Pozdrowienia LWG: zwyczaj (nie)wszystkich skuterów

Jako użytkownik mojej “drobinki” przemieszczam się po drogach nie tylko Polski w wymiarze ponad tysiąca kilometrów tygodniowo. Z łezką w oku (i to wcale nie z tego powodu, że wpadła mi przez szybę mucha lub inny owad) wspominam czasy, gdy mogłem do pełna zatankować bak mojej pchełki i płaciłem za to 20 zł. Teraz i benzyna jest droższa, a i moja “drobinka” więcej pali. Jednak jako byłego użytkownika pchełki (a dokładnie Kingway Cobra 50) zastanawia mnie jedno – kwestia wzajemnego pozdrawiania się kierowców.

Kiedy jeździłem moją pchełką po ulicach Krakowa, lub na dalsze trasy (zdarzał się nawet Przemyśl i Zamość), praktycznie zawsze skoncentrowany byłem na prowadzeniu pojazdu i wyszukiwaniu wystarczająco szerokiej przestrzeni między samochodami, która pozwoliłaby mi na szybsze dotarcie do celu. Skuteromaniaków widywałem, ale zazwyczaj mijałem ich bez żadnej reakcji – podobnie jak oni mnie.

W krajach, w których skutery są częściej widywane na drogach stosowanie gestów jest o wiele bardziej popularne.

Sytuacja zmieniła się gdy zasiadłem na moją pierwszą prawdziwą Bestię, czyli Kawasaki Eliminator 250. Taki troszkę większy skuter, który bardziej chętnie wyrywał się na zielonym świetle. I choć prowadzenie motocykla jest mimo wszystko bardziej wymagające niż obsługa skutera, to jednak pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła był fakt, że kiedy na drodze mijałem innego motocyklistę, on pozdrawiał mnie podniesioną ręką.  Doświadczenie pokazało, że jest to obyczaj powszechny. Praktycznie każdy motocyklista mijający innego pozdrawia go – czy to uniesieniem czy też odchyleniem ręki na bok. Kiedy zaś dojeżdżamy do siebie na skrzyżowaniu, gdzie lewa ręka jest przywiązana do sprzęgła, a prawa do hamulca, wystarczy skinienie głowy. Tak samo witamy się po przeciwnych stronach skrzyżowania i na zakrętach – gdzie puszczenie kierownicy jest raczej niewskazane.

Stopniowo wchodzi też do Polski zwyczaj dziękowania kierowcom blachosmrodów za lekkie odsunięcie się od osi jezdni lub linii rozdzielającej pasy. Na zachodzie szeroko rozprzestrzeniony jest zwyczaj dziękowania kierowcy wyprzedzonego samochodu wyprostowaniem nogi. I choć wygląda to raczej zabawnie, to musicie uwierzyć mi na słowo, że jeśli prowadzicie motocykl jadąc serpentynami francuskiej Prowansji, odchylenie lub wyprostowanie prawej nogi jest jedynym gestem jaki będziecie w stanie wykonać aby podziękować kierowcy samochodu, który Was przepuścił.

[poll id=”11″]

Ale w czym rzecz – z roku na rok rośnie liczba skuteromaniaków. Coraz więcej osób porusza się bzykami i pchełkami po polskich ulicach. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zobaczyć, aby pozdrawiali się na wzajem. Ja rozumiem, że motocykliści nie pozdrawiają skuterowiczów i odwrotnie. Dla niektórych może to być po prostu inna liga. Choć nie raz zdarzyło mi się odwzajemnione skinienie głowy skuterzysty na skrzyżowaniu, czy machnięcie ręką jadącego z naprzeciwka kierowcy pchełki. Ale dlaczego skuterzyści nie pozdrawiają siebie nawzajem? Dlaczego skuterzyści nie dziękują kierowcom za to, że ci ich przepuszczają w korkach?

Może chodzi o to, że kierowca bzyka jadąc ulicami metropolii najczęściej walczy o życie i skrawek asfaltu i dlatego nie ma głowy do tego, żeby jeszcze rozglądać się za innymi braćmi jednośladowej rodziny transportowej?

A może po prostu nie ma takiego zwyczaju?

Bez względu na to, jaka by nie była przyczyna tego stanu rzeczy – machnijcie czasem ręką do innego kierowcy bzyka. Jemu zrobi się przyjemniej, a i Wam będzie milej jak ktoś odwzajemni tę drobną serdeczność.

A jeśli jakiś kierowca samochodu delikatnie Wam się usunie – to jemu też warto podziękować podniesioną ręką. Nas niewiele to kosztuje, a wtedy na prawdę przyjemniej jeździ się po tych naszych nieszczęsnych drogach.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Fot.: SXC

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz jeszcze
Close
Back to top button