Leśnicy łapią motocyklistów. Zorganizowane akcje i foto-łapki 

Zorganizowane akcje Straży Leśnej i Policji kierowane są w stronę motocyklistów i quadowców. W rejonie Świdnicy zatrzymano pięciu motocyklistów, w Myślenicach i Nowym Targu siedemnastu tylko jednego dnia. Kary sięgają 1000 zł. 

Sprawa wygląda następująco: pojazdem mechanicznym w lesie można poruszać się tylko po drogach publicznych, a każdorazowe użycie pojazdu mechanicznego w innych warunkach to groźba mandatu – w skrajnych przypadkach także sprawa w sądzię (tutaj warto zaznajomić się z definicją lasu i wiedzieć, że „lasem” jest też odpowiednia ilość drzew na m2 na prywatnej ziemi – tam też jeździć nie można). 

Jazda w terenie: Nie bo nie 

Straż Leśna i Policja stosuje nowe sposoby na łapanie motocyklistów w lasach. Wiedząc, że niespecjalnie istnieje możliwość zatrzymania osoby poruszającej się motocyklem cross / enduro w terenie, leśnicy zaczęli rozkładać foto-pułapki i, w miarę możliwości, lokalizować motocyklistów po fakcie. 

Takie działania przynoszą rezultaty. W ubiegły weekend leśnicy z Nadleśnictwa w Świdnicy, korzystając z pomocy lokalnych mieszkańców, zatrzymali pięć osób, które otrzymały mandaty w wysokości 1000 zł.

W rejonie Myślenic i Nowego Targu (całość to mekka polskiego offroadu) zatrzymano aż 17 osób.

“Motocykle na tory!”

Oczywiście, zawsze w takiej sytuacji podnoszą się głosy, że z „motocyklami to na tory”. I częściowo się z nimi zgadzam – tak samo jak uważam, że Chabówka to nie miejsce na wyścigi, tak samo w wielu przypadkach jazda w terenie nie powinna mieć miejsca (na własne oczy widziałem asów próbujących motocyklami enduro zdobyć Śnieżkę).

Pomiędzy jednym i drugim jest jednak spora różnica, którą zobrazuję przykładem.

Motocykliści offroadowi na tory? Otóż także nie. Próba legalizacji łódzkiego offroadu i budowa Łódzkiego Centrum Sportów Offroadowych skończyła się zamknięciem obiektu po kilku tygodniach. Mimo ulokowania go na nieużytku w okolicach lotniska, ponad 1 km od najbliższych zabudowań… przeszkadzał mieszkańcom osiedla. 

Logika jest bardzo prosta: motocykle offroadowe na tory, ale torów nie budujcie. 

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Problem strukturalny

W Polsce jest 9177,2 tys. ha terenów leśnych (na 2013 rok) i… ciągle więcej. Do 2020 roku lasy mają stanowić 30% powierzchni państwa, a do 2050 – 33%. Nie wierzę, że nie dałoby się w nich znaleźć miejsca dla fanów offroadu. 

Problem jednak nie jest w tym, że miejsca nie ma. Problem w tym, że nikt nie chce za offroadowców wziąć odpowiedzialności, a systemowe (na każdym kroku) traktowanie obywatela jak dziecko zakłada, że sam sobie z tym nie poradzi. Co stałoby na przeszkodzie, żeby udostępnić lasy (poza rezerwatami, parkami, terenami chronionymi itp.) offroadowcom, pod warunkiem konieczności stosowania się do określonych zasad i posiadania ubezpieczenia OC? 

Ochrona środowiska? Żaden problem! Zróbmy badania jak na środowisko wpływa 100 kg motocykl w kontrze do 18-letniego Defendera w dieslu lokalnych myśliwych. 

Trochę tak jest…

Może to zły przykład, ale obrazowy: to trochę jak z legalizacją narkotyków. Zamiast zalegalizować, wprowadzić określone zasady, kontrolować i czerpać z tego zyski – lepiej ganiać i zamykać zagubionych 19-latków w więzieniu.

Legalny offroad w całym kraju stworzyłby jasne zasady, co do tego co można a czego nie. Wtedy nie byłoby tłumaczenia, że nie mamy gdzie jeździć. Można by nawet wprowadzić niedużą opłatę, coś jak karta wędkarska (w Stanach i Kanadzie funkcjonują nieduże, odblaskowe naklejki, które potwierdzają wprowadzenie opłaty). Zasady mogłoby być przeróżne: np. że w niedziele lasy są zamknięte dla pojazdów mechanicznych, że można jeździć tylko w danych godzinach, że nie można przekroczyć prędkości o X i Y, że nie można jechać w grupie większej niż Z.

Łatwiej zakazać i wysyłać na tory, których nie da się budować…

P.S. 

Dodam tylko, że tematykę poruszałem już wcześniej w publikacji Koniec motocyklizmu za rogiem. Może się powtarzam, ale w moim odczuciu największym wyzwaniem przed motocyklizmem jako takim jest problem wizerunkowy (i sami sobie z nim nie pomagamy – vide w/w Chabówka, youtubowe grupy enduro jeżdżące ciągle i wszędzie, mniej lub bardziej podstawne nagonki mediów). 

[trending]

 

Inne publikacje na ten temat:

9 opinii

  1. Niestety Polska to nie USA gdzie są ogromne połacie bezludnych terenów po których można pojeździć nie uprzykrzając nikomu życia. Struktura urbanistyczna (żeby nie powiedzieć kompletny rozpierdziel urbanistyczny) też tu nie pomaga. Maszyny terenowe, nie da się ukryć, wydają dość paskudny hałas więc ciężko się dziwić, że hobby to jest odbierane przez ludzi tak jak jest. Jedyne sensowne rozwiązanie moim zdaniem to wydzielenie specjalnych stref lub szlaków w miejscach gdzie nie będzie to aż tak bardzo uciążliwe z ogólnym zakazem w pozostałych miejscach jak do tej pory, z ewentualnym wyjątkiem dla maszyn elektrycznych.

  2. Od motocyklistów k w m wara jp zawsze. LWG NA MOTO, PRAWO TO NIE PRAWO PSY NIE MAJĄ CIC DO ROBOTY TO ZIOMKÓW NA MANDATACH ZARABIAJĄ

  3. Problem jest nie tylko strukturalny, ale także, a może i przede wszystkim, kulturalny. Choć sam jestem motocyklistą ujeżdżającym ścigałkę z przelotowym LeoVince SBK, to nie raz miałbym ochotę zrzucić z motocykla i wbić w ziemię gościa, który przejeżdża obok mnie na motocyklu z wydechem generującym 130db albo lepiej. Uwielbiam rasowy klang motocykli i sądzę, że współczesne maszyny są fabrycznie za ciche, co jednak nie oznacza, że w aspekcie głośności wydechów można się posuwać do granic absurdu (należy odróżnić ładne brzmienie i trochę więcej db niż dała fabryka od obrzydliwego ryczenia, byle tylko głośniej). To właśnie ta wąska grupka idiotów na astronomicznie głośnych motocyklach robi fatalną robotę dla całej reszty, a wybebeszone puszki w crossach i endurakach wiodą tutaj statystycznie palmę pierwszeństwa (chociaż w ścigach też tego nie mało). Przecież każdy normalny człowiek potrzebuje w ciągu dnia ciszy i spokoju. Tym czasem zdarzy się zawsze paru „geniuszy” którzy odkręcając manetkę generują nieznośny wręcz hałas na kilka kilometrów wokół siebie. Wystarczyłoby mieć poziom inteligencji minimalnie wyższy od konika polnego, żeby zrozumieć, że wokół nas są ludzie, którzy bardzo tej ciszy potrzebują: ludzie chorzy, z małymi dziećmi, wypoczywający po pracy, czy chcący jej z wielu innych powodów. Podejrzewam, że gdyby z obiektów offroadowych nie dobiegał aż tak wielki hałas, ludzie by nie protestowali i Łódzkie Centrum Sportów Offroadowych by normalnie mogło funkcjonować. Na obiekty bez jakichkolwiek ograniczeń hałasu, tak jak napisał mój przedmówca, raczej nie mamy w Polsce przestrzeni więc trzeba iść ze społeczeństwem na zdrowy kompromis.

    1. I ty nazywasz sie motocyklista a skurwielowi z bloków przeszkadza muzyka a nie pdzebywam w tym bloku nie mieszkam tylko z glosniczka sluchalem a smiec wydarl ryja jebanego

    2. Ty nazywasz siebie motocyklistą kurwa śmieszne, motocyklistow nie widza kurwy to niech słyszą nie oglądają sie wymuszaja

  4. Nie ma kur…wa ciszy nocnej jest dzien a sprzedawczykowi z blokow muzyka motocyklowa z glosniczka przeszkadza. HMD

  5. Ostatnio jechałem przez wieś rowerem,droga szutrowa po obu stronach domy,nagle ryk i przejechało obok mnie czterech pseudo endurowców ze 120 130 kmh.
    Jeden kawałek żwiru potukł mi szybkę w okularach kture całe szczęście miałem założone i mało nie narobiłem w gacie bo mineli mnie o włos,kuż opadł może po minucie i widziałem kawałek dalej jak jakiś chłop żuca w nich kijem.
    I tu pytanie do autora jak oddzielić ziarno od plew? Sam jeżdziłem parę lat ale tylko technicznie i w lesie a nie jak większość debili po prostej i odwracają się żeby zobaczyć jak fajnie drogę poryli.nie dziwię się że pułapki na nich zastawiają

    1. Dokładnie. Jazda jeździe nierówna. Ja byłem w świdnickich lasach jakiś czas temu i chciałem spędzić miło czas przy ognisku aż tu słyszę buczenie motocykli. Słychać było ze 10 minut jak dojeżdżali, przejeżdżając okazało się, że to jakiś tatuś z synalkiem chyba 10 letnim a już miał chyba ze 400setke motor, byłem w szoku. Jeździli tak sobie po drogach w około, główne szlaki gdzie w ten dzień, niedziela mnóśtwo osób na spacer wyszło i non stop było ich słychać, maszyny typowo crossowe wydech chyba przerabiany żeby był jak najgłośniejszy. Potem postanowiłem się przejść po szlaku i trafiłem na hordę spłoszonych dzików, która na mnie biegła myślałem, że wskocze na drzewo, ale szczęśliwie Wódz skręcił w bok i stado mnie ominęło. Idioci na motocyklach w lasach nie rozumieją, że płoszą całą pobliską zwierzynę! POWINIEN BYĆ ZAKAZ WJAZDU – ale motocyklom, które nie spełniają norm głośności. Nie mam nic przeciwko jeżdżeniu z maksymalnie wyciszonym motocyklem. Po lesie – technicznie spokojnie, jak chcesz się wyżyć spadaj na tor np. we Wałbrzychu! Proste!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button