Witam po dłuższej przerwie. Jednoślad działa, ale sąsiedzi nie ułatwiają mi życia.
Otóż zaczynam swoje rozpisywanie się.
Jakoś tak pod koniec czerwca, albo na początku lipca, postanowiłem umyć jednoślad, ponieważ już zaczął zachodzić naturalnym kurzem i miał nieprzyjemny, szorstki lakier. Wziąłem się do tego tak, jak zawsze. Trzy szmatki, jedna wstępna, jedna do elementów lakierowanych i jedna do elementów nośnych i mechanicznych (Rama, silnik, amortyzatory). Robiłem to wielokrotnie i nie było problemu, ale po ostatnich jazdach z sąsiadami (Jedni, nie wiem czy o tym wspominałem, przebili wszystkie opony w samochodach, moim i jeszcze drugim, bo na ego babsztylowi weszliśmy, co parkować nie umie, drudzy grozili i po sądach chcieli nas ciągać, bo “oskarżyliśmy ich” o rozwalenie drzwi na klatce schodowej, co prawdą częściową jest, bo znajomki córki prawdopodobnie się spotkali z zamkniętymi drzwiami), to sobie już wycieram motor, woda spływa do studzienki, a tu patrzę… Wóz straży miejskiej się zatrzymuje, panowie podchodzą i na szczęście mnie spisali tylko, bo to pierwszy raz.
Teraz tak trochę na logikę. Nie można jednośladu, czy nawet samochodu myć wszelkiego rodzaju detergentami, preparatami itd., ponieważ ściekają do kanalizacji, a uzdatnianie takiej wody po chemii jest kosztowne, czy coś takiego. Nie można myć pojazdu na swojej działce, ponieważ do gruntu chemia wchodzi i zanieczyszcza środowisko.
Ale sama woda? Rozumiem, że woda wszystkiego nie załatwi, ale nie widzi mi się zabierać jednośladu na myjnię, czekać godzinę, aż silnik ostygnie, umyć go z odległości 10 metrów, żeby broń boże ciśnienie nigdzie nie wlazło i niczego nie uszkodziło. Samochód na początku jego istnienia w moich papierach myłem ręcznie ściereczką, też sama woda i dwie godziny go pucowałem i nikt się nie przywalił, mimo że woda kapała. A motorower pryskam psikaczem ogrodowym, co ciśnienie ma znikome, ale ściągnie brud z miejsc, gdzie ledwo ręką sięgam.
Samochód można przetrzeć ścierką, ale mycie silnika i zawieszenia motoroweru nie jest takie łatwe i wymaga czegoś więcej. W moim przypadku opryskiwacza ogrodowego.
Czy według prawa zabrania się mycia pojazdu zwykłą wodą? Jest jakaś podstawa prawna, którą mógłbym wymienić funkcjonariuszowi, żeby się odwrócił na pięcie i nie zawracał mi głowy?
Bo rozumiem, że deszcz może zmywać brud z samochodu i jednośladu, płyn do spryskiwaczy lata w powietrzu, jak wjedziesz w kałużę to ochlapuje cieknące, stare silniki i sikające zawieszenie i spłukuje wszelakie dziadostwo na asfalt, ciężarówki i kombajny zasypują ulice pyłem budowlanym/kopalnianym i błotem, a woda z psikacza sprawi, że całe moje osiedle wyleci w powietrze, albo umrze, bo zatruwam środowisko? Gdzie nie mam żadnych wycieków, a wtedy to nawet tydzień wcześniej łańcuch porządnie myłem po drugiej stronie ulicy na kartonie i nikt się nie przyczepił.
Jakbym był bardziej uparty, niż jestem na co dzień i miałbym czas i pieniądze, to jakby mnie zatrzymali, to bym nie przyjął mandatu i w sądzie śmiał się z głupiego prawa.