Dlaczego nie jeżdżę już motocyklem i skuterem w zimie?

Pogoda już przestała nas rozpieszczać. Kilka tygodni temu przeklinaliśmy mega upały, a dziś narzekamy, że jest za mokro i za zimno. Kiedyś mi to absolutnie nie przeszkadzało i jeździłem nawet kiedy za oknem było -10 kresek i 10 cm śniegu. Dzisiaj stwierdziłem, że chyba się starzeję.

Piszę Wam o tym nie dlatego, bo chcę Was zniechęcać do jazdy na jesieni czy zimą. To mega doświadczenie, które sprawia, że każdego dnia stajemy się lepszymi kierowcami, przynajmniej moim zdaniem. Dlatego warto jest przejść chrzest bojowy, wszystko po to, aby wskoczyć na nieco wyższy poziom motocyklizmu.

Zimą jeździłem głównie skuterem. Z prostego względu – jak śmigałem do pracy to miałem dwie alternatywy – dojazd samochodem w 70 minut, komunikacją miejską w 60, albo skuterem w ciągu 35 minut! Miałem w sobie tyle determinacji, że nie przeszkadzał mi mróz, śnieg, sól ani deszcz. Nie miałem szczęścia do pogody.

Żeby było jeszcze śmieszniej jeden z pierwszych artykułów jaki napisałem na ówczesnym Skuterowo.com dotyczył przygody w wyniku której zamarzła mi linka gazu. Prawie się zabiłem, bo stało się to w pozycji maksymalnego otwarcia przepustnicy. Gdybyście widzieli wtedy moją minę! Jeszcze lepsze mieli serwisanci. Spokojnie, to mnie nie zniechęciło. Dzięki temu przynajmniej skuter był chyba najlepiej zakonserwowanym jednośladem w Warszawie. WD4 było wszędzie, profilaktycznie.

Moja Inca Sprint i jej nowy właściciel
Moja Inca Sprint i jej nowy właściciel

Moja ówczesna maszyna – Inca Sprint 50 4T to był najlepiej przetestowany chyba motocykl w światku dziennikarskim. Maszyna przejechała kilka tysięcy kilometrów w każdych warunkach. Rekordem było -18 kresek w połączeniu ze szklanką na drogach. Pamiętam, że wówczas przez 17 kilometrów jazdy ani razu nie wciągnąłem nóg na pokład skutera. Non stop musiałem się asekurować. Teraz wyobraźcie sobie jak wychłodzone były moje kończyny. Od razu też wspomnę, że podwójne spodnie z membraną termoaktywną nie dały rady. Nie zostały stworzone z myślą o czymś takim. Podobnie rękawice, wind stoper, chusta czy kurtka z podpinką. Po czymś takim marzysz tylko o kąpieli w wannie pełnej wody.

Podejrzewam, że w tej sytuacji najbardziej po przysłowiowej dupie dostał silnik. W tych warunkach nie miał żadnych szans na osiągnięcie temperatury roboczej. Szkoda, że nie pomyślałem wówczas o zdemontowaniu na zimę wentylatora, albo przynajmniej zatkania go. Mimo tego faktu skuter potem sporo jeszcze się najeździł, a chiński silnik nie narzekał.

Jedynymi oznakami zimowej jazdy (prócz wylewającego się z każdego elementu WD40) była wszechobecna korozja. Sól praktycznie zniszczyła wszelkie chromowane elementy oraz wydech. Także aluminiowe felgi nie wyglądały najlepiej na skutek niskiej trwałości lakieru. Ten zaczął się łuszczyć…

Potem skuter sprzedałem przyjacielowi za symboliczne 500 zł. Nie miałem serca wziąć od niego więcej kasy za coś w takim stanie. Dobra, teraz się zorientował, że ta dygresja liczy już pięć akapitów, a ja wciąż nie odpowiedziałem na pytanie: Dlaczego nie jeżdżę już motocyklem i skuterem w zimie?

Po pierwsze. Po trzech sezonach jazdy w zimie nagle moja ówczesna okolica się odkorkowała. Oddano obwodnicę, przebudowano Al. Jerozolimskie oraz skrzyżowanie z Łopuszańską. Tak, – na tych światłach w godzinach szczytu korek miał codziennie po 4 kilometry! Teraz są estakady, wybudowano trzypoziomowy węzeł wraz z rondem. Czas przejazdu do centrum samochodem skrócił się ze wspomnianych 70 do 40 minut. Prawie tyle co motocyklem.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Po drugie. Wyziębienie. O dziwo nie chorowałem nawet kiedy jeździłem przy -18 kreskach. Jednak zacząłem czuć w kościach konsekwencje jazdy na mrozie. Najbardziej bolały mnie kolana i nadgarstki. Mam to samo co mój Tata. Jednak to nie za sprawą jazdy w zimie, a braku odpowiedniej odzieży. Za komuny nikt nie słyszał o membranach czy odzieży termoaktywnej.

Po trzecie. Zmienił się charakter mojej pracy. Nie działam już jako korporacyjny szczur, a zajmuje się jedynie portalem Jednoślad.pl. To wiąże się z tym, że często zmuszony jestem być ubrany w garnitur. Do tego często przewożę sprzęt wideo, albo inne pakunki, które nie zmieszczą się w kufrach.

Jednak powiem Wam, że tęsknię nieco za tamtymi czasami i jak spadnie śnieg to z pewnością wyjadę jakąś testówką na zimowy trip, nieco poszaleć. Poprzedniej zimy nie było mi to dane. W moim regionie nawet przez chwilę nie było więcej, niż 1 cm białego puchu. Czy to znaczy, że my motocykliści powinniśmy sobie życzyć śnieżnej zimy? Hmm?

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button