacji. Gdy jego wyczepiłem i podłączyłem kilka razy śmigał bez zarzutu. Muszę się wyposażyć w W11 i popsiukać gdzie trzeba. I ładowanie zrobić wreszcie.

Co do samochodu, Mateuszu, to będę zmuszony. Nie wiem przy jakim mrozie i śniegu ale wiem, że będę musiał.

Według mnie Są 2 opcje : OPCJA 1. ZIMOWAĆ NA 100 % OPCJA 2. Jeździć co najmniej raz w tygodniu I przede wszystkim lać dobre paliwo przed zimą na pewnych stacjach - należy sie postarać usunąć wilgoć z układu paliwowego Na własnym przykładzie uważam że jednak lepiej jest przejechać się zimą raz w tygodniu , nawet akumulator nie dostaje , ale to takie moje spostrzeżenia . Lecz po zimie nie mam żadnych awarii co jest najważniejsze. W skuterach zimowanych tak na 50 % często zdarzają się problemy z elektryką , lub gaźnikiem .

Może masz rację, Jurek. Coś w tym na pewno jest. Gdybym zimował skuter na sto procent to zawiózłbym go do rodziców i nie mógłbym jeździc. Gdy zostawię go pod blokiem to czasem się przejadę ale nawet po 1000 km przez całą zimę korozja była widoczna. Wydech, gaźnik, stopka i wiele innych... Chyba wszystko zależy od tego ile się jeszcze chc mieć skuter. Jak się planuje pojeździć dłużej to lepiej wziać go do garazu i nie ruszać.

Nie ma ochoty pozbywać się Bzyczka spod bloku… W sumie skuter jest po to żeby jeździł, a nie stał jako ozdoba parkingu…

Jak już kiedyś dawno temu pisałem - zima to nie jest problem. Problem leży po stronie rozsądnej decyzji czy śnieg na drodze nadaje się do przemieszczania się po naszych drogach. We Wrocławiu jest różnie, więc i ja przemieszczam się w zimie w zależności od stanu dróg, a nie temperatur. Ubranie można zakupić z podgrzewaniem i buty też są. Sprzęt po zimie rozbierałem aby zobaczyć ramę i powiem, że po 4 zimach wygląda super nie można się doczepić. śruby i elementy łączące ramę z silnikiem zabezpieczam specjalnym preparatem na zimę firmy Sonax i jest to wystarczające. Ważna jest ekonomia dotarcia z punktu a do b i jego czas i koszt. Ja mam lato 15-20 minut zima 20-25 za to MPK nigdy nie mniej jak 40 minut.Koszt przejazdów porównywalny doliczam OC i przeglądy. Pozdrawiam. Nie ryzykuj przemyśl i mądrze wybierz.

Co do zimy to dobrze aby była taka jak w tamtym roku prawie śniegu nie było więc można śmigać.

Hm, właśnie. Zima w mieście nie jest tak cieżka jak na wsi. Więcej dróg jest posypanych i odsnieżonych. Oczywiście uważać trzeba - zwłaszcza nad ranem ale i zawsze. Należy dostosować predkosć do warunków ale i nie przyspieszać i nie hamować gwałtownie. Musiałbym jeździć ostroznie "jak z ładunkiem".

Co do ciuchów i dodatków to muszę jechać do Scooterlandu obejrzeć jakieś. Myśle o mufkach. Moje byty też są kiepskie. Motokoc nie wiem czy się sprawdzi przy ciągłym schodzeniu ze skutera.

Inną sprawą pozostaje sama odpornosć sprzętu na niższe temperatury. W tej chwili już czasem kiepsko zapala. Prądnicę muszę bezwzględnie zrobić ale ogólnie nie wiem jak będzie silnik startował w zimowych temperaturach...

Ja dzisiaj jadąc do domu za słabo rozgrzałem silnik i bzyk na środku skrzyżowania (w lewo jechałem) nagle stracił moc i się zatrzymał. Żeby było śmieszniej droga z której jechałem była pod górkę więc ledwo się toczyłem i bez tego spadku... Masakra na szczęście nic akurat nie jechało z prawej bo było by nieciekawie

No widzisz, jednak lepiej poświęcic chwilę i nagrzać. W takiej sytuacji różnie może być. To widocznie była nauczka... Wyciagnijmy z niej wnioski.

Poświęciłem chwilę ale zbyt małą niestety. Przy starcie nie miał żadnych oznak, że niedogrzany jeszcze a skrzyżowanie dosłownie parę metrów od miejsca parkowania :) Na przyszłość wiem, że na początku jazdy nie wciskać się tam gdzie jest miejsce bo może się coś takiego zdarzyć.

Dziś zrobilem w sumie ze 100 km po Warszawie. Rano jechałem w rekawicahc motocyklowych i było dobrze. Czasem trochę palce cierniały ale ogólnie ok. Po rejonie w dziurawych rekawicach materiałowych ito się dało we znaki. Pomagało na każdym postoju przykaładanie rąk do wydechu - ot, taki mały, prywatny kaloryferek. Nie wiem czy to ja jestem dziś w kiepskiej formie czy to dzień taki ale przemarzłem porządnie. Choć kiedyś w tym samym rejonie śnieg leżał i się jeździo… Może to taki dzień po prostu…

Dzisiaj rano 0 stopni, miałem już nie jechać, ale… słoneczko świeci, ma dojść do 11 st, “Ostatni dzień sezonu, jutro na zimowanie”. W nocy plandeka spadła, więc najpierw lód z kanapy zeskrobać, odpaliła (to ona, Vespa) za pierwszym razem. 5 minut później: auto przecinajàce mi drogę, hamulce, lód, gleba, moto szlif, ja ślizg. Uderzenie głową w bok konserwy (kocham swój kask) koniec sezonu. Vespa do remontu i lakierowania. Tego lodu była ledwo widoczna plama zamarzniętej wilgoci. Uważajcie na siebie w zimie. I na kierowców debili.

I tego się trochę boję… Różnie może być na śniegu. Skuter nie wyhamuje tak dobrze jak samochód. Tyle, że w Warszawie drogi są przeważnie odśnieżone i w miarę czyste.