Prawo jazdy: Dlaczego polscy motocykliści jeżdżą bez uprawnień?

“Ja jeżdżę od 6 lat bez prawka i nic się nie stało”. “Trzeba być frajerem, żeby iść na egzamin”. “Zrobię prawo jazdy A jak będzie normalny egzamin”. “Prawo jazdy jest tylko to, żeby państwo zarabiało”. “Nie mam uprawnień, ale umiem jeździć lepiej od tych, co mają”.

Znacie te cytaty? Słyszał je każdy, kto choć raz uczestniczył w dyskusji na temat jazdy bez uprawnień na motocyklu. Takie podejście prezentujemy do prawa jazdy w Polsce. To nieco kwestia naszej mentalności, która kreowała się z pokolenia na pokolenie. Jej genezą jest oczywiście także nasza historia, lata komuny i pielęgnowane do dziś patologiczne tradycje z tego okresu.

Państwo biurokratyczno-komercyjne.

W Polsce zdobycie uprawień to najbardziej zbiurokratyzowana procedura w całej Europie. W naszym kraju trudniej jest tylko o pozwolenie na broń i apostazję. Prędzej weźmiesz ślub, zarejestrujesz spalarnię toksycznych odpadów czy farmę wiatrową niż dostaniesz prawo jazdy dowolnej kategorii. To wina wspomnianych biurokratycznych tradycji, zgodnie z założeniem – im więcej wypadków, tym zdobycie uprawnień powinno być trudniejsze. Jednak jesteśmy odosobnieni w tym poglądzie na tle innych krajów Unii. Tam już dawno temu zrozumiano, że za brak bezpieczeństwa na drogach odpowiadają: mentalność (edukacja), zbyt niskie mandaty, infrastruktura drogowa, stan techniczny pojazdów, społeczne poszanowanie prawa i fukcjonariuszy oraz wychowanie komunikacyjne społeczeństwa. Patrząc na Polskę z lotu ptaka można uznać, że wszystkie te zagadnienia są skrajnie zaniedbane. Jednak przerwanie tego błędnego koła jest nie na rękę przede wszystkim środowisku egzaminacyjnemu. Im trudniej zdobyć uprawnienia, tym więcej obywatel zapłaci w kasie WORD. O ile w ogóle będzie chciał zdobyć prawo jazdy. Stąd Polacy często decydują się na “jazdę na dziko” przy aplauzie społecznym i ogólnej akceptacji.

W Polsce jazda bez prawa jazdy to synonim bohaterstwa.

Tak, bo osoby te uważają, że oszukały państwowy system. “Nie dałem się sfrajerzyć i im zarobić”. To jest częste usprawiedliwienie, które jest u nas dobrze tolerowane. Połowicznie jestem w stanie je zrozumieć ze względu na powyższe (chora strategia rządzących). Jednak nie zmienia to faktu, że jazda bez uprawnień to skrajna głupota i brak odpowiedzialności. Celowo nie wspominam tutaj o samym fakcie posiadania umiejętności jazdy motocyklem czy samochodem. Mam na myśli wyłącznie kwestie formalne. Już dziesiątki razy mówiłem o konsekwencji wynikających z de facto braku ubezpieczenia oraz braku pewnej sprawiedliwości społecznej. Po jednej stronie stoją ci, którzy poświęcili mnóstwo czasu i pieniędzy na legalne zdobycie uprawnień, a z drugiej ci, którzy od lat jeżdżą bez egzaminu. Bezkarnie.

[trending]

Państwo nie egzekwuje prawa.

To strategia Policji, której priorytetem jest wyłącznie prędkość. Kiedy ostatnio zostałeś zatrzymany do rutynowej kontroli, tak po prostu, bez powodu? Ja nigdy. Szacuje się, że w Polsce prawdopodobieństwo kontaktu z drogówką wynosi 1:5 w skali roku. To zachęca do powszechnego łamania prawa, bowiem ryzyko wpadki jest niezwykle niskie. Statystyczny Janusz wychodzi z założenia, że dużo bardziej opłacalne jest jeżdżenie bez prawa jazdy. Nawet jeśli trafi się kontrola, to i tak wysokość mandatu jest śmiesznie niska jak na tę skalę wykroczenia.

Ja nigdy nie byłem w stanie zrozumieć jak za tak fundamentalne przewinienie można zaproponować w mandacie grzywnę w wysokości 300-500 zł? Jest to stawka obowiązująca od 18 lat! Dziś taka suma nie robi wrażenia nawet na najgorzej opłacalnych, niewykwalifikowanych pracownikach. Jak zmieniłoby się podejście kierowców jeżdżących na “nielegalu” gdyby ta suma wynosiła 5000 zł? Co stoi na przeszkodzie? Przecież modyfikacja taryfikatora mandatów to kwestia wydania tylko jednego rozporządzenia. Jednym, autorytarnym podpisem ministra rozwiązujemy problem 250 000 polskich kierowców, którzy codziennie jeżdżą na naszych drogach bez troski o plastik. Tylko, że te 250 000 ludzi to także wyborcy…

System szkolenia kierowców oraz ich egzaminowania należy zbudować od nowa.

Polskie rozwiązanie jest patologiczne. Drakońsko trudny i kosztowny egzamin versus śmiesznie niskie kary. Mało tego – “legalny” kierowca ma się jeszcze w przyszłości spodziewać dodatkowych utrudnień – limity prędkości dla nowicjuszy, zielony listek, kontrolne szkolenia itd. Po co temu się poświęcać, skoro można być poza systemem? Zauważcie – polski system szkolenia jest non stop łatany. Nowe egzaminy, wymagania, profile na kierowców, prawo jazdy AM dla nastolatków, bezsensowne pytania teoretyczne, placyki, sprawdzanie płynu do spryskiwaczy… I nadal jest źle. Nadal najniższa w UE zdawalność i najwięcej wypadków – czyli niska efektywność. Dlaczego nikt nie zdecyduje się na zrównanie tego wszystkiego z gruntem? Popatrzmy na system czeski, niemiecki, brytyjski… każdy inny. Ułatwmy ludziom zdobywanie uprawnień ograniczając biurokrację (i dzięki temu także koszty). Zdecydujmy się na edukację od małego, której współcześnie brak w szkołach podstawowych. Dodatkowo zróbmy jak choćby u północnych sąsiadów, którzy przyjęli strategię prostych egzaminów i wysokich mandatów za wszelkie przewinienia na drodze. Mamy nieudolny taryfikator, który w tym roku zyskał pełnoletność. Wreszcie co ze stanem technicznym pojazdów? Dlaczego ten fakt jest ignorowany w raportach o stanie bezpieczeństwa na polskich drogach? Dlaczego policja nie kontroluje tego co porusza się po naszych asfaltach? Nie przyjmuje tutaj argumentu “jeździmy złomem, bo jesteśmy biedni”. Ten tok rozumowania zmienia każdy kiedy zapytam “a co jeśli Twoje dziecko zostanie zabite dlatego, bo ktoś miał łyse opony?” Ciekawe czy też da się tę śmierć uzasadnić biedotą.

Bierność polskich władz ma swoją genezę w braku zaangażowania. To przez upolitycznienie, partykularyzm i nepotyzm. Nikomu nie zależy na rzeczywistym podniesieniu bezpieczeństwa. Targetem są pieniądze pompowane w system szkoleniowy, kasę WORD oraz kieszenie Wojewodów. Na bezpieczeństwie nie zależy także samej policji, bo jej działania są pozorne. Służby nie posiadają nawet odpowiedniego sprzętu do egzekwowania prawa. W dodatku kontroluje się wyłącznie pojazdy przekraczające prędkość. Jeśli nie masz prawa jazdy, ale jeździsz wolno to możesz czuć się “bezpiecznie”.

Ciąg dalszy pod materiałem wideo

Leszek Śledziński

Emerytowany dziennikarz motoryzacyjny portalu Jednoślad.pl

Inne publikacje na ten temat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button