Konsekwencje blokady “Nocnych Wilków”: polscy motocykliści wyproszeni z Białorusi i niewpuszczeni na Ukrainę

Nie trzeba było długo czekać na konsekwencje sprawy “Nocnych Wilków” Po tym jak polskie władze za punkt honoru przyjęły niewpuszczenie Rosjan, nasi wschodni sąsiedzi podobnie traktują motocyklistów z Polski.

Jeszcze dwa tygodnie temu uczestnicy Rajdu Katyńskiego ostrzegali rządzących, że upolitycznianie wjazdu “Nocnych Wilków” na teren Polski obróci się przeciwko naszym motocyklistom. Stało się to szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Uczestnicy Rajdu im. rotmistrza Witolda Pileckiego najpierw zostali wyproszeni z Białorusi, a później odmówiono im wjazdu na teren Ukrainy.

Zgodnie z planem Rajd miał trwać do 9 maja i w całości odbywać się na terenie Białorusi. Kiedy jednak Polacy przekraczali granicę usłyszeli od białoruskich pograniczników, że muszą oni opuścić kraj najpóźniej do 5 maja. Kiedy więc motocykliści postanowili wracać przez Ukrainę okazało się, że władze tego kraju całkiem odmówiły im wjazdu.

Co ciekawe, kontrola Polaków o złudzenia przypominała tę, którą nasza Straż Graniczna przygotowała Rosjanom. Na granicy motocykliści byli przesłuchiwani przez ponad pięć godzin. Po wielogodzinnych rozmowach otrzymali pismo, w którym strona ukraińska zakazała Polakom wjazdu. Również uzasadnienie było takie samo jak w przypadku “Nocnych Wilków” – brak podanego celu wizyty. Poza tym portal kresy.pl informuje, że ukraińska straż graniczna sugerowała Polakom, że na Ukrainie mogą oni stać się ofiarami prowokacji.

W pasie granicznym motocykliści spędzili ponad 11 godzin. Kiedy okazało się, że nawet MSZ nie może pomóc, postanowili wrócić na Białoruś. Mimo wcześniejszego zakazu Białorusini okazali się bardziej ludzcy niż polscy urzędnicy i anulowali naszym rodakom pieczątki wyjazdowe.

Teraz jest już prawie pewne, że i kolejne polskie rajdy motocyklowe będą musiały borykać się z utrudnieniami za strony naszych wschodnich sąsiadów. Ciekawe, że teraz żaden z polityków i urzędników nie ma odwagi, by zabrać głos w tej sprawie…

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button