Jak pozbyć się 1500 zł, zyskując w Kymco niemarkowe części...

Witam serdecznie

Do napisania tego posta, zmusiła mnie troszeczkę przygoda z serwisami w ciągu ostatnich 3 tygodni.

Sprawa dotyczy się mojego ukochanego NewDinka, którego zachwalałem niejednokrotnie na tym forum za bezawaryjność przez 23tyś km.

Przez 2 lata użytkowania swojego Kymco New Dink - albo ja osobiście go serwisowałem, wychodząc z założenia, że nikt lepiej nie zrobi moto ode mnie samego, albo przy braku czasu, lub skomplikowanych sprawach robili to znajomi ze Słupcy (amatorzy jak ja, bardziej miłośnicy moto - ale dobrzy fachowcy), a także co 10 tyś km, dawałem moto do serwisu Kymco we Wrześni, z którego obsługi byłem i nadal jestem zadowolony.

Tym oto sposobem, moto miał 23 na karku i przy przeglądzie jaki robiłem na 20 tyś, miał idealne jeszcze części (przegląd był dokładny z rozpołowieniem silnika, aby sprawdzić co i jak).

Najśmieszniejszym w tym wszystkim jest fakt, że jako osoba przestrzegająca wielokrotnie w necie (także i na tej stronie) przed przygodnie znalezionymi i niesprawdzonymi serwisami, sam zrobiłem się w jajo - poprzez nieprzestrzeganie tej zasady, z powodu faktu, że "zależało mi na czasie" i za bardzo nie chciało mi się transportować moto specjalnie do Wrześni lub Słupcy, z powodu faktu, że 1sza awaria, która zapoczątkowała ten ciąg zdarzeń, przytrafiła mi się w trasie.

Opowieść jest o tym "Jak stracić 1500 zł, zyskując niemarkowe części, a tracąc markowe - czyli o jakości niektórych serwisów".

Bynajmniej w tej opowieści nie chodzi o to, że ktoś mi takowe części podmienił, tylko o tym, jak jedna drobna wymiana części i złe złożenie całości, może spowodować "posypanie się" reszty.

Historia ta zaczęła się po normalnym powrocie z pracy, czyli przejechaniu od rana 50 km.
Nic nie zapowiadało, że motorek odmówi posłuszeństwa - miesiąc wcześniej elementy były sprawdzane, wymieniłem wtedy przy okazji pasek i rolki, wyregulowałem zawory i wszystko grało... żadnego przymulenia, dziwnych dźwięków, itp.

Prze de mną była jeszcze trasa 40 km... to żaden wyczyn był dla mojego kymkacza, zrobić w 1 dzień 90 km, bo już niejednokrotnie robiłem takie trasy znacznie dłuższe i to jednym ciągiem.

Po przejechaniu 22 km z zaplanowanego odcina 40 km, nagle usłyszałem wydobywający sie zgrzyt.
Peszek chciał, że miałem tylko standardowe klucze przy sobie - czyli nie byłem w stanie odkręcić pokrywy od strony napędu.

Szybciutko wchodząc przez telefon do netu, poszukałem najbliższego serwisu w danej miejscowości.

Okazało się, że przyczyną był blendiks - cały się rozsypał... po 23 tyś km, miał prawo.

Ekspresowa wymiana kosztowała mnie 150 PLN, cena mi się wydała dziwna, ze względu na to, że oryginał kosztuje ponad 200 PLN... zapewnię został zastosowany "produkt zastępczy z ChRL".

Ok... chiński, nie chiński - powinien wytrzymać trochę, z czasem kupi się oryginał.

Niepokoił mnie tylko następnego dnia, po trasie do pracy dziwny chrobot... tym razem po pracy czekała mnie jeszcze przejażdżka do Gniezna - czyli podobnie jak poprzedniego dnia, stało prze de mną 80 km, zanim wrócę do domu... kit, najwyżej to sprawdzę po powrocie.

Jakże pechowy okazał się ten dzień, bo w Gnieźnie przy Starostwie Powiatowym, ponownie wydobył się ostry zgrzyt.

Tym razem miałem klucze.
Ha... i co z tego?
Po rozebraniu boku, okazało się że straty są większe niż poprzednio.
Ponownie strzelił blendiks (tym razem już ten chiński, który miał raptem może z 50 km na głowie) i o zgrozo... z nie wiadomo jakiej przyczyny, okazało się, że nie mogę odkręcić tarczy wariatora (ta z ząbkami).
Coś mi tu nie gra... klucz specjalny jest, zablokowane prawidłowo, kręcę i nic... obraca się w koło wsio, mimo że tarcza zablokowana... jak nic gwint strzelił chyba.

Znowu net, znowu szukanie zakładu - tym razem w Gnieźnie.
Szybka usługa, firma wydawała się być porządna, mieli nawet własny transport, nie byłem wiec zmuszony pchać do nich moto... odbiór za 2 dni ma być.

Facet ma zadzwonić za jaką cenę to zrobi... kit niech robią, nie będę odprowadzał moto 16 km, akurat nie ma znajomego, który mógłby mi ten motor przewieść, a w osobówkę nie wejdzie... to nie rower ;)

Facet oddzwonił po 3 h, mówiąc:
- "Panie, kto do cholery panu to robił, tam cały gwint się zerwał od wała (a nie wału? ;) ), bo źle było poprzykręcane wszystko i trzeba będzie wymienić.
- ile to będzie kosztować?
- tak z 500 zł z wymianą
- firmowy wał?
- no jak firmowy to 700
- cholernie drogo ta robocizna u Was, niefirmowy kosztuje wał 120 zł, a Pan chciał 500... no dobra róbcie.
- no Panie, może Panie nie robić i iść gdzie indziej
- ok, ok

Po 3 dniach (a miało być po 2, jednak zgłosili w międzyczasie poślizg, związany z faktem, że muszą "ten firmowy wał kupić"), odebrałem moto.

Przy odbiorze była dziwna sytuacja - facet nie wystawił mi świstka żadnego na usługę, nie wiem czy gadałem z właścicielem, bo obsługiwał mnie inny gostek, niż ten co przyjechał po moto.
- Proszę Pana, a gdzie papier na to?
- Wie Pan, musieliśmy to szybko załatwiać, bo Pan nie chciał tego chińskiego wału - jakby coś się działo niech Pan się zgłosi
- Jaja sobie robicie, sprzedaż i usługa bez świstka na gębę za 700 zł?
- no przecież mowie Panu, że jak coś się będzie działo to Pan przyjeżdża i nie ma problemu
- sorki ale ja nie biorę bez świstka
- ok, to w takim razie Pan płaci za montaż i ponowny demontaż 500
- wrr... ok niech Wam będzie, ale mi się to nie podoba, dziwna firma jesteście, tak bez papierka wystawiać - nie boicie się?

Na koniec sprawdziłem tylko czy w bagażniku jest to co wymieniali - widniał tam z zszarganym gwintem, mój wał od Kymco, który miał przejechane 23 tyś km... był piękny, prawie nie nosił śladów zużycia... gdyby nie ten gwint i te poprzednie sieroty, co źle przykręciły wsio.

Kit, zgodziłem się na te warunki, bo nie uśmiechała mi się perspektywa ponownego czekania... zresztą nic nie zapowiadało że będzie jeszcze gorzej, bo firma wydawała się porządna - ładny salon sprzedaży, elegancki warsztat, mieli swoja stronę w necie - nie tak jak tamten przygodnie znalezione warsztacik.
Szczegół, że Ci nie specjalizowali się w skuterach za bardzo... no ale motor to motor.

Parę dni jeżdżenia i na liczniku od remontu raptem zrobione tylko 280 km (tyle to ja w 2 dni przeważnie robię)... no ale jakoś nie miałem żadnych wypadów.
Spokojnie dojeżdżając sobie do domu, nagle wydobywa się buch, buch, pryk i zdechł.

Próba odpalenia - nie da rady... no to "z kopa go"... cholera, nóżka leci :/
hm... o nie... zero kompresji, chyba strzeliło coś więcej tym razem.

Nauczony złym doświadczeniem z 2 przydrożnych zakładów, postanowiłem tym razem zrobić to z pomocą sprawdzonych znajomych.

Ok rozbiórka boku - wsio porządku... chociaż nie - zębatka od nóżki źle ułożona, wytarła się.

Spuszczanie oleju... kurcze co za dziwny zapach... takiego smrodu jeszcze nie czułem z silnika.
Co oni tam do diabła wlali?!!
Nie dość że rzadkie, to jeszcze śmierdzące!!

Rozpołowienie silnika, aby sprawdzić co Ci giganci z Gniezna dali - zamiast markowego wału był produkt z ChRL... nie ma jak skasować 700 PLN za coś co kosztuje 120 PLN na allegro

Oględziny tłoku, cylindra i głowicy - wszystko do wymiany.

Co było przyczyną?
Okazało się, że szanowni Panowie z Gniezna, nie dość że wlali breje, dzięki której silnik się ugotował, to jeszcze źle wszystko poustawiali.
Cylinder i tłok który na oględzinach jakie robiłem na 20tyś km, wyglądał jak nowy, nagle wyglądał gorzej niż jakby wsadzono w niego dynamit.

Tym oto sposobem, pozbyłem się już wcześniej 850 PLN i szykuje się następny wydatek.

Teraz decyzja co kupić... w tym miesiącu już kupiłem sobie Zipp pro 50, wydałem już 850 na Kymco, żona mnie zabije jak wydam znowu na Kymco :D
Ok - stosujemy chińskie materiały na razie, zwłaszcza że chłopakom trzeba będzie też parę zł odpalić.

Wymiana cylindra i tłoku na 80 cm3 + wymiana głowicy + parę jeszcze pierdołek, które okazały się wyrobione, bo strzeliły przy okazji "ugotowania się" + dodatkowo te nieszczęsne zębatki, sprężynki i tulejki - wszystko z markowych i drogich części na produkty ChRL - 500, chłopaki za robotę wzięli 200 - czyli łącznie 700 PLN
Tym razem roboty jestem pewien (roboty bardziej niż części wsadzonych).

Jak widzicie szanowni koledzy z forum - można za niezłe pieniądze przez własny pośpiech i zaufanie do nieznanych serwisów, pozbyć się markowych części, rozwalić sobie prawie cały silnik, zyskując przy okazji dziurę w portfelu i chińskie części w markowym moto, a pozbyć się części wartych bliżej 2000.
Mój tajwański ND stał się tym oto sposobem chińczykiem :D a wszystko to przez 2 zakłady naprawcze.

Jakbym to od początku robił wg. zasady że daje się do sprawdzonego serwisu (która przez 2 lata przestrzegałem), to by mnie tyle to nie kosztowało, jakbym dał moto do Wrześni, a u znajomych u których robię, lub samodzielnie - to jeszcze mniej, bo już na początku po 1szym zdarzeniu byłoby ok zrobione i nie nastąpiłoby 2gie i 3cie zdarzenie.

A miałem sobie silnik 110 kupić do zip pro :(
Za te pieniądze miałbym 2 silniki 110...

Teraz może o tym jak się zachowują te części w kymco - bo zawsze w nim był produkty z najwyższej półki.

To co zauważyłem na razie (jeszcze na dotarciu) to, że chińska 80, nie jest tym samym co tajwańska.
Na razie na dotarciu nie daje u co prawda mocno, ale wyraźnie jest to jednostka słabsza... coś pomiędzy markową 50, a 75.

Przykre to ale prawdziwe. Mając moto a nie mając sprawdzonego serwisu to narażamy się na spore wydatki. Niestety ale duża część serwisów próbuje wykorzystać czyjeś nieszczęście. Raz tylko postanowiłem skorzystać z usług innego serwisu jak "mój". Efekt - wsadzony niewłaściwy tłok do S9 i zatarcie go po 50 km. Na szczęście stracone jedynie 150 zł.

Tamtym oszustom z Gniezna odpuszczasz czy zamierzasz jakoś dochodzić odszkodowania?

Może chociaż donosik do skarbówki, że taka i taka firma odmawia wystawienia dowodu sprzedaży? Jak przetrzepią ich dokładnie to oduczą się może takich zagrywek...

Nie mam żadnego papierka na to, najwyżej do nich zadzwonię i zjadę ich... ale w sumie, czy coś mi to da?
Wątpie aby było im przykro, po tym jak zadzwonię - przecież zrobili to z pełną świadomością.

Dobrze w sumie takie rozmowy nagrywać by było na fon (przecież masz prawo trzymać telefon w łapach)... tak mi teraz przyszło do głowy, przynajmniej dowód by był.

Eh... człowiek cale życie się uczy :D
Myślałem, że jak jestem stary baran, to jestem mądrzejszy, a tu z wiekiem człowiek głupszy (brak przestrzegania zady, jaka stosowałem od lat - czyli że obcym "nie swoim" serwisom się nie ufa).

Dlatego ja od początku wymieniam części w mojej Vitalce na oryginalne Kymco,wolę więcej dać i mieć pewność że nic się nie stanie,nawet gąbkę filtru powietrza i filtr paliwa kupiłem oryginalny :D

Jesteś człowiekiem poważnym i odpowiedzialnym. Miałeś to nieszczęście, że trafiłeś na partaczy. W drugim przypadku na partaczy i naciągaczy. Nie wiem jak nazwać ludzi, którzy wlewają do silnika zużyty olej lub jakiś inny szajs. Wprawdzie nie masz kwitu za usługę. Nie mniej nie odpuściłbym tej pseudo naprawy. Ilu osobom jeszcze zniszczą sprzęt? Pojechałbym do obu warsztatów. W pierwszym zażądałbym zwrotu pieniędzy. Przecież posiadasz ten wał w którym zniszczył gwint. W drugim warsztacie także spróbowałbym wyciągnąć pieniądze za naprawę. Przecież ta ich pseudo naprawa wygenerowała masę dodatkowych kosztów. Trzeba zwalczać takie dziadostwo wszelkimi dostępnymi metodami.
Uważam, że powinieneś na forum napisać adresy obu warsztatów, aby omijać je szerokim łukiem.

Niestety 99% serwisów to partacze i naciągacze :(

Raf w pierwszym przypadku jeśli masz paragon/fakturę to zawieź im spaprany wał z pisemkiem reklamacyjnym.

W drugim przypadku możesz spróbować pojechać poprosić ich o świstek z wyszczególnieniem ustrki jaką "naprawiali". Powiedz, że ta "ekspertyza" jest Ci potrzebna do reklamacji w poprzednim warsztacie. Jak wystawią masz ich na widelcu :)

Jeśli nie wystawią jest plan B. Mimo wszystko pismo o zwrot pieniędzy za nienależycie wykonaną usługę. Jako dowód przy ewentualnej sprawie w sądzie mozna przedstawić biling połączeń tel. między Wami lub świadka. Przecież mógł Cię ktoś z rodziny/znajomych odebrać spod serwisu i przywieźć na miejsce :)

A przede wszystkim zasuwaj do Rzecznika Praw Konsumenta po fachową pomoc. Często jego interwencja działa cuda. Nie warto odpuszczać oszustom!

Partacze, oszuści i złodzieje, nie da się tego inaczej nazwać...Niestety, jeśli nie masz kwitów, nic nie zdziałasz, a po tym co zrobili, nawet z kwitami byłoby ciężko i raczej nie obyłoby się bez sprawy w Sądzie.

Dzięki za podpowiedzi chłopaki, spróbuje Waszych patentów.
Obawiam się, że Pietro ma jednak troszeczkę racji, bo zawsze może być w tym przypadku wymówka, że użytkownik coś grzebał, nie jeździł jak należy, czy sam zmienił olej na nieprawidłowy.

Wymówek (a raczej linia obrony z ich strony) może być sporo.. no ale spróbować można.