Honda CB 1300, BMW R 1200 GS i Honda CRF1000L Africa Twin, czyli trzy najlepsze motocykle na jakich jeździłem

Zima to czas rozmyślań, czas retrospekcji. Dzisiaj naszło mnie na wspomnienia. Jeździłem w swoim życiu na setkach motocykli (słownie: kilkuset motocyklach) i postanowiłem sobie uzmysłowić, które z nich uważam za najlepsze. Nie musiałem się długo zastanawiać, zamknąłem oczy i zobaczyłem trzy motocykle: BMW R 1200 GS, Honda CB 1300 i Honda CRF 1000L Africa Twin.

Na BMW przejechałem kilka tysięcy kilometrów i… zakochałem się w nim. Oprócz tego, że na seryjnych oponach absolutnie nie nadawał się do jady w terenie, to na szosie był po prostu nie do pobicia. Motocykl, dzięki przedniemu zawieszeniu Telelever i absolutnie fantastycznemu wyważeniu i zdolnościach trakcyjnych wpisywał się w winkle lepiej od niejednego ściganta. Był rok 2005, a ja pamiętam miny wyprzedzonych przeze mnie gości na plastikach, którzy podczas tankowania na górskiej stacji benzynowej zadawali mi pytania o to co to za model, dlaczego tak jeździ i czy to rzeczywiście jest BMW… Wygoda za kierownicą, świetne hamulce – z elektrycznym wspomaganiem i poręczność tego motocykla po prostu mnie urzekły.

Dlaczego akurat one? Jeśli chodzi o CB 1300 to absolutnie urzekło mnie prowadzenie tego modelu i jego silnik. Mocny i posiadający duży moment obrotowy czterocylindrowiec ciągnie równiutko od samego dołu, do samej góry obrotów. Krzywa przebiegu jego mocy jest praktycznie prostą, gładko pnącą się w górę. Jeśli chodzi o prowadzenie, jadąc nim miałem wrażenie jazdy po niewidzialnych szynach. CB 1300 jechał po prostej jak po sznurku, pewnie i stabilnie – nawet przy prędkościach, przy których od ziemi odrywają się już lżejsze samoloty… Zakręty też pokonywał bardzo dzielnie, nie czułem wcale jego całkiem sporej masy… A na koniec jego wspaniałe wykonanie – CB 1300 było produkowane w Japonii i to było czuć. Jakość wykonania najmniejszych szczegółów w tym motocyklu po prostu była najlepsza z możliwych.

W ubiegłym roku miałem okazję pożyczyć od dealera Hondy nową Africa Twin, która ze starą Africą wspólną ma tylko nazwę. O ile stary model nie przypadł mi nigdy do gustu, o tyle nowe wcielenie Afryki wręcz zwaliło mnie z nóg. To jest motocykl, jakiego brakowało na rynku. Sprzęt dla którego nie ma różnicy, czy jedzie po krętym asfalcie, w miarę gładkim szutrze, polnej drodze czy autostradzie. Africa Twin nie jest w niczym najlepsza, ale we wszystkim jest naprawdę dobra. Nadaje się w teren, na miasto i do turystyki bliższej, dalszej, we dwoje, w pojedynkę, z namiotem czy do hotelu. Szczerze mówiąc zaskoczyła mnie poręczność tego motocykla, nieprzesycenie elektroniką i przyjazność dla użytkownika.

Przemysław Borkowski

Kocha wszystko co ma dwa koła i silnik - nawet ten elektryczny. Gdyby wiertarka miała koła, też by na niej jeździł. Prywatnie fan dobrego rockowego brzmienia i kultur orientalnych.

Inne publikacje na ten temat:

2 opinii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button