Opinie: Motorowery w latach 90: Jak to było kiedyś? Kto z Was chciałby wrócić do tamtych czasów?

Zazdraszczam:)

Ewolucja WSKi i wueskopodobnych sprzętów jest zadziwiająca. Najpierw były nieosiągalnym marzeniem, potem luksusem dla nielicznych, żeby po jakimś czasie stać się synonimem obciachu. A teraz wracają w pięknym stylu :-)))

To były super czasy - motorynkami śmigaliśmy po lasach, a kiedy zobaczyłem nową Stellę z silnikiem Jawa 225 z prawdziwą automatyczną skrzynią 2 biegową to po prostu był kosmos. Ale z tą awaryjnością nie było aż tak żle. Zrobiłem kilka tras na produktach Rometa - np. 135km z Łodzi do Warszawy Stellą, czy 163km z Białogardu do Wyrzyska Rometem 50 T-1 z silnikiem 019 i pokonałem te trasy bez awarii pomimo że sprzęty były dopiero kupione. Może po prostu był to fart a może nie były jeszcze w tak złym stanie. Ale do tej pory pamiętam jak pierwszy raz na motorynce odważyłem się wrzucić dwójkę. :-D Pęd powietrza wyciskał łzy z oczu, a moc prawie dwóch koni wtedy robiła wrażenie. Teraz wspomina się to ze śmiechem, ale wtedy jazda takim sprzętem to było coś.

Mnie to prawie w całości ominęło, mało kto z kumpli miał jakiegoś sprzęta, nie było gdzie trzymać, więc w 91 by skok wprost do samochodu. A że był to UAZ469 chlający 12-15 l/100 km zielonego paliwa (bo tańszej, niebieskiej, już nie było), to przygody samochodowe były porównywalne z motorowerowymi. Gdzie by człowiek nie pojechał, zawsze mu coś odpadło i trzeba było łatać, kleić, drutować :-) Łza się w oku kręci, ale wracac do tych czasów bym nie chciał... Faktycznie byla to szkoła radzenia sobie, której współczesnym małolatom w większości brakuje.
*
Napisałem w większości, bo nieliczna jest grupa dzieciaków, które się bawią złomkami same, na własny koszt i ryzyko, nabierając wprawy i doświadczenia. Ja nie przeszedłem motorynkowego przedszkola i jestem teraz motocyklowym matołem. Niewiele wiem o mechanice motocykla i słabo sobie z nią radzę, o tyle tylko, że jest to jednak mechanika i jestem jakąkolwiek nabytą wiedzę samochodową zastosować w praktyce do pojazdu dwukołowego. Dzieciaki, które dostają nowiutkie sprzęty pod nos od rodziców i w sumie nie bardzo się nimi interesują, aby się tylko przeturlać, również tego przedszkola nie przechodzą i efekt będzie podobny jak u mnie, większość niewiele z tego pierwszego kontaktu z motoryzacją wyniesie.